Smak kanadyjskiego brązu
Po biegu najbardziej bolały ją ręce, ale dla brązowego medalu warto było narazić się na taki dyskomfort. Z Katarzyną Rogowiec - brązową medalistką w biegu na 15 km techniką dowolną podczas igrzysk paraolimpijskich Vancouver 2010 rozmawiała Paulina Malinowska-Kowalczyk.
Jak smakuje brąz?
Smakuje doskonale, tylko potwornie boli mnie głowa.
To z emocji? Ze zmęczenia?
Spowodował to wysiłek. Rzeczywiście czuję, że dałam z siebie
dużo.
Mówiłaś, że nie zdobędziesz dzisiaj medalu, a na pewno
nie na tym dystansie. Gdzie więc ten cud się wydarzył?
Wszyscy albo prawie wszyscy, którzy kibicowali gdzieś po
drodze, widzieli, że to była walka ostatkiem sił. Ten cud wydarzył
się na całości trasy. Na to się składa praca wielu ludzi, również
kibiców, którzy są tam na trasie. Bo to jest fenomenalne, kiedy się
słyszy podpowiedzi z ust również obcych ekip. Kiedy się słyszy od
nich jakieś dodatkowe wskazówki. Ale w ogóle nasza polska ekipa
świetnie kibicowała. I gdyby nie oni, to nie wiem, czy by tak się
to wszystko skończyło. Ogromnie ważna jest informacja na trasie. To
wszystko stanowiło elementy układanki, które oczywiście dały się
jakoś złożyć w całość. Ale był też moment, kiedy w głowie panowała
pustka, taka bezmyślność, czyli kiedy naprawdę było źle. I ten
długi czas biegu w potwornym wysiłku, w „beztlenie” powoduje, że na
moment tracisz koordynację nad swoim mózgiem i w zasadzie nie
myślisz.
Który odcinek był dla ciebie taki trudny?
Były tutaj trzy ciężkie podbiegi. Jeden podbieg to ten ze
stadionu, który dosyć dobrze znamy z igrzysk olimpijskich. Gdzieś
po drodze są jeszcze dwa podbiegi. I one też są bardzo
wycieńczające. Ale najtrudniejszy był ten ostatni podbieg na
ostatnim okrążeniu. Byłam wtedy naprawdę mocno zmęczona.
Ciekawość mnie zżera, czy na trasie podpowiadała ci
twoja bezpośrednia konkurencja, czy ci, którzy jej nie życzyli
medalu?
No cóż. Niekoniecznie byli to ludzie z bezpośredniej
konkurencji... Informacje otrzymywałam z ust trenerki rosyjskiej.
Dawały mi one wiele do myślenia, co jeszcze mogę zrobić na trasie.
Bo żeby zrozumieć dzisiejszą walkę, trzeba mieć na uwadze też to,
że dzisiaj warunki – jak na pracę samymi nogami - naprawdę były
bardzo ciężkie.
Rosjanka Anna Burmistrowa dzisiaj naprawdę musiała
powalczyć. Wcale nie było to oczywiste, że zdobędzie złoto. Czy to
znaczy, że jej forma słabnie, a twoja rośnie?
Myślę, że nie. Obie jesteśmy w takiej samej formie, w jakiej
zaczęłyśmy te igrzyska. Każdy dystans – w zależności od odległości
i techniki, jaką biegniemy, jest zupełnie inny. Tutaj nie można
porównać jednego biegu do drugiego. Formę mamy taką, jaką mamy.
Klasy niepełnosprawności i handicapy też mamy określone. Czymś
innym jest biatlon, gdzie są jeszcze inne czynniki. Także na wynik
składa się cała masa elementów. Każdy bieg będzie inny.
Trudno nie mieć wrażenia, że się rozkręcasz. Czy ten
medal doda ci skrzydeł do walki?
Nie chcę powiedzieć, że nie do końca. Ja po prostu walczę
i lubię biegać. Lubię startować. Przyjechałam tu po to, żeby
startować. Medal jest dla mnie czymś, co oczywiście dodaje skrzydeł
bezwzględnie. Ale każdy start, na którym stoję, to jest ten jeden,
na którym dam z siebie wszystko. Rozłożę siły tak, jak potrafię: i
psychicznie, i fizycznie. I spróbuję poukładać trasę tak, żeby było
jak najlepiej.
Czy po uplasowaniu się na trzecim miejscu czujesz się
psychicznie silniejsza? Trudno nie przypomnieć sobie dziś
wszystkich twoich zdystansowanych wypowiedzi o własnej formie, w
których delikatnie słychać było nutę nadziei, że podium jeszcze
jest w zasięgu.
Nie wiem. Przede wszystkim miejmy świadomość tego, że sport to
sport. Że nie ma rozdanych medali przed biegiem. Także ja na trasie
wielokrotnie myślałam o tym, że nie zdobędę tutaj medalu, że ten
śnieg jest zbyt ciężki, że ja nie jadę, że nawet na zjazdach nie
mogę wypocząć. Nie odpoczęłam tu nigdzie na tej „piętnastce” i to
było dla mnie takim złym sygnałem, że po prostu jest źle. I ta
końcówka, ta walka, żeby utrzymać coś, co udało się wypracować na
trasie jest elementem sportu, mam tego świadomość.
Przy drugim zjeździe na stadion schowałaś głowę w dół. I
ja miałam wtedy wrażenie, że jest to moment kryzysu, którego nie
uda ci się już pokonać. Czy tak było naprawdę, czy to tylko
złudzenie widza, który patrzy z boku?
Nie. To była kwestia tego, że musiałam odpocząć, też po
to, żeby wytrzymały moje nogi na wirażu, żeby ładnie w ten wiraż
wejść. Żeby wytrzymać, nie polecieć jakimś szczególnie dużym
łukiem.
Tuż po biegu mówiłaś, że najbardziej bolały cię ręce.
Czy to dla ciebie coś niezwykłego?
Zawsze tak jest. Przy każdym biegu najbardziej pracuję
rękami. Ich mięśnie zakwaszają się, szczególnie bicepsy i mięśni
kapturowe.
Czy jesteś już umówiona na wieczorny
masaż?
Tak, jestem już umówiona. Masażysta Jacek Walszek biegał za mną i
mówił, że on czeka tylko na jedno słowo.
Czy narty były dobrze nasmarowane?
Nie umiem tego ocenić. Uważam, że było dzisiaj po prostu
wolno. To kibice mogą ocenić. Można to zobaczyć, porównując moją
jazdę do innych zawodniczek. Ja nie wiem, czy w tych warunkach dało
się zrobić coś lepiej.
Przed tobą następne starty. Oczywiście nie zdobędziesz
żadnego medalu?
Oczywiście nie zdobędę żadnego medalu!
Oczywiście nie trzymamy cię za słowo.
Może lepiej właśnie zaczynać wszystko od tej strony. Mam
świadomość, w którym miejscu jestem w sportowej hierarchii. Wiem,
że tak naprawdę nie mam daleko do liderek. Ale mam też świadomość,
że w moich przygotowaniach do tej naprawdę mocnej wytrzymałości
zabrakło trochę czasu i możliwości.
Narzekasz na warunki klimatyczne, które przed startem
były fatalne. Czy to, że na chwilę wyszło słońce, było taką
spełnioną modlitwą do Pana Boga?
Nie pamiętam słońca. Wiem, że 11 st. C przerażało mnie.
Specjalnie wyszłam przed biegiem na trasę... Na tę właściwą trasę.
Byłam ciekawa, co się dzieje na wirażach. Byłam przekonana, że
mężczyźni przed nami rozdeptali to wszystko, że tam na pewno jest
bardzo miękko. Nie pomyliłam się za bardzo, chociaż po poprawkach
było dużo lepiej. Przerażająco wolny śnieg. Bardzo dużo wysiłku
fizycznego włożonego w trasę. Także na tych piętnastu kilometrach,
a właściwie na pięciokilometrowej pętli, zostało trochę potu.
Który medal jest ładniejszy? Ten sprzed czterech lat,
czy ten teraz?
Ten medal, który trzymam w rękach jest przepiękny...
Gratulujemy ci i dziękujemy.
Katarzyna Rogowiec jest laureatką konkursu Człowiek bez barier, organizowanego przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz