Na lodzie nie ma "przepraszam"
W przypadku hokeja na sledżach, podobnie jak w zwykłym hokeju, liczy się tylko jedno: umieścić czarny krążek w bramce przeciwnika. Nie wszystkie chwyty są dozwolone, ale niemal wszystkie są stosowane przez zawodników. To brutalny sport, niezwykle medialny, bez względu na to czy grają hokeiści stojący, czy siedzący. Ogłuszający hałas, krzyczący kibice, głośna rockowa lub hardrockowa muzyka to nieodłączny element wszystkich rozgrywek. Nie inaczej było w niedzielę w kanadyjskim Thunderbird Arena, gdzie trwają mecze grupowe w hokeju na sledżach.
Najciekawszym spotkaniem drugiego dnia rywalizacji w grupach było starcie Stanów Zjednoczonych z Czechami. Debiutujący na igrzyskach Czesi nie mieli szans z agresywnymi Amerykanami. Nie oddali jednak wyniku bez walki. Na wielkie brawa zasłużył bramkarz Czechów Michal Vapenka, który puścił trzy z piętnastu skierowanych do jego bramki strzałów. Amerykanie wygrali 3:0, ale był to wynik, na który musieli ciężko zapracować.
- Amerykanie grali po prostu lepiej. I my zagraliśmy dobrze, na pewno lepiej niż w sobotę (Czesi przegrali z Japonią 1:2). Bardzo chcielibyśmy, żeby było inaczej, ale przegraliśmy. Hokej w Kanadzie i Stanach jest nieco inny niż w Europie. Szybciej się tu gra, jest więcej gry kombinacyjnej, tak więc w zestawieniu z nami oni mają większe szanse na dobry wynik - powiedział czeski hokeista Tomas Kvoch. - Jesteśmy na igrzyskach po raz pierwszy. Marzy nam się, żeby wygrać choćby jeden mecz – dodał.
- Czesi to twarda drużyna. Zagrali świetny mecz. Mieli rewelacyjną obronę, przez którą ciężko było się przedrzeć. Na szczęście udało się wygrać - podsumował mecz obrońca i kapitan drużyny amerykańskiej Andy Yohe.
Na zdjęciu: Drużyna USA
Nic w tym dziwnego, jeśli się wie, że od ponad dwóch lat założeniem Amerykanów jest rozegranie meczu o złoty medal paraolimpijski. Po wygranej z Czechami trener Ray Maluta koncentruje się jednak przede wszystkim na jutrzejszym spotkaniu z niewiarygodnie szybkimi Japończykami, którzy w wieczornym meczu rozgromili Koreańczyków 5:0.
- Marzę o finale z Kanadyjczykami i przerwaniu złej passy. Od kilkunastu lat przegrywamy w finale. Chcemy to przełamać. Zanim to nastąpi, musimy jeszcze wygrać kilka meczów, a przede wszystkim pokonać Japończyków, którzy mogą nas powstrzymać w dążeniu do złota.
Koreańczycy podobnie jak Polacy walczyli o kwalifikację na igrzyska w mistrzostwach świata grupy B. Korei się udało. Polakom niestety nie. Powstała zaledwie cztery lata temu z inicjatywy Tomasza Woźnego i Sylwestra Flisa polska drużyna hokeistów na sledżach przegrała kwalifikacje w meczu z Estonią. Pechowa porażka 2:3 przekreśliła marzenia, ale Sylwester Flis, oglądający w Vancouver rozgrywki hokejowe z pozycji widza, już zapowiedział, że Polacy muszą pojawić się w Soczi.
Niestety w Polsce istnieje tylko jeden klub, w którym prowadzona jest sekcja hokeja na sledżach. Musi ona wystarczyć – zarówno jako reprezentacja, jak i za nieistniejącą ligę. Chętni do gry są, ale treningi odbywają się wyłącznie podczas organizowanych kilka razy w roku zgrupowań w Elblągu.
- W Czechach w hokeja na sledżach gra się od dziesięciu lat. Mamy własną ligę, w skład której wchodzi kilka zespołów. Trenuje młodzież. Najmłodsi zaczynają w wieku 8-9 lat – powiedział Kvoch.
Na zdjęciu: Tomas Kvoh
Z takim zapleczem można być spokojnym o kwalifikacje do Soczi. Marzenie Sylwestra Flisa, hokeisty na sledżach - który jako zawodnik USA zdobył w Salt Lake City mistrzostwo paraolimpijskie - aby jako polski hokeista pojechać do Soczi, na pewno nie będzie łatwe do spełnienia. Tym bardziej, że po przegranych eliminacjach do Vancouver trudno będzie zwiększyć nakłady na tę dyscyplinę ze strony Ministerstwa Sportu.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz