Bezpieczna osoba niewidoma. Poradnik
Skrzyżowania, przejścia dla pieszych, przystanki komunikacji miejskiej, dworce. Krawężniki, poręcze, słupki, kosze na śmieci, ławki. I jeszcze czasem drugi człowiek. To zagrożenia, jakie czają się na osoby niewidome i słabowidzące.
Ponad 155 tys. ludzi w Polsce ma „niepełnosprawność biologiczną z tytułu schorzenia wzroku” – tak wynika z Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku. Jednocześnie według tego samego spisu u co 20. dorosłej osoby z niepełnosprawnością w Polsce jako powód ograniczenia sprawności w pierwszej kolejności wymieniano schorzenia wzroku. Wychodziłoby więc nawet 250 tysięcy osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.
Gdzie na tę armię ludzi czyhają największe zasadzki?
Ulica
Co trzecia osoba ze schorzeniem wzroku żyje na wsi, pozostałe 66 proc. – w mieście (ponad 100 tysięcy). Samym osobom niewidomym na hasło „bezpieczeństwo” odruchowo przychodzi na myśl: ulica. Mówiła o tym Monika Cieniewska, niewidoma dziennikarka i prawniczka, w rozmowie z portalem Polki.pl.
„Najbardziej stresujące jest dla mnie poruszanie się po mieście, zwłaszcza po tak hałaśliwym i niebezpiecznym, jakie niewątpliwie stanowi Warszawa” – przyznała.
Anna Leszczyńska w rozdziale „Do czego potrzebne jest projektowanie uniwersalne i adaptacja przestrzeni” publikacji Polskiego Związku Niewidomych stwierdziła: „najbardziej odczuwalnymi, fizycznymi skutkami utraty wzroku są ograniczenia przestrzenne, ograniczenie możliwości samodzielnego poruszania się i często konieczność korzystania w tym zakresie z pomocy innych osób”. Oraz że „projektowanie uniwersalne i adaptacja przestrzeni to nie tylko możliwość poprawy orientacji w przestrzeni, ale całej sfery życia społecznego i sytuacji zawodowej osoby niepełnosprawnej”.
Teraz mówi o tym Roman Roczeń, osoba niewidoma od dziecka (wychowanek Lasek), pieśniarz i gitarzysta. Pochodzi ze Szczytna, mieszka i pracuje w Warszawie. Choć mówi znacznie łagodniej.
- Najgorzej jest zimą, jak spadnie świeży śnieg – podkreśla. – Wtedy się zmienia akustyka na ulicy i nagle nie wiem, czy jestem na chodniku, czy na trawie. Póki ludzie nie wydepczą, świeży śnieg jest ekstremalnie trudną przygodą. Lód? Z lodem to wszyscy mają zimą kłopot – śmieje się.
„Jak ta małpka sobie przelezie”
Osoby niewidome i słabowidzące poruszają się zazwyczaj z pomocą białej laski, widzącego przewodnika lub psa przewodnika. Nic nie jest jednak w stanie zastąpić zmysłu wzroku. Stąd „osoba niewidoma może czuć się niepewnie, czy nawet zagrożona, na obszarze miejskim” – jak stwierdza Magdalena Raczyńska z Fundacji Vis Maior. Zwraca również uwagę na tzw. zawalidrogi.
- Ciąg pieszy powinien być dostępny, to znaczy: idę bez ryzyka, że wpadnę na kwietnik, ławkę, słupek – zaznacza. – A nieraz trzeba ostro manewrować, nie zawsze wszystko wyłapie się białą laską, nieraz się na różne „przeszkadzajki” wpada.
- Orientacja w przestrzeni i samodzielne poruszanie się są największą i najtrudniejszą barierą do pokonania – podkreśla również siostra Benita Hadamik, kierownik Działu Tyflologii Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Ona też wymienia bardzo konkretne „przeszkadzajki”. – Niedoróbki budowlane, niezabezpieczone miejsca, źle zaparkowane samochody, przeszkody na przejściach dla pieszych, spadające i wystające czy też zwisające gałęzie, słupy oświetleniowe, znaki drogowe na środku chodnika – również na tych nowo powstających, co trudno zrozumieć.
Dla Romana Roczenia ten temat to okazja, żeby dokonać małego podsumowania.
- Pamiętam czasy, kiedy osoba niewidoma wzbudzała ciekawość – mówi. – Mnie najbardziej irytowało, gdy wędrowałem sobie, a ktoś orientował się, że idzie za nim niewidomy – i wtedy stawał, przepuszczał mnie, a później, czułem to na sobie, obserwował mnie, jak sobie poradzę. Bo był wykop, jakieś utrudnienia, przeszkoda, krawężnik. Ciekawiło go, jak ta małpka sobie przelezie. Tego już, na szczęście, prawie w ogóle nie ma.
Roman Roczeń to nie tylko eksplorator miasta, to także podróżnik, pomysłodawca pierwszego na świecie projektu „Zobaczyć Morze”, który popularyzuje żeglarstwo wśród osób niewidomych, fot. Marcin Cały – zdjęcie zamieszczone w publikacji „Lista Mocy. 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością”
S. Benita z kolei przypomina:
- Problem samodzielnego poruszania się osób niewidomych nie ogranicza się tylko do znajomości topografii. Trzeba pamiętać, że nawet w terenie starannie przygotowanym niewidomy otrzymuje nieporównanie mniej informacji o otoczeniu niż widzący idący tą samą drogą, a więc samodzielne poruszanie się wymaga od niego odpowiednio więcej uwagi i odwagi.
Nie takie miasto straszne
W przestrzeni miejskiej osobom niewidomym w swobodnym i bezpiecznym poruszaniu się po ulicy problemów nastręczają też często dworce oraz stacje kolei miejskich i podmiejskich. Roman Roczeń opowiada, jak po opadach świeżego śniegu stracił orientację akustyczną na małej stacji kolejki miejskiej.
- Ominąłem kupkę śniegu ze złej strony, nagle skończył się peron, wpadłem na tory – wspomina. – Akurat nie było za bardzo ludzi, dopiero za 10 minut miał przyjechać pociąg. Patrzę dookoła: nie wejdę do góry, nie ma się o co oprzeć, trzeba by wyskoczyć do góry, na platformę, ale sportowe wyczyny mam za sobą... Nagle facet zeskoczył koło mnie, pomógł mi zarzucić nogi na górę i już sobie wyszedłem.
Już prowadząc na peron stacji Warszawa Śródmieście (dla kolejki miejskiej i podmiejskiej), pokazuje m.in. informację płaską, czyli kropki z kauczuku albo aluminium wytłoczone na żółtej (kauczuk) albo zwykłej powierzchni. Od materiału bardzo dużo zależy, jedne się wycierają, inne – odginają. Albo po prostu stają niebezpiecznie śliskie.
Magdalena Raczyńska z Fundacji Vis Maior zwraca z kolei uwagę na skrzyżowania i przejścia dla pieszych.
- Bardzo doskwiera nadal niedostateczna sygnalizacja głosowa – narzeka. – Jest tego coraz więcej, ale wciąż są miejsca, gdzie nie działa według standardów. Nie ma jednego rodzaju dźwięków sygnalizatorów. Czasem jest to tykanie, czasem piski o różnych częstotliwościach. A wysokie dźwięki, zwłaszcza przy dużym hałasie, nie sprawdzają się, bo zwyczajnie nikną. Bywa, że sygnalizacja ulega awarii. Odnoszę wrażenie, że to, czy działa, nie jest sprawdzane. Nawet jeśli, to niezbyt często. Nieraz to osoba niewidoma sama zgłasza, że sygnalizacja przy przejściu nie działa.
Sygnalizacja na przejściu dla pieszych to nie może być tylko czerwone i zielone światło, fot. sxc.hu
Ścieżki rowerowe zmorą
Standardem powinno być ujednolicenie komunikatów dźwiękowych na skrzyżowaniach – jeden dźwięk, jeden ton we wszystkich miastach. Podobnie jest z wieloma innymi obszarami, dla których są zalecenia, nieraz bardzo szczegółowe: udźwiękowieniem komunikacji miejskiej, oznaczaniem przejść dla pieszych, schodów, wind, wejść. Wymienia je między innymi Polski Związek Niewidomych w publikacji: „Projektowanie i adaptacja przestrzeni publicznej do osób niewidomych i słabowidzących. Zalecenia i przepisy”.
Na ile są realizowane w praktyce – oficjalnie nie wiadomo. W odczuciu samych osób niewidomych „jest lepiej, ale do ideału wciąż wiele brakuje”. Z pewnością jednak, poza skrzyżowaniami i ruchliwymi punktami, wyostrzoną czujność należy włączyć na tak zwanych ciągach pieszo-rowerowych i wzdłuż samych ścieżek rowerowych.
- One są naszą zmorą – przyznaje Magdalena Raczyńska – bo nie ma jednego standardu ich oznaczania i nieraz okazuje się, że nagle wchodzę na ścieżkę rowerową, która się nierzadko wije, i za chwilę wracam na chodnik, bo często nawierzchnia, z jakiej są zrobione, nie różni się od nawierzchni chodnika. Osoba niewidoma wtedy nie wie, czy idzie po chodniku, czy ścieżce. A rowerzyści dzwonią dzwonkiem i krzyczą, koleżance nawet jeden z nich przejechał po lasce, nawet się tym nie przejął, pojechał dalej. Na inną, słabowidzącą, rowerzysta wjechał. To są zagrożenia, które są realne i bardzo utrudniają życie.
Dlatego warto przede wszystkim korzystać z rozwiązań, które są przez same osoby niewidome oceniane pozytywnie. Czyli – jak wymieniają Roman Roczeń, s. Benita Hadamik i Magdalena Raczyńska – pól uwagi przy przejściach dla pieszych i przed schodami, antypoślizgowych prowadnic do przejść czy innych ważnych miejsc, tabliczek informacyjnych w alfabecie Braille’a na poręczach i przy windach, udźwiękowionych świateł na przejściach czy komunikatów głosowych w komunikacji miejskiej.
Zwłaszcza te ostatnie (ale tylko wewnętrzne) cieszą się uznaniem – i to nie tylko osób niewidomych.
Jak z komunikacją w komunikacji miejskiej?
W stolicy już wszystkie albo niemal wszystkie tramwaje i autobusy wyposażone są w system zapowiedzi wewnętrznych – to znaczy komunikaty głosowe o kierunku jazdy, aktualnym i następnym przystanku, ważnych punktach na mapie miasta (dworcach, stadionach). To właśnie jedno z rozwiązań, które zostało przyjęte pozytywnie przez środowisko osób niewidomych – i cały czas się sprawdza. Tym bardziej, że – jak podkreśla Magdalena Raczyńska – zapowiedzi służą nie tylko osobom niewidomym, ale też starszym, spoza Warszawy, a nawet jak ktoś się zamyśli czy zaczyta w książce.
Gorzej z komunikacją miejską poza autobusem czy tramwajem.
- Po pierwsze (na co zwraca uwagę Roman Roczeń): brakuje standardów odnośnie do rozlokowania przystanków przy skrzyżowaniach, tzn. aby zawsze pojazd stawał przed skrzyżowaniem – a nie na każdym skrzyżowaniu gdzie indziej.
- Po drugie (to z kolei podkreśla Magdalena Raczyńska): wciąż sporo, choć coraz mniej, kierowców udaje, że osoby niewidomej, często ustawiającej się u czoła autobusu, po prostu nie widzi.
- Po trzecie: udźwiękowione tablice na przystankach w centrum Warszawy miały pomóc, a nie pomagają wcale – czasem wręcz przeszkadzają, bo brakuje standardów do ich rozlokowania, więc nieraz okazują się zawalidrogami, a poza tym są zupełnie nieprzydatne w sytuacji, gdy podjeżdżają naraz dwa pojazdy różnych linii (a w centrum zdarza się to bardzo często) lub gdy pojazd ma opóźnienie.
- W przypadku autobusów co do zasady kierowca powinien zatrzymać się tak, by przed osobą niepełnosprawną były środkowe drzwi. W praktyce z takim zatrzymywaniem bywa różnie. Tak jak wtedy, gdy autobusy czy tramwaje podjeżdżają jako drugie, a czasem trzecie, kierowca otwiera drzwi, a osoba niewidoma dowiaduje się o tym często już po fakcie – mówi Magdalena Raczyńska. Dlatego uważa, że „prościej byłoby, gdyby tramwaje i autobusy miały informację głosową zewnętrzną”. – To znaczy gdyby tramwaj podjeżdżając na przystanek mi się „przedstawił”: podał swój numer i kierunek. A tak dalej trzeba korzystać ze starej zasady: koniec języka za przewodnika – śmieje się.
Krytykowane jako nieprzydane, a wręcz wyrastające znienacka na środku chodnika udźwiękowione tablice informacyjne to przykład rozwiązania zastosowanego w stolicy. Dużo lepszą renomą w opinii wielu użytkowników cieszą się funkcjonujące w Łodzi, Lublinie i na Śląsku piloty, za pomocą których osoba niewidoma otrzymuje bezpośrednio dla siebie informację o numerze autobusu/tramwaju oraz o kierunku, kierowca z kolei dostaje komunikat, że na pokład wsiada osoba z niepełnosprawnością.
Technologia, czyli przełom
Osobom niewidomym obecnie jest o tyle łatwiej, że rozwiązania technologiczne coraz częściej uwzględniają ich potrzeby, a wręcz są specjalnie dla nich zaprojektowane.
- Coraz bardziej też przekonujemy się, że dzięki nowym technologiom osoby niewidome będą mogły cieszyć się urządzeniami, które stanowią podstawę funkcjonowania i standard dla każdego pełnosprawnego człowieka – mówi s. Benita Hadamik. – Nowe technologie stają się podstawą i szansą dla osób niewidomych na lepsze poznawanie świata i funkcjonowanie w nim.
Współczesny rynek oferuje przeróżne urządzenia i akcesoria dla osób z niepełnosprawnością, w tym niewidomych i słabowidzących. Można je znaleźć w sprzedaży co najmniej kilkunastu firm w Polsce. Poprawie komfortu i bezpieczeństwa służyć mogą chociażby metkownice do wykonywania samoprzypelnych etykiet w brajlu (i oznaczania przedmiotów codziennego użytku, a nawet budynków publicznych, komunikacyjnych, wind, sal wykładowych itp.). W ofercie jest także farba puchnąca („pozwalająca oznakować takie przedmioty jak: pralkę, kuchenkę mikrofalową, telefon oraz wiele innych”), nawigacja GPS i aparaty do udźwiękowienia otoczenia czy nakładki na rączkę do białej laski wykrywające zagrożenia.
Dzięki różnym akcesoriom dla osób niewidomych dom jest prawdziwym azylem. Chociaż i tam muszą liczyć się z nieco większymi trudnościami na przykład przy okazji jakiejś awarii.
- Koleżance się przytrafiło, że włączyła piekarnik, wysadziło korki, poprosiła o pomoc sąsiadkę, żeby sprawdzić, czy nigdzie nie pojawił się dym albo ogień – opowiada Magdalena Raczyńska. – Chciała uniknąć ryzyka wybuchu pożaru, a sama nie była w stanie wszystkiego sprawdzić. Podobnie potrzeba pomocy, kiedy pralka dziwnie działa, cieknie woda. Zdarza się, że ktoś się ciachnie nożem, coś wyleje, poparzy się. To są sytuacje, które każdemu mogą się przytrafić, także widzącemu, sprawnemu człowiekowi. Tylko że osoba niewidoma, jeśli jest sama, musi wezwać fachowca, chociażby ze względów bezpieczeństwa.
W temacie aplikacji telefonicznych warto z kolei wspomnieć chociażby o Seeing Assistant Move firmy Transition Technologies, która pozwala osobom z dysfunkcją wzroku korzystać z iPhone’a. Jak wyjaśnia s. Benita, „aplikacja powstała, by towarzyszyć w czasie podróży i pieszego przemieszczania się osoby niewidomej, czyniąc je łatwiejszym, przyjemniejszym, a przede wszystkim bardziej bezpiecznym”. Aplikacja umożliwia m.in. planowanie trasy, określanie kierunku, wyszukiwanie lokalizacji, otrzymywanie głosowych komunikatów o położeniu. Podobnych programów jest na rynku mnóstwo.
Człowiek człowiekowi... człowiekiem?
Kwestie bezpieczeństwa osób z niepełnosprawnością, w tym osób niewidomych, są związane z czynnikiem ludzkim. To znaczy: osobami pełnosprawnymi. W wersji łagodnej oznacza to, że ani jedni, ani drudzy nie gryzą, nie należy więc się bać różnych kontaktów. Roman Roczeń na przykład z zadowoleniem obserwuje, że już nie musi pół godziny błądzić po centrum handlowym w poszukiwaniu ochroniarza, który może mu pomóc, rzucając prośby o pomoc do ludzi, dla których staje się (a przynajmniej stawał wtedy) nie tyle niewidomy, co wręcz niewidoczny.
O samym centrum handlowym z perspektywy osoby niewidomej mówi:
- Tam masz wrażenie, że jesteś w obcym świecie. Jakbyś pojechała do Chin, mówiła do nich po polsku, a oni może by i chcieli ci pomóc, tylko cię nie rozumieją.
Niemniej jednak pozytywnie odbierane jest rosnące zainteresowanie osobami z niepełnosprawnością w różnych obiektach, jak i zwyczajne, na ulicy – przy czym jest to (a przynajmniej powinno być) zainteresowanie nienachalne.
- Świadomość społeczna jest coraz wyższa, zwiększa się też zainteresowanie poznawaniem możliwości i zakresem pomocy osobom niewidomym – mówi s. Benita. – Trochę trudniej zmierzyć to, o ile. Są ludzie, którzy pomagają i są tacy, którzy nie bardzo chętnie pomagają lub też nie wiedzą, jak to zrobić.
- Jako fundacja uczymy przede wszystkim, żeby pytać, czy komuś potrzebna jest pomoc, a jeśli tak, to jaka – mówi Magdalena Raczyńska. – Słuchać tego, co osoba niepełnosprawna mówi. I przyjąć odmowę, kiedy ktoś dziękuje.
Właściwych zachowań w kontakcie z osobami z niepełnosprawnością, w tym osobami niewidomymi, uczą specjaliści Fundacji Integracja, a także twórcy książeczki „Savoir-vivre wobec osób z niepełnosprawnością”
Czasem jednak pojawia się wstyd po drugiej stronie, tzn. osób pełnosprawnych. Dla nich Roman Roczeń ma prostą radę:
- Pytać nie należy się bać. Bo od wiedzy, jak mi pomóc, specem jestem ja. Nie oczekuję od nikogo, żeby wiedział, jak ma to zrobić, to nie jego rzecz. To ja mam mu powiedzieć: „tak, poproszę pana/pani łokieć, dziękuję”. Czemu łokieć? Bo wtedy mam wszystkie potrzebne mi informacje, mogę się też trochę za tobą schować.
Same osoby niewidome powinny z kolei stosować się do zaleceń przy udzielaniu pierwszej pomocy. To znaczy: zwracać się do konkretnych osób, nie rzucać haseł w próżnię. Poradę pieśniarza i gitarzysty potwierdzają obserwacje francuskiego lekarza i socjologa Gustava Le Bona, który zauważył, że „grupa ludzi jako zbiorowość zachowuje się inaczej niż suma poszczególnych jednostek tworzących tłum, gdy stają w samotności przed identycznymi problemami” (Sebastian Wierzbiński, „Psychologia tłumu w ratownictwie medycznym”, Neurologia-praktyczna.pl).
Przykre doświadczenia
Dalej w kwestii bezpieczeństwa, ale już pod innym kątem: osoba niewidoma może jawić się jako bardziej zagrożona pospolitą przestępczością, przede wszystkim kradzieżami. Roman Roczeń jednak doświadczeń w tym zakresie nie ma.
- Ja generalnie uważam, że świat jest okej, warto mu zaufać – mówi. – Nie wydaje mi się, żeby osoba niewidoma była bardziej narażona. Owszem, jeśli się bardziej boi. Ja czuję się bezpiecznie, poruszając się po mieście. Choć gdy jest się w nowym mieście, na nowym terenie, to rzeczywiście trzeba być bardziej czujnym. Ale to dotyczy każdego.
S. Benita zauważa, że „nie ma żadnych opracowań statystycznych na ten temat”, jak również „z wypowiedzi samych osób zainteresowanych też raczej nie wynika, by przejawiała się ona na większą skalę niż wynika to z ogólnych danych dotyczących przestępczości”.
Magdalena Raczyńska ma natomiast przykre doświadczenia.
- Nie wiem, czy to było moje gapiostwo, czy ktoś widział, że nie widzę, ale otworzył mi torebkę, straciłam portfel, gotówki na szczęście nie było dużo, dokumenty miałam gdzie indziej. I koleżance, która niespodziewanie dostała krwotoku z nosa, ktoś pod pozorem pomocy z szukaniem chusteczek wyciągnął jej telefon i portfel – opowiada. I i zarazem radzi: – To uwaga nie tylko dla osób niewidomych, ale ogólnie, także starszych: trzeba uważać, kogo się wpuszcza do domu. Osoba widząca może zobaczyć przez wizjer, kto puka do drzwi i zdecydować, że nie będzie otwierać, my musimy dopytywać i dodatkowo upewniać się, czy na przykład gazownia w dniu dzisiejszym wysłała inkasenta czy specjalistę od szczelności. Bo to może być złodziej, który mi wyniesie, co będzie chciał.
Transparentnie
Z drugiej strony wiele osób (coraz więcej) stara się zachowywać uprzejmie i transparentnie zarazem.
- Często, gdy płacę za zakupy w sklepie, to ekspedientka wydając mi resztę pokazuje kolejnej osobie w kolejce: „pan widzi, ja tu wydaję panu tyle i tyle reszty” – opowiada Roman Roczeń.
W każdej rozmowie przewija się zawsze ten sam wątek. Wynika z niego, że w przypadku osób niewidomych i słabowidzących sprawdza się powiedzenie: „nadgorliwość gorsza od faszyzmu”. Roman Roczeń śmieje się i potakuje, do dziś pamięta, jak go znienacka dwóch jegomościów złapało w autobusie, ciach go pod pachy, zamajtał tylko nogami w powietrzu i już był na chodniku. Mówi też:
- Bardzo lubię, kiedy ktoś mnie mija i w biegu rzuca: „idę na dworzec, pomóc panu? Nie? Okej, do widzenia”. Czyli: zapytać, a nie decydować za kogoś, komu oferujemy pomoc.
Artykuł został sfinansowany z funduszu prewencyjnego PZU
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz