Wszystko jest w ruchu
Mobilność czyli... no właśnie? Chciałoby się rzec po prostu „zdolność” do ruchu. Ale z tym ruchem, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, jest różnie. Wszak dzisiaj wszystko się rusza (jest mobilne) jak nigdy.
Wystarczy zobaczyć możliwości komunikacyjne (i gdy chodzi o podróże, i o przesyłanie wiadomości). Bardzo ruchliwie jest także wokół nas. Co chwila nowi ludzie – przychodzą i odchodzą. Nieustannym ruchem pulsują nasze relacje – pozostając tym samym bardzo delikatne. Nic więc dziwnego, że do naszych czasów przylgnęła nazwa „płynnych”.
Ruch to ryzyko
Ruch jest dobry. To jedna z oznak życia. Może być wyrazem wolności a także wzrostu. Ciekawe wszakże, że już w starożytnej filozofii zastanawiając się nad początkiem i sensem świata, szukano przyczyny ruchu. Wszak ruch jest zmianą, a zmiana nie ma cech trwałości. Trudno się na niej oprzeć. Stąd powstała hipoteza Nieruchomego Poruszyciela – jako podstawy i źródła wszelkiego ruchu, a więc i świata, i jego sensu.
I tak przez historię, jak i przez nasze życie przechodzi linia napięcia pomiędzy ruchem i „nieruchomością” (którą można też nazwać stałością). Bo przecież ruch sam dla siebie nie jest większą wartością. Musi czemuś służyć, do czegoś prowadzić. I również skądś się zaczynać. Dobrze wiemy, jak miło jest podróżować – ale milsze są powroty pozwalające znowu „wrócić do siebie”, do stałych, znanych, a więc bezpiecznych przestrzeni. Bo ruch, a więc zmiana – to ryzyko. Wymaga energii, lecz oznacza także niepewność i niepokój. Spoczynek, stałość to synonimy pewności i pokoju.
Nie sposób pozostać dłużej w bezruchu
Tak też postrzega się ruch i spoczynek w tradycji duchowej. Paradoksalnie dla optyki naszych czasów, właśnie spoczynek (czyli pokój i stałość) są wartościami stojącymi dużo wyżej niż ruch. Do tego stopnia, że św. Benedykt w swojej Regule nie tylko zobowiązuje mnichów do ślubu „stałości miejsca”, ale i potępia zdecydowanie formę życia zakonnego zorganizowaną wokół ruchu. Chodzi o girowagów charakteryzowanych w następujący sposób: przez całe życie wędrują oni po różnych okolicach, goszcząc po trzy lub cztery dni w rozmaitych klasztorach. Zawsze się włóczą, pozbawieni stałości, a służą tylko własnym zachciankom i rozkoszom podniebienia (Reguła św. Benedykta, rozdz. 1, 10–11). Jak widać, ruchliwość jest tu powiązana z szukaniem przyjemności co, rzecz jasna, w drodze duchowej nie jest wskazane i raczej prowadzi do grzechów. Stałość pomagałaby w opanowaniu złych skłonności i właściwym ukierunkowaniu własnego rozwoju.
Trzeba jednak dodać, że istniała mobilność pozytywna, uświęcona. To ruch pielgrzymkowy, znany późnoantycznym mnichom iroszkockim. Być może życie na wyspie spowodowało, że pielgrzymowanie postrzegali jako formę ascezy i uświęcenia. Jak wiemy, średniowiecze rozwija tradycję ruchu pielgrzymkowego, kultywowanego do dzisiaj.
Wygląda więc na to, że ruch nie jest wszystkim. Ale i nie sposób pozostać dłużej w bezruchu (nawet, jeśli nazwiemy go stałością). Taka zdaje się natura człowieka.
Szukanie spokoju
Ciekawe, że słowo „emocje” pochodzi od tego samego rdzenia co mobilność: motus. Bo emocje są tym, co się zmienia – nieraz zbyt szybko i gwałtownie. Na co? Czy jest coś pod nimi, gdy opadną? Jak to może przyjąć ktoś, kogo brak mobilności wynika z niepełnosprawności? Mamy wiele form niepełnosprawności, a mobilność osób niepełnosprawnych jest dużo większa niż np. dwadzieścia lat temu. Czy jest naprawdę niemal wartością?
Może warto, oczywiście z umiarem, ale jednak – docenić „skazanie” na brak mobilności, przekuwając je na stałość, a więc bezpieczeństwo, solidność i... głębię. Tak! Bo to jest najbardziej obecnie zapomniany aspekt pokoju. Pokój, jeśli sięga głębi, czyli korzeni naszego istnienia, jego sensu, daje największe szczęście. I chyba coś w tym jest, skoro się mówi, że dzisiejszy świat właśnie poprzez niespotykaną dotąd mobilność zabija ten pokój, który – aby zaistnieć i wzrosnąć – wymaga zatrzymania, czasu, stałości – takiej dającej zakorzenienie i prawdziwe bezpieczeństwo. A może go szuka? Tylko zbyt daleko? Zbyt... mobilnie?
br. Bernard – mnich Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, studiował teorię muzyki, fortepian i teologię, w latach 2005–2013 był opatem tynieckim, od 2013 r. pracuje w benedyktyńskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie, gdzie jest m.in. koordynatorem specjalizacji teologii duchowości monastycznej.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz