Igrzyska otwarte! Vancouver go!
Zaczęło się. Bez wybujałych efektów świetlnych i nadmiernego hałasu przebiegła ceremonia otwarcia X Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich Vancouver 2010. Widowisko zmierzało do pokazania tych stron sportowego święta, które wiążą go z wartościami olimpizmu i paraolimpizmu – odwagą, pracą nad pokonywaniem barier ludzkiego ciała i duchem humanizmu.
To, co mogliśmy zobaczyć w BC Place Stadium w Vancouver, starczyło, by ogrzać ponad 50 tysięcy zgromadzonych tu widzów, w tym ponad 500 sportowców z 44 państw. Byli wielcy sportowcy, byli też oficjele. Wśród nich prezydent Kanady Michaëlle Jean.
Nie było jednak zadęcia, którego mogliśmy być świadkami przeszło półtora roku temu w Pekinie. Kanadyjczycy osiągnęli efekt za pomocą innych środków. Przestrzeń wizualną i dźwiękową wyznaczali artyści - przede wszystkim swoim talentem. I w tej warstwie widowiska ukryte było prawdziwe bogactwo. Nie bez znaczenia była również fantastyczna publiczność, która posłusznie przyozdobiła się w przygotowane przez organizatorów plastikowe, różnokolorowe poncza i ponad godzinę przed otwarciem ćwiczyła "falę", machanie świecącymi pomponami w rytm muzyki, przyjazne pomruki i niewiarygodnie głośne okrzyki.
Punktualnie o 18.00 kanadyjskiego czasu na platformie stadionu pojawiło się kilkoro dzieci, które w imieniu mieszkańców Vancouver i całej Kanady w języku angielskim, francuskim i migowym powitały sportowców i pozdrowiły wszystkich obywateli świata, którym nie jest obcy duch paraolimpizmu.
W swój świat zabrał widzów niewidomy wokalista i paraolimpijczyk Terry Kelly. Śpiewany przezeń utwór "O Canada" tłumaczyła na żywo na amerykański język migowy Mari Klassen, utalentowana głucha sportsmenka.
Nie zabrakło również akcentów ekologicznych. - Chrońmy ziemię, chrońmy środowisko, z którego wyrastamy, przestrzegajmy odwiecznych praw natury, wróćmy do czasów, gdy nie było granic między ludźmi i zwierzętami, kiedy żyli razem w całkowitej symbiozie pod czujnym okiem Ducha Życia - przekonywała Audrey Rivers, w języku indiańskim Tiyaltelot, przedstawicielka starszyzny plemiennej Indian ze Squamish. Wtórowała jej uczłowieczona maskotka igrzysk – Sumi (co w języku Salish znaczy „stróżujący duch”), posiadająca wszystkie cechy zamieszkujących Kolumbię Brytyjską zwierząt – od orek po czarne niedźwiedzie.
Parada sportowców to zazwyczaj najnudniejsza część wszystkich ceremonii otwarcia igrzysk – każdy interesuje się tylko własną reprezentacją, nie angażując się specjalnie w szczegółową analizę pozostałych sportowców. Tym razem jednak było inaczej – wszystko dzięki widowni. Sportowcy witani byli przez publiczność z ogromnym entuzjazmem, w tym i nasza, licząca trzynastu sportowców, reprezentacja, która na tle innych krajów wcale skromnie nie wypadła. Polską flagę niósł Jarosław Rola. Gdyby skala hałasu powodowanego przez krzyk widowni była miernikiem sympatii, na pewno znaleźlibyśmy się w pierwszej piątce najbardziej przez Kanadyjczyków lubianych krajów świata. Może nawet nie tylko ze względu na podobne barwy narodowe.
Widzowie wpadli jednak w prawdziwy szał, gdy na platformie pojawiła się flaga narodowa Kanady. I choć trudno w to uwierzyć, przez moment nie było słychać nawet głosu prowadzącego ceremonii otwarcia, nagłośnionego przecież najlepszej jakości aparaturą. Do nieba szybował bowiem wielki krzyk radości obywateli Kanady i łzy ich autentycznie wzruszonych reprezentantów, którzy licznie wkroczyli na platformę stadionu.
Później zapadła cisza i przy zgaszonych światłach na platformie pojawił się niepełnosprawny mężczyzna, który z udawanym, choć dobrze zagranym, wysiłkiem przeszedł na sam środek stadionu, który po chwili zaczął się podnosić. Wtedy Luca Patuelli pseudonim „Lazylegz” (leniwe nogi) rozpoczął swój wielki hip-hop breakdance. Towarzyszyła mu grupa niepełnosprawnych tancerzy z Montrealu, a to, co wyczyniali na scenie, doprowadziło publiczność do szaleństwa. Fantastyczne piruety, skomplikowany układ choreograficzny, niezwykła precyzja wykonania, umiejętności i siła, które z nich emanowały sprawiły, że ich pokaz zakończył się owacją na stojąco.
Wówczas przyszedł czas na przypomnienie historii paraolimpizmu. Na scenie pojawiła się sama Chantal Petitclerc, zdobywczyni 21 medali paraolimpijskich, jednocześnie gwiazda kanadyjskiej telewizji, w towarzystwie powalającej na kolana urody Aimee Mullins, która na protezach obu nóg pobiła trzy paraolimpijskie rekordy świata w lekkoatletyce, a w 1999 r. uznana została za jedną z pięćdziesięciu najpiękniejszych kobiet świata.
Dwie sportsmenki przypomniały historię igrzysk paraolimpijskich, a przede wszystkim sylwetkę sir Ludwika Guttmanna, który 62 lata temu w podlondyńskim Stoke Mandeville zorganizował pierwsze zawody sportowe dla osób niepełnosprawnych ruchowo.
- Chcę, aby w przyszłości paralelnie do igrzysk olimpijskich organizowane były także drugie igrzyska – dla osób niepełnosprawnych - konstatował wówczas Guttmann, a dziś w Vancouver powtarzała to za nim Chantal Petitclerc, lekkoatletka na wózku, która w 2008 r., zdobywszy w Pekinie pięć medali paraolimpijskich, święciła także triumf w swoim kraju, gdzie wybrano ją najlepszym sportowcem roku.
Tu nastąpiła kulminacja widowiska. W towarzystwie tancerzy na wózkach na scenę wjechał z wielkim hukiem na trzykołowym harleyu Martin Deschamps, autor tekstów piosenek i wokalista z Quebecu, urodzony z niewykształconymi kończynami. Tuż po nim wystąpiła kanadyjska gwiazda pop Fefe Dobson, w asyście zespołu prezentującego tricki na rampie. Wtedy to publiczność mogła obejrzeć salta wykonywane na wózku, w tym podziwiany na całym świecie 360-stopniowy flip w wykonaniu Aarona Fortheringhama zwanego „Wheelz” (kółka).
I wreszcie przyszła pora na część oficjalną. Nie trwała zbyt długo. Tuż za flagą paraolimpijską na arenę wkroczyli sir Philip Craven – prezydent Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego i John Furlog, szef Komitetu Organizacyjnego Vancouver 2010 ds. Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich.
- Sport jest językiem wszystkich ludzi świata - powiedział ten ostatni w swoim wzruszającym przemówieniu. - Sportowcy są tutaj, by realizować swoje marzenia, by znaleźć się w tym miejscu, musieli pokonać wiele trudności, lecz dla nich niemożliwe to zaledwie słowo. Młodzi ludzie, którzy teraz na was patrzą, kiedyś będą chcieli być tacy jak wy.
Po krótkim wystąpieniu sir Philipa Cravena, który podkreślił, że paraolimpjczykom doping powinien być obcy, oficjalnego otwarcia igrzysk dokonała Gubernator Generalny Kanady Michaëlle Jean. W ślad za jej słowami na maszt powędrowała paraolimpijska flaga i przyszedł czas na wspomnienia. Niewątpliwie była to najbardziej wzruszająca część ceremonii. Przypomniano dwie postacie - legendy świata sportu osób z niepełnosprawnością, utrwalone w świadomości każdego Kanadyjczyka – Ricka Hansena i Terrego Foxa. Obaj organizowali swoje maratony nadziei w latach osiemdziesiątych. Obaj – jak Chantal Petitclerc – byli nagrodzeni Lou Marsh Award – najbardziej prestiżową nagrodą sportową w Kanadzie.
Rick Hansen pojawił się na scenie. „One man can inspire many” - jeden człowiek może zainspirować wielu innych – podkreślał, opowiadając o Terrym Foxie Lloyd Robertson, jeden z najbardziej znanych kanadyjskich reporterów telewizyjnych, który również wszedł na platformę stadionu. Przypomniał, że Terry organizował swoje maratony nie tylko po to, by zbierać pieniądze, ale by zwrócić uwagę na chorych walczących z nowotworami, którzy mimo choroby mogą robić niezwykłe rzeczy.
Terry Fox nie dotarł do BC Place Stadium. W 1981 r., dziewięć miesięcy po zakończeniu swojego Maratonu nadziei z St. Johnes w Nowej Funlandii do Victorii, stolicy Kolumbii Brytyjskiej (5300 km) umarł z powodu nowotworu, który wcześniej zabrał mu prawą nogę. Przegrał walkę z rakiem, ale fakt w jaki sposób jego postać odżyła w czasie Ceremoniii Otwarcia Igrzysk, świadczy o jego zwycięstwie i o tym, że wciąż jest wśród nas.
I wtedy nadeszła chwila, która z oczu tysięcy Kanadyjczyków wycisnęła łzy. Na całej platformie stadionu wyświetlona została postać Terry'ego Foxa, a na scenę wkroczyli jego rodzice z paraolimpijskim ogniem w dłoniach. Znicz igrzysk zapalił niepełnosprawny 15-letni snowboarder Zach Beaumont, także z Kolumbii Brytyjskiej, który marzy, aby i jego dyscyplina pojawiła się w programie przyszłych igrzysk. Zach był ostatnim uczestnikiem sztafety z ogniem przed igrzyskami w Vancouver i kto wie, czy na igrzyskach w Soczi nie wystąpi jako reprezentant Kanady. Bo o tym, że marzenia się spełniają, wiedzą wszyscy paraolimpijczycy...
Pytanie jeszcze czy spełnią się marzenia o medalowych miejscach naszej ekipy. Wierzymy, że tak i trzymamy kciuki za naszych sportowców. Jutro (w Polsce już dziś) pierwsze starty. Trzymamy kciuki za naszych biegaczy Sylwestra Flisa, Kamila Rośka, Roberta Wątora oraz panie Arletę Dudziak, Annę Mayer i Katarzynę Rogowiec.
Komentarze
-
Genialne
13.03.2010, 15:32Nic dodać, nic ująć. Piękny tekst. Oglądałem, ale tekst uzupełnił to, czego nie dostrzegłem na zbyt małym okienku mojego laptopa. Genialne!odpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz