Vancouver – pierwszy dzień bez medalu
Pierwszy dzień Igrzysk
Paraolimpijskich w Vancouver zakończył się dla Polski bez medalu.
Jedyną reprezentantką, która nawiązała kontakt ze światową
czołówką, była Katarzyna Rogowiec, która w sprincie biatlonowym na
3 km zajęła ostatecznie 5. miejsce. Bezkonkurencyjna była Anna
Burmistrowa, która w genialnym stylu, z flagą Rosji w ręku,
przybyła pierwsza na metę, pozostawiając swoje rywalki daleko w
tyle.
Po biegu kwalifikacyjnym Rogowiec była czwarta. Jak sama przyznała,
„przy dobrym strzelaniu dawało to szansę na pozycję medalową”.
Warunki w Parku Paraolimpijskim nie były dla naszej zawodniczki
optymalne, ale zdecydowanie lepsze niż poprzedniego dnia, gdy
wszystkie trasy pokryły się grubą warstwą głębokiego, świeżego
śniegu. Niestety, mimo że panowie wcześniej "przydeptali" trasę,
naszej reprezentantce nie udało się wywalczyć medalu.
Po pierwszym strzelaniu było świetnie, choć by złapać
stabilizację i celnie trafić, Katarzyna Rogowiec potrzebowała
więcej czasu niż inne zawodniczki. Przy drugim strzelaniu
pospieszyła się, by zyskać na czasie, a skończyło się pudłem i
rundą karną. To przekreśliło nasze nadzieje na podium. Jak
przyznaje Rogowiec, gdyby trafiła, „to przynajmniej to czwarte
miejsce byłoby bliżej, ale może się rozwinie”. Kolejna szansa już w
poniedziałek, kiedy to pobiegnie na swoim złotym dystansie 15
kilometrów.
Debiutantki zimowych Igrzysk Arleta Dudziak i Anna Mayer w ogóle
nie weszły do finału. Zabrakło formy, doświadczenia, a przede
wszystkim dobrego strzelania. Kuriozalny jest również fakt, że
nasza najmłodsza zawodniczka strzelała z pożyczonej od kolegi
broni. Broń Arlety już od dłuższego czasu źle się spisywała i
wróciła z naprawy dwa dni przed wyjazdem na igrzyska. Jak przyznaje
zawodniczka, nie miała możliwości wystarczająco jej wypróbować, a
na broni kolegi zaliczyła sześć pudeł. Ostatecznie Dudziak była
12., Mayer 13. i obie nie zakwalifikowały się do
finału.
Równie nieudane były starty męskiej części naszej reprezentacji.
Najlepiej w kategorii biegaczy siedzących w biatlonie pościgowym na
2,4 km spisał się Robert Wątor, który dotarł na metę 14. Kamil
Rosiek był 15., a Sylwester Flis zajął ostatnie, 25. miejsce.
Zaliczył osiem pudeł na dziesięć strzałów, co praktycznie
wykluczyło go z jakiejkolwiek rywalizacji. Słabe wyniki przypisał
krótkiemu, bo zaledwie dziesięciomiesięcznemu przygotowaniu do
startu, które nastawione było przede wszystkim na pracę nad
kondycją. Dodatkowo Flis jest jedyną osobą strzelającą z pozycji
siedzącej, musi więc stworzyć sobie taki system ułożenia rąk i
całego ciała, który zagwarantuje mu stabilizację i maksymalną
liczbę trafień.
- Nie będę się poddawał, wiem, że nie miałem czasu, ale jeśli
będę chciał, to w biatlonie coś zdobędę. Wystarczy ładnie strzelić,
pobiec przyzwoicie i szansa na zwycięstwo jest - tłumaczył po
nieudanych zawodach Flis.
Jan Kołodziej biegł w sprincie biatlonowym na 3 km na stojąco. Od
dawna użalający się na kontuzję kolana po biegu kwalifikacyjnym
znalazł się na pechowym 13. miejscu i nie zakwalifikował się do
finału. Kolejny start Kołodzieja za trzy dni w długim biatlonie,
ale jak sportowiec sam przyznał, ma mniejsze szanse niż w sprincie,
gdyż woli krótsze dystanse. Na wysoką pozycję trudno zatem
liczyć.
Jaka jest zatem recepta na sukces, którego polskiej ekipie na razie
brakuje? Zapytana o to rosyjska mistrzyni Burmistrova odparła: -
Wyobrażam sobie, że to wcale nie są wielkie igrzyska, tylko, że
biegam sobie po lesie blisko domu.
Pozostaje wierzyć, że w kolejnych startach również naszym
reprezentantom nie zabraknie tak motywującej wyobraźni.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz