Lista Mocy: Paulina Malinowska-Kowalczyk
Paulina Malinowska-Kowalczyk – dziennikarka, rzecznik i liderka kategorii Media/ Wydawnictwa w publikacji Integracji pt. „Lista Mocy. 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością.
Piotr Stanisławski: Czujesz się liderką zmiany wizerunku sportu osób z niepełnosprawnością w polskich mediach?
Paulina Malinowska-Kowalczyk: Nie, ale na pewno biorę udział w zachodzących zmianach, realizując swoje marzenia. Wymyśliłam sobie coś wiele lat temu i w miarę konsekwentnie to realizuję. Czy przekłada się to na postrzeganie sportu osób z niepełnosprawnością, nie mnie to oceniać.
A gdzie widzisz swoją cegiełkę w tym procesie?
Pewnie w chodzeniu, przekonywaniu i tłumaczeniu, że sport paraolimpijski jest sportem, a nie rehabilitacją, czy problematyką społeczną, i tak powinien być traktowany i przedstawiany. Zmiany zaczęły się od igrzysk w Atenach w 2004 r., kiedy telewizja realizowała kampanię paraolimpijską, co było pokłosiem Europejskiego Roku Osób Niepełnosprawnych 2003, którego byłam rzecznikiem. Moim marzeniem i celem była transmisja telewizyjna igrzysk paraolimpijskich, co wydawało się absolutnie nierealne. Marzyłam, by tego dożyć.
I marzenie się spełniło...
Kiedyś podczas festiwalu filmowego w Kołobrzegu puszczano baloniki do nieba z umieszczonymi w nich życzeniami. Ja na kartce napisałam, że chciałabym, aby igrzyska paraolimpijskie były relacjonowane w telewizji. I to stało się w Rio, do którego pojechałam. Byłam niewiarygodnie szczęśliwa, kiedy całą ceremonię otwarcia transmitowała Telewizja Polska. Drugą taką chwilą było złoto Natalii Partyki i naszej drużyny w pojedynku z Chinkami. Rozmowa z dziewczynami tuż po chwili była prezentowana na antenie TVP. Czułam, jak wiele się zmieniło od Aten 2004.
Ale wcześniej były igrzyska w Vancouver w 2010 r., na które pojechałaś za własne pieniądze...
Poszłam do jednego z dyrektorów, aby o tym porozmawiać, a on powiedział, że nikt tych igrzysk niepełnosprawnych nie chce. Zderzyłam się z megaścianą. Wtedy też program Pełnosprawni został zdjęty z anteny TVP Sport, chociaż Robert Korzeniowski długo o niego walczył. Do Vancouver pojechałam za swoje pieniądze, aby relacjonować igrzyska dla Integracji i portalu Niepelnosprawni.pl. W rodzinie otrzymaliśmy odszkodowanie za samochód i zamiast kupić nowy, zdecydowaliśmy, że pojadę do Vancouver.
Program Pełnosprawni, który prowadzisz od początku, wrócił na antenę po igrzyskach w Londynie i przyczynił się do zainteresowania sportem osób niepełnosprawnych.
Tak myślę. W programie Pełnosprawni prezentujemy także Igrzyska Olimpiad Specjalnych, amp futbol, a nawet sporty ekstremalne, które robią furorę. Wspólnie z autorką programu, Renatą Bielecką, pokazujemy, że sport jest dla każdego, i zachęcamy Polaków z różnymi niepełnosprawnościami do aktywności na miarę ich możliwości. Niekoniecznie po to, aby pojechali na igrzyska, lecz by się ruszali, byli zdrowsi i lepiej się czuli. Bo sport pomaga i przekłada się na wiele sfer życia, inne aktywności, buduje wiarę w siebie, wyzwala chęć do pokonywania innych przeszkód (...). A apetyt rośnie w miarę jedzenia. I to jest zdrowy apetyt.
Telewizja przez lata pokazywała sportowców z niepełnosprawnością jako herosów, co też zarzucało jej środowisko. Co się zmieniło?
Moje myślenie na ten temat nie zmienia się od lat, uważam, że jest to sport sensu stricto, a nie rehabilitacja.
Wielu dziennikarzy nie potrafi pokazać emocji, jakie ten sport wyzwala, rywalizacji, a nawet – bardzo ciekawych – zasad różnych dyscyplin.
I to jest największe wyzwanie, aby zmienić podejście dziennikarzy i wydawców i zamiast niepełnosprawności pokazywać emocje, rywalizację, po prostu sport.
W sporcie wyczynowym jest walka, tam chodzi tylko o to, żeby wygrać, żeby być lepszym, zdobyć punkt, wyjść z grupy, zwyciężyć i zdobyć medal. Chciałabym, aby wszyscy to widzieli.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz