Bawmy się razem! Rodzice, którzy nie dali za wygraną
Dziecko z niepełnosprawnością na placu zabaw to wciąż niestety rzadki widok. Węgierka Eszter Harsányi postanowiła zawalczyć o beztroskie dzieciństwo swojego syna z epilepsją, który był wykluczony ze wspólnej zabawy na placu zabaw. Razem z rodzicami dzieci z niepełnosprawnością stworzyła przedsiębiorstwo społeczne MagikMe, które projektuje i tworzy integracyjne urządzenia, na których w tym samym czasie mogą się bawić wszystkie dzieci.
Plac zabaw. Głośny śmiech. Dzieciaki bawią się na zjeżdżalni. Huśtają się – „wyżej i wyżej!”. Uderzają foremkami o piasek. Biegają i skaczą. Wśród nich jest dziecko na wózku. Siedzi. Próbuje się bawić z rówieśnikami.
Mimo dobrze zapowiadających się początków zabawy, na próbach nadążenia za energicznymi, sprawnymi dziećmi, niestety, kończy się. Dziecko na wózku powoli wycofuje się i zaczyna jedynie obserwować innych. Jego wielki uśmiech stopniowo się zmniejsza, by ostatecznie zniknąć z twarzy.
Taki widok ściska serce, szczególnie matkom dzieci z niepełnosprawnością. Do tego to przytłaczające uczucie bezsilności. Bo co innego można zrobić?
Węgierka Eszter Harsányi, matka dwójki dzieci, w tym jednego z niepełnosprawnością, zna ten stan niemego bólu bardzo dobrze. Chodziła bowiem na place zabaw z synami, jednym pełnosprawnym i drugim, który ma epilepsję.
- Ilekroć tam przychodziliśmy, okazywało się, że mój Áron nie był w stanie korzystać ze sprzętów na placach zabaw, bo nie mógł skakać, siedzieć w piaskownicy, a przez to bawić się z innymi – mówiła Eszter podczas spotkania z cyklu „Społeczny StartUp” w siedzibie Ashoki, wspierającej nowatorskie inicjatywy.
Podobne doświadczenia
Eszter Harsányi jest przedstawicielką kobiet, które można spotkać w każdym europejskim mieście. Mieszka w Budapeszcie, jest wykształcona, od 12 lat pracuje w kadrach jednej z międzynarodowych korporacji, ma kochającego męża, spełnia się w roli matki. Jej spokojnie życie wywróciło się jednak, gdy u jednego z synów zdiagnozowano padaczkę. Od tego momentu rozpoczęła się jej historia „naprawy dziecięcego świata”.
- Kiedy Áron miał sześć miesięcy, okazało się, że ma epilepsję – wspominała Eszter. – Przez pierwsze dwa lata cała rodzina walczyła o jego życie, ponieważ miał napady padaczki mniej więcej co pół godziny. Przeszedł dwie operacje mózgu.
Eszter Harsányi podczas prezentacji „MagikMe” w siedzibie Ashoki
Chłopczyk musiał uczęszczać na zajęcia fizjoterapii. Podczas rehabilitacji syna, Eszter miała okazję poznać rodziców dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Z czasem ich znajomość zaczęła się pogłębiać i zacieśniać przez... wzajemne zrozumienie i wsparcie.
- Oczywiście, mieliśmy wiele chwil radości, dzięki naszym dzieciom – wspominała Eszter. – Ale przede wszystkim mieliśmy te same lub bardzo podobne problemy, momenty załamania, smutku, braku wiary. Łączyło nas też to, że później jakoś się w sobie zbieraliśmy i organizowaliśmy dziecku życie.
Cel: wspólna zabawa
Pewnego razu pięcioro zaprzyjaźnionych rodziców spotkało się. Długo rozmawiali i opowiadali o swoich doświadczeniach. Każdy z nich chciał coś zrobić dla swojego dziecka, coś, co pomogłoby jemu i innym dzieciom z niepełnosprawnością się rozwijać. Po nitce do kłębka wpadli na pomysł, że będą działać razem. Dla dzieci.
Wspólnym mianownikiem dla wszystkich historii była zabawa. A raczej jej brak w sferze publicznej razem z innymi, pełnosprawnymi dziećmi. Grupa znajomych wyszła z założenia, że to właśnie wspólna zabawa jest najbardziej wartościowa dla dzieci.
- Postanowiliśmy zrobić coś z zabawą dzieci na placach zabaw, dlatego że nasze dzieci nie mogły na nich funkcjonować – mówiła Eszter. – A jest to przecież pierwsza platforma do socjalizacji społecznej dzieci. Chodziło o to, by nasze dzieci mogły się bawić, ale także, by zdrowe dzieci zobaczyły, jak funkcjonują i jakie mają potrzeby dzieci mniej sprawne. A przecież na placach zabaw spotykają się także rodzice, można się poznać, poplotkować.
Rodzice nadali więc nazwę swojemu pomysłowi MagikMe, co jest nawiązaniem do języka niderlandzkiego, w którym oznacza „pozwól mi też”.
Krok po kroku budowy integracji
Na samym początku, podczas burzy mózgów, rodzice trafnie zauważyli, że wszystko rozbija się o... pieniądze. I że na samym początku najlepiej określić formułę ich pomysłu – czy ma to być organizacja pozarządowa, czy spółka z ograniczoną odpowiedzialnością? Jak ma być finansowana? Dzięki temu można było realnie określać następne cele i wizualizować pomysły.
Sprzęty integracyjne oferowane przez MagikMe są uniwersalne, bo dla wszystkich, i wielopokoleniowe – to oznacza, że z dziećmi mogą się bawić ich rówieśnicy, ale także rodzice czy opiekunowie
- Zdecydowaliśmy, że będzie to przedsiębiorstwo społeczne, które będzie czerpało finansowanie z rynku, a nie pozyskiwało granty czy fundusze z jakichś fundacji – uściśliła Eszter.
Następnie rodzice określili konkretną misję organizacji. Musieli być w tym wiarygodni, by w przeszłości przekonać do swoich pomysłów ludzi, którzy mają niewiele wspólnego z niepełnosprawnością, a ich rola jest decyzyjna.
- Określiliśmy, że najważniejszą wartością i rzeczą fundamentalną dla dzieci jest wspólna zabawa. Każdy rodzic wie, że najbardziej zależy nam na tym, by widzieć uśmiech na twarzach naszych dzieci. By miały one poczucie przynależności do „bandy” – wyliczała Eszter. – Oprócz tego, jest tu też element budowania tolerancyjnego społeczeństwa od najmłodszych lat i uwrażliwiania dzieci sprawnych na „inność” i niepełnosprawność. W toku wspólnej zabawy dzieciaki się poznają, uczą się rozpoznawać swoje gesty, uśmiechy, grymasy, co jest szczególnie ważne w przypadku dzieci z jakąś niepełnosprawnością.
Najważniejsze: bezpieczeństwo
Wózek na placu zabaw jest mimo wszystko elementem izolującym dziecko od otoczenia i urządzeń, na których bawią się pełnosprawne dzieci. Dlatego rodzice zdecydowali się stworzyć... integracyjne sprzęty, z których w jednym czasie będą mogły korzystać zarówno dzieci pełnosprawne, jak i z niepełnosprawnością – na równych zasadach.
Obecnie przedsiębiorstwo dysponuje dwoma sprzętami integracyjnymi: motylem i piaskownicą. Ale niech nikogo nie zmylą proste skojarzenia tych nazw! Sam ich projekt i wykonanie zostały zrealizowane z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa i przy wykorzystaniu maksymalnej kreatywności.
- Mamy rodziców, którzy mają dziecko z najpoważniejszą niepełnosprawnością wśród innych dzieci z całej naszej organizacji – tłumaczyła Eszter. – Nasze sprzęty projektujemy „pod to dziecko”, które później je testuje, oczywiście z zachowaniem ostrożności. Jeśli urządzenie pasuje do tego dziecka – pasuje do wszystkich.
Motyl, na którym mogą się bawić dzieci pełnosprawne i z niepełnosprawnością
W piętrowej piaskownicy
Motyl, czyli Pillangó, to sprzęt dla czwórki dzieci. Na skrzydłach motyla mogą leżeć na brzuchu dzieci z różnymi rodzajami niepełnosprawności, a nawet najmłodsi od siódmego miesiąca życia – sprzęt jest zaprojektowany uniwersalnie. Po dwóch przeciwległych stronach siedzą dzieci pełnosprawne. By móc się razem huśtać, wszystkie dzieci muszą współpracować.
- Tutaj też dochodzi do bliskiego kontaktu dzieci, w tym często do łapania się za dłonie czy za ręce – a jak wiadomo dotyk jest dla dzieci szczególnie ważny, przełamuje bariery – podkreślała Eszter.
Drugie urządzenie to Bucka, czyli piętrowa piaskownica z pięcioma różnymi miejscami dla dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. W tym urządzeniu dzieci mogą się bawić zarówno z pozycji wózka inwalidzkiego, jak i zwyczajnie siedząc na dostosowanych miejscach w piaskownicy. I co najważniejsze, zamiast piasku urządzenie może być wypełnione wodą.
To międzypokoleniowy sprzęt, bo na siedzeniach podczas zabawy mogą także usiąść dziadkowie czy rodzice, co sprzyja komfortowi dziecka, zwłaszcza jeśli jest bardzo małe.
Dwa urządzenia zostały sfinansowane przez rodziców z MagikMe i w niewielkiej części przez inwestorów. Organizacji brakuje środków, dlatego mimo wielkich chęci Eszter oraz innych rodziców, by zmieniać świat dzieci z niepełnosprawnością, muszą oni przede wszystkim pracować, a MagikMe zajmują się jedynie w swoim wolnym czasie.
Piaskownica Bucka, do której można też nalać wody
Bariera: mentalność
To jednak nie jedyne problemy, z którymi zmagają się rodzice. Według Eszter, jednym z głównych problemów, z jakimi boryka się MagikMe na poziome prawnym, to... brak sankcji. O ile w europejskim prawie znajduje się wymóg, by dostosowywać miejsca dla osób z niepełnosprawnością, o tyle brakuje konkretnych kar na niewywiązywanie się z tego zapisu.
Innym, dość istotnym problemem jest mentalność Węgrów.
- Kiedy tłumaczymy osobom z samorządów, na czym polega nasz pomysł, często pada pytanie: „Dlaczego dziecko musi zejść z wózka na placu zabaw?” – mówiła Eszter. – Musimy tłumaczyć za każdym razem korzyści płynące ze wspólnej zabawy dzieci pełnosprawnych i z niepełnosprawnością.
Węgierskie gminy są często nieugięte, odmawiają tworzenia integracyjnych placów zabaw, choć według statystyk jedna na 20 rodzin ma dziecko z niepełnosprawnością – a liczba ta stale rośnie.
Co dalej?
Na razie na Węgrzech znajduje się 40 dostosowanych placów zabaw, z których każdy wyposażony jest w dwa urządzenia.
Oprócz dystrybucji sprzętów MagikMe, rodzice zajmują się także doradzaniem firmom i korporacjom w kwestii budowy integracyjnych placów zabaw czy miejsc do zabawy. Oferują też usługi placówkom związanym z opieką nad dziećmi, np. przedszkolom, którym brakuje narzędzi do realizacji integracyjnej zabawy.
Rodzice z MagikMe mają także nowe pomysły na urządzenia służące wspólnej zabawie. To m.in. huśtawka w kształcie samolotu dla trójki dzieci, ścieżka sensoryczna, która jest odpowiednia dla wszystkich, podwyższana ścianka do rysowania oraz wiele innych.
Wszystkie działania MagikMe mają na celu poprawę integracji dzieci. Po to, by były one otwarte i szczęśliwe, jak 7-letni obecnie syn Eszter, Áron.
Więcej na temat tego przedsiębiorstwa społecznego dowiesz się z wersji angielskiej ich strony internetowej i na fanpage'u MagikMe na Facebooku.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz