Bezpiecznie na wózku. Poradnik
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – tak się nieraz mówi. A jak się już mówi, to zazwyczaj w przenośni. To znaczy: nie trzeba dosłownie siadać, żeby coś dostrzec, zrozumieć, czegoś doświadczyć. Od tej niepisanej reguły są jednak wyjątki.
Dopiero bowiem, gdy usiądzie się na wózku inwalidzkim, wiele się widzi, a jeszcze więcej czuje: odłamki szkła, niezabezpieczone wykopy, rynienki ściekowe wzdłuż krawężników (same krawężniki zresztą też!), strome podjazdy, kostki brukowe, kocie łby, śnieg i gołoledź, a nawet – choćby przypadkowe szturchanie, trącanie, kopanie wózka.
- Wózek to jest nasza własna przestrzeń, strefa intymności, zintegrowana z naszym ciałem – tłumaczy Justyna Kułakowska z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji (FAR). – Jak ktoś go trąca, to ja czuję, jakby ktoś dotykał mojego ciała.
Komfort to nie wszystko
Wielu wózkowiczów się pod tymi słowami podpisze. Czy wszyscy – nie sposób zbadać, to wśród osób z niepełnosprawnościami w Polsce jedna z najliczniejszych grup, około 570 tysięcy dusz na kółkach. Osoby te mogłyby na przykład zasiedlić cały Poznań i kilka okolicznych wsi albo Bydgoszcz i Częstochowę jednocześnie.
Ze statystyk można też wyciągnąć inny obrazek: taki, na którym co 66. mieszkaniec Polski porusza się w ten sposób. W końcu „odsetek użytkowników wózków inwalidzkich wynosi ok. 1,5%”, jak w oparciu o badania GUS z cyklu „Stan zdrowia ludności” piszą dr inż. Maciej Sydor z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oraz Joanna Hałacz i Jakub Pawłowski z Wydziału Nauk Technicznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego*.
Z tymi odłamkami, wykopami, krawężnikami, kocimi łbami, rynienkami, szwankującymi pasami czy podjazdami w autobusach i pociągach, ze źle skonstruowanymi rampami, a także (a może nawet przede wszystkim) z krawężnikami i ze schodami problem jest nawet większy. Komfort komfortem, na pierwszy plan wysuwa się jednak bezpieczeństwo.
Bezpieczeństwo walutą
Dostosowanie, komfort, bezpieczeństwo. To słowa-klucze, którymi aż brzęczą rozmowy z osobami poruszającymi się na wózkach. Zagadnięci o bezpieczeństwo, zawsze zaczynają rozmowę od dostępności, przede wszystkim gdzie i jaka jest.
fot. Mateusz Różański
Gdzie pełna, bez najmniejszego problemu, skrępowania, zdawania się na łaskę i niełaskę osób trzecich (a właściwie drugich), gdzie częściowa, utrudniona bardziej lub mniej, a gdzie dostępności nie ma. Choć ten ostatni przypadek rzadko występuje, na upartego, jak człowiek chce albo wręcz musi gdzieś się dostać czy coś załatwić, to najczęściej kombinuje. Zgodnie jednak z niepisaną zasadą „coś za coś”, za ten upór trzeba jakoś zapłacić. Dla wózkowiczów najczęściej walutą w tej transakcji jest bezpieczeństwo.
- Czuję się bezpiecznie w przestrzeni, którą znam, w sytuacjach, które mnie już gdzieś kiedyś spotkały. Nie czuję się bezpiecznie, kiedy idę w nowe miejsce i nie mam żadnej informacji, jak to miejsce wygląda, co mnie tam czeka, czy jest dostosowane – mówi Justyna Kułakowska.
Żeby ten balans znane-bezpieczne, nieznane-niebezpieczne jakoś zrównoważyć, Justyna ma swój stary, sprawdzony sposób.
- Jeśli chcę skorzystać z nowego miejsca, to standardowo dzwonię, żeby upewnić się, czy są tam jakiekolwiek bariery, czy są schody, czy jest możliwość skorzystania z toalety – wyjaśnia. – To jest już dla mnie naturalne działanie, wręcz odruch bezwarunkowy. Chcę się czuć bezpiecznie? Muszę mieć informację.
Coraz więcej przepisów
Teoretycznie poziom bezpieczeństwa Justyny i innych osób poruszających się na wózkach powinien się z roku na rok zwiększać. Jak w końcu przypomina Karol Włodarczyk, wiceprezes Fundacji Podaj Dalej z Konina, „mamy w Polsce coraz więcej przepisów, które pozwalają osobom z niepełnosprawnością lepiej funkcjonować i zwiększają ich bezpieczeństwo”.
Kwestie dostosowania, komfortu i bezpieczeństwa – czyli de facto: normalnego, pełnoprawnego funkcjonowania w społeczeństwie osób z niepełnosprawnością – reguluje ogólnie Ustawa prawo budowlane z 7 lipca 1994 r.
Już w jej art. 5 jest zapisane: „obiekt budowlany wraz ze związanymi z nim urządzeniami budowlanymi należy, biorąc pod uwagę przewidywany okres użytkowania, projektować i budować (...) zapewniając niezbędne warunki do korzystania z obiektów użyteczności publicznej i mieszkaniowego budownictwa wielorodzinnego przez osoby niepełnosprawne, w szczególności poruszające się na wózkach inwalidzkich”.
Bardziej szczegółowo kwestię tę regulują rozporządzenia ministra infrastruktury, m.in. to z 12 kwietnia 2002 roku, wielokrotnie zmieniane, w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie.
Jak to wygląda w praktyce?
fot. pixabay.com
Brukarz kładzie płytę
Karol Włodarczyk za przykład podaje Konin.
- Jako fundacja współpracujemy m.in. z oficerem ds. dostępności przy urzędzie miasta, który pomaga nam, ale i któremu my pomagamy, zwracając uwagę na różne niedociągnięcia – wyjaśnia.
Te niedociągnięcia zdarzają się choćby przy remontach budynków użyteczności publicznej czy chodników, jednak „większość z problemów z dostosowaniem wynika nie ze złośliwości ludzkiej, tylko niewiedzy”.
- Osoba sprawna nie zwraca uwagi na przykład na to, czy krawężnik ma dwa centymetry wysokości, czy pięć, czy jest zrównany do poziomu zero – tłumaczy Karol Włodarczyk. – Brukarz ma położyć płytę chodnikową najlepiej, jak potrafi, i tyle. Chociaż są osoby decyzyjne, które powinny mu wytłumaczyć: tu będzie przejście dla pieszych, obniż poziom, żeby osoba poruszająca się na wózku inwalidzkim, osoba starsza z balkonikiem czy matka z dzieckiem w wózku też mogła przejechać. To ułatwia funkcjonowanie każdemu, nie tylko osobom z niepełnosprawnością. Nie znam takiego przypadku, by to, co ułatwia funkcjonowanie czy zwiększa bezpieczeństwo osób niepełnosprawnych, stanowiło zagrożenie dla osób sprawnych.
Idzie się dogadać
Z kolei Agnieszka Pyzik, prezes Fundacji „Wyjdź z Domu”, wymienia najpierw, które budynki w Moszczenicy i Gorlicach są dostosowane (i w jakim stopniu), a które nie, później wybiega myślami w Polskę, a nawet dalej, zagranicę, opowiadając o doświadczeniach z podróży. Często pozytywnych, czasem – mniej.
- Ostatnio byłam w hotelu, który niby był w pełni dostosowany, dosłownie wszystko było, jak trzeba – mówi. – Tylko że podjazd był pod takim kątem, tak stromy, że autentycznie bałam się z niego zjechać, musiałam korzystać z pomocy drugiej osoby, żeby z niego nie zlecieć.
Generalnie jednak Agnieszka Pyzik zauważa, że odkąd porusza się na wózku (czyli od 2007 roku), coraz więcej osób z dysfunkcją ruchu spotyka w przestrzeni miejskiej (i wiejskiej), coraz częściej też idzie się dogadać, na przykład w urzędach, które nawet jeśli nie są dostosowane architektonicznie, to są dostosowane tak po ludzku, dzięki czemu nie trzeba ryzykować karkołomnym (dosłownie) dostawaniem się po schodach do budynku.
- Tam, gdzie nie mogę wejść, mogę załatwić sprawę przez telefon albo podjechać i zawsze ktoś do mnie do samochodu zejdzie, zniesie dokumenty, podpisze – zaznacza.
Komunikacja w komunikacji
W komunikacji miejskiej oraz – ogółem – transporcie publicznym, podobnie jak w przypadku budynków mieszkalnych i użyteczności publicznej obowiązują przepisy, które generują określone standardy – w zgodzie z naczelną triadą wózkowiczów: dostępność, komfort, bezpieczeństwo.
Standardem powinny więc być m.in. wyznaczone miejsca w pojazdach komunikacji miejskiej, umożliwiające bezpieczne ustawienie wózka, pasy bezpieczeństwa, przyciski do komunikowania kierowcy konieczności skorzystania z platformy ułatwiającej wjazd do pojazdu i wyjazd z niego – i oczywiście same platformy. W praktyce bywa różnie.
Zdarzają się więc sytuacje absurdalne, żywcem wyjęte z kultowego „Misia” Stanisława Barei. O jednej z nich słyszę w siedzibie warszawskiego oddziału FAR.
- Koleżanka mieszka w Pruszkowie. Jak jeździły jeszcze pociągi kolei podmiejskiej, na dworcu w Pruszkowie była informacja: nie odprawiamy osób niepełnosprawnych, najbliższa odprawa: na PKP Ursus. Tylko że tam nie ma wind. Żeby dostać się na peron, trzeba było wejść po schodach.
Cała komunikacja dostosowana
Karol Włodarczyk jest z kolei bardzo zadowolony z transportu publicznego – przynajmniej w Koninie.
- Mamy całą komunikację miejską i podmiejską dostosowaną do potrzeb osób z niepełnosprawnościami, także ruchowymi, można przemieszczać się z punktu A do punktu B bez najmniejszej komplikacji. I to jest zasługa w dużej części samych osób z niepełnosprawnością, naszych podopiecznych, naszych wolontariuszy i osób z niepełnosprawnością, które coraz częściej poruszają się po mieście – mówi.
Wyjaśnia też, że wcześniej wózkowiczów widywało się na ulicach Konina znacznie rzadziej.
- Dzięki temu, że przestrzeń miejska jest dla nich coraz bardziej dostępna i coraz bardziej bezpieczna, coraz częściej wychodzą – zaznacza.
NIK krytycznie
Suchej nitki na komunikacji miejskiej pod kątem dostosowania (a więc i komfortu, i bezpieczeństwa osób z niepełnosprawnością, w tym wózkowiczów) nie zostawiła natomiast Najwyższa Izba Kontroli (NIK). W raporcie z października 2016 roku stwierdza: „pomimo podejmowanych działań i nieznacznej poprawy komunikacja miejska wciąż nie jest jeszcze w pełni dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych”, gdyż „we wszystkich skontrolowanych miastach osoby niepełnosprawne napotykały na poważne bariery w dostępie do publicznego transportu zbiorowego”.
fot. freeimages.com
Za najpoważniejszy problem NIK uznał zbyt małą w stosunku do potrzeb liczbę kursów pojazdów niskopodłogowych, poważnym problemem okazało się też to, że „tylko dwóch operatorów publicznego transportu zbiorowego przeprowadziło dla pracowników kompleksowe szkolenie uświadamiające problemy osób niepełnosprawnych, w tym wagę i konsekwencję barier, z jakimi się spotykają”.
Czy można coś z tym zrobić? NIK w zaleceniach stwierdza: „Niezbędne są również stałe konsultacje ze środowiskiem osób niepełnosprawnych”, gdyż „tylko cztery z 10 skontrolowanych miast konsultowały swoje plany transportowe ze środowiskami osób niepełnosprawnych”.
Konsultacje naprawdę działają.
- To, że coraz więcej budynków w naszej gminie jest dostosowanych, to wynik konsultacji – mówi Agnieszka Pyzik. – A konsultacje to wynik tego, że sami je sobie wychodziliśmy, wysyłaliśmy pisma, rozmawialiśmy z burmistrzem, ze starostwem.
Nie wiesz? Zapytaj
Justyna Kułakowska z zadowoleniem stwierdza, że coraz rzadziej ktoś wyrywa się z pomocą przed szereg – najpewniej z dobrymi intencjami, ale takimi właśnie bywa piekło wybrukowane.
- Ludzie przestali już chwytać mnie za wózek w momencie, kiedy sama sobie radzę z wsiadaniem do autobusu. Bo wcześniej często robili to bez pytania, skutkiem czego nieraz wypadałam z wózka, nieraz się poobijałam. Nieproszona pomoc stwarza realne zagrożenie dla bezpieczeństwa – wyjaśnia.
Takie wypadki już jej się nie zdarzają, mimo to wyraźnie przypomina o podstawowej zasadzie – tyleż prostej, banalnej wręcz, co skutecznej.
- Jeśli chcesz pomóc, po pierwsze zapytaj, czy pomoc jest potrzebna – i poczekaj na odpowiedź – podkreśla. Co ważne, sama odpowiedź twierdząca: „tak, poproszę”, nie wystarczy. – Jeśli ktoś chce skorzystać z twojej pomocy, sam ci powie, jak jej udzielić, żebyście oboje byli bezpieczni. A jeśli czegoś nie wiesz, zapytaj.
Nie łap za koła
Agnieszka Pyzik z kolei docenia propozycje pomocy, ale jednocześnie zazwyczaj z nich nie korzysta.
- Dziękuję, bo te osoby, które oferują pomoc, często nie wiedzą, jak to zrobić, mogą mnie przyblokować, nawet doprowadzić do upadku – tłumaczy. – I wcale się nie dziwię, jak ktoś nie miał nigdy kontaktu z osobami takimi jak my, to po prostu tego nie wie.
fot. Integracja. Więcej obrazków pod linkiem Savoir-vivre wobec osób z niepełnosprawnością
Warto przy okazji przywołać jedną z kardynalnych zasad: pomagając wózkowiczowi przy wsiadaniu do autobusu czy tramwaju lub wysiadaniu z niego, przemieszczaniu się w jakikolwiek sposób, na przykład podjeżdżaniu na wysoki krawężnik czy wspinaniu się po schodach, absolutnie nie wolno chwytać za koła ani elementy ruchome wózka. Pozostałych, szczegółowych informacji udzieli sam zainteresowany, z różnymi technikami można również zapoznać się w licznych publikacjach i filmach instruktażowych dostępnych w internecie.
Taka informacja pojawia się chociażby na stronie Fundacji „Wyjdź z Domu”, która serwuje w pigułce garść zasad zwiększających bezpieczeństwo wózkowiczów – zarówno ich samych („kiedy pokonujesz przeszkodę typu krawężnik, próg, nierówność na drodze czy schody, ustaw się i wózek inwalidzki prostopadle do niej”), jak i tych, którzy chcą pomóc („osoba, która stara się pomóc poprzez asekurację, nie powinna podnosić wózka do góry, trzyma wózek z przodu za pewny uchwyt i pcha do przodu, hamując w ten sposób zjazd i ułatwiając wjazd”).
Prezes fundacji dodatkowo przypomina:
- Zawsze uczulam, żeby najpierw pytać, nie robić nic na chybcika, bo to może być realne zagrożenie bezpieczeństwa.
Poświęcić trochę czasu
Sporo organizacji, w tym m.in. Fundacja Integracja, przeprowadza również szkolenia z cyklu „jak prawidłowo pomagać osobie poruszającej się na wózku inwalidzkim” czy „techniki asekuracji oraz pomocy osobom niepełnosprawnym poruszającym się na wózku inwalidzkim”.
- Wiele osób zgłasza się do nas, żeby przejść takie szkolenie – mówi Agnieszka Pyzik. – Szczerze mówiąc, spodziewałam się głównie ludzi młodych, tymczasem okazuje się, że to osoby w różnym wieku, także starsze. To bardzo cieszy.
Wiedza wyniesiona ze szkoleń przeprowadzanych w szkołach, zakładach pracy, urzędach przydaje się nie tylko w kontakcie z wózkowiczami – i nie tylko im zapewnia większe bezpieczeństwo.
- Są bezpłatne, trzeba poświęcić tylko trochę czasu, a te techniki mogą być wykorzystane w każdej chwili z dobrym skutkiem i dla ciebie, i dla osoby, której będziesz w przyszłości pomagać – tłumaczy Justyna Kułakowska.
Mowa o technikach uznawanych za bezpieczne i skuteczne przy pomocy osobom z dysfunkcją ruchu. Aż 15 zasad wymienia Fundacja Aktywnej Rehabilitacji w dostępnej online publikacji „Poradnik dla asystenta osoby niepełnosprawnej. Jak pomóc osobie ze znacznymi ograniczeniami ruchowymi”, w tym zalecenie, by „informować na bieżąco o podejmowanych działaniach osobę przenoszoną bądź inne osoby współpracujące”, „wyjaśnić adresatowi pomocy, co będzie się z nim działo oraz zapewnić sobie jego współpracę”, a także przy samym przenoszeniu poruszać się krokiem odstawno-dostawnym, który eliminuje ryzyko potknięcia.
fot. archiwum Integracji
Grunt to technika
Co do samych technik, w zależności od sytuacji rekomendowane są trzy:
- Technika przód-tył – do pomocy angażowane są dwie osoby: wyższa i/lub silniejsza ustawia się za plecami przenoszonego, chwyta za przedramiona (przekładając ręce pod jego pachami), z kolei niższa i/lub słabsza staje z przodu, jej zadaniem będzie chwycenie przenoszonego za kolana. Technika stosowana jest do przesadzania/przenoszenia z wózka do łóżka, wanny oraz prysznica (i odwrotnie), w wersji nieco zmodyfikowanej – również do i z samochodu. Jak oceniają autorzy poradnika opracowanego przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji autorzy poradnika: „wykonana poprawnie jest bardzo bezpieczna zarówno dla osób przenoszących, jak i tej przenoszonej”.
- Technika bok-bok – tu również potrzebnych jest dwóch ściśle współpracujących pomocników, a stosowana jest w sytuacji przenoszenia osoby z niepełnosprawnością do basenu, na ziemię bądź materac – i odwrotnie. Osoby przenoszące tym razem ustawiają się po bokach osoby przenoszonej i chwytają ją podchwytem za przedramiona, stabilizując jej barki barkami własnymi, poruszają się również krokiem odstawno-dostawnym. W przypadku tej techniki należy zwrócić szczególną uwagę na ustawienie nóg – tak, by „kolana osób przenoszących w końcowej fazie manewru stanowiły oparcie dla osoby przenoszonej”.
- Technika jeden na jeden – można by powiedzieć: technika klasyczna, kiedy nie można skorzystać z pomocy osoby trzeciej, ale jednocześnie wymagająca sprzyjających warunków („przestrzeń, odpowiednia wysokość wózka i miejsca docelowego”) i mająca swoje ograniczenia (nie można jej stosować wobec osób „z dużymi ograniczeniami ruchomości w obrębie stawów biodrowych, kolanowych i stawów skokowych lub u osób z deformacjami kończyn dolnych”). Jej podstawą jest wykorzystanie ciężaru własnego ciała, a punktem wyjścia ustawienie wózka możliwie najbliżej miejsca docelowego pod kątem około 45 stopni i zahamowanie go. Poza szczegółowo opisaną krok po kroku instrukcją, najważniejsza jest tu współpraca przenoszącego i przenoszonego.
Tę ostatnią wielu ocenia jednak jako niedostatecznie bezpieczną, a nawet archaiczną, sprzed „ery nowoczesnego sprzętu medycznego”. Na rynku dostępne są bowiem różnego rodzaju akcesoria, zwiększające bezpieczeństwo codziennego funkcjonowania wózkowiczów. Warto w tym miejscu wspomnieć m.in. o podnośnikach sufitowych, antypoślizgowych matach (zwłaszcza dla osób z dużym niedowładem ciała) i antypoślizgowych deskach (do przemieszczania się na toaletę, z i na krawędź łóżka czy do i z samochodu).
Bezpieczeństwo do sześcianu
Pozostaje jeszcze kwestia bezpieczeństwa innego rodzaju. Justyna Kułakowska często spotyka się z pytaniem: „dlaczego wozisz plecak z tyłu wózka, na pałąku, nie boisz się, że ktoś ci go otworzy, wyrwie, ukradnie?”.
fot. Piotr Stanisławski
- Po pierwsze, ja czuję każdy dotyk, także, gdy ktoś dotyka mojego plecaka – odpowiada wtedy. – A dwa, że zawsze w komunikacji miejskiej ustawiam się tak, by plecak był schowany za mną. Jeśli nie czuję się bezpiecznie, a zdarzyło mi się to ze dwa razy, to zdejmuję plecak i trzymam przed sobą.
Nigdy nie zdarzyło się jej, by ktoś chciał ją okraść. Jednak jej koleżanka z biura FAR na warszawskich Stegnach dopowiada historię koleżanki, też wózkowiczki:
- Jeden z pasażerów zapytał, czy podróżuje sama, czy z kimś, a gdy odpowiedziała, że sama, okazało się, że ktoś w ścisku w autobusie ściągnął jej plecak z wózka. Skończyło się dobrze, bo pasażerowie zareagowali i go odzyskała.
O tym, aby wózkowicze byli bardziej zagrożeni przestępczością pospolitą nie słyszeli ani Karol Włodarczyk, ani Agnieszka Pyzik. Ta ostatnia zwraca zamiast tego uwagę na inny wymiar bezpieczeństwa i nierozerwalność triady: dostępność, komfort, bezpieczeństwo.
- Jeśli jest odpowiedni podjazd, pod odpowiednim kątem, to nie leci się na głowę, z górki na pazurki, nie zsuwa się z wózka – podkreśla. – Jeśli łazienka jest dostosowana, z mocnymi poręczami, to mam komfort, że mogę załatwić swoje potrzeby, czuję się bezpiecznie fizycznie – a jak fizycznie, to i psychicznie: nie czuję się jak obywatel drugiej kategorii, jestem spokojniejsza, mogę skupić się na rodzinie, pracy, tym, co jest dla mnie ważne.
Artykuł został sfinansowany z funduszu prewencyjnego PZU
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz