Absurdy dostępności
Dostępność architektoniczna staje się powoli standardem, ale niestety, na drodze do niej często popełniane są błędy. Są nimi zarówno rozwiązania, które same z siebie stanowią przeszkodę dla użytkowników – jak kostka brukowa, ale też zaniedbania, brak wiedzy i wyobraźni. Rzekome udogodnienia dla osób z niepełnosprawnością stają się dla nich niekiedy barierą.
Listę absurdalnych barier funkcjonujących w polskich budynkach i przestrzeniach stworzył ekspert Integracji ds. dostępności architektonicznej, Kamil Kowalski.
Do podnośnika – po schodach
Dla osób poruszających się na wózkach najbardziej oczywistą barierą są schody. Sposobów radzenia sobie z nimi jest wiele: windy, podjazdy, pochylnie i podnośniki przyschodowe. Niestety, te ostatnie często są umieszczane w miejscach, gdzie nie powinno ich być.
Na przykład do jednego z nowych budynków mieszkalnych na warszawskim Wilanowie można się dostać tylko po schodach. Zarządcy budynku postanowili, że dostosują go, umieszczając przy każdej klatce podnośnik przyschodowy. W efekcie działa to tak, że w celu uruchomienia podnośnika trzeba skontaktować się z ochroną, czyli... wejść po schodach i nacisnąć przycisk domofonu, umieszczony zbyt wysoko, a niekiedy dostęp do niego blokują np. śmietniki.
Podnośniki często są stosowane w miejscach, w których po prostu jest to niefunkcjonalne – np. na dworcach. Cechą takich miejsc jest duże nagromadzenie ludzi z różnymi ograniczeniami w poruszaniu się. Poza osobami z niepełnosprawnością przebywają tam też rodzice z dziećmi w wózkach, podróżni z ciężkimi bagażami, a nawet rowerzyści. Wszyscy oni w krótkim czasie muszą przemieszczać się z miejsca na miejsce – zwłaszcza że dworce są często ważnymi węzłami komunikacyjnymi miast. Najlepiej służą im przestronne windy, którymi szybko i sprawnie można dostać się na peron, do poczekalni, toalety czy kas. Tymczasem w wielu wypadkach dostosowanie peronu polega na zainstalowaniu przy schodach podnośnika, który służy jedynie jednej grupie, tzw. wózkowiczom. Nie skorzysta z niego ani osoba o kulach, ani senior mający problemy z poruszaniem się. Ponadto podnośniki są powolne, co jest problematyczne zwłaszcza w miejscach, gdzie dominuje pośpiech – jak właśnie na dworcu.
Problemem są także „podnośniki widmo”, schowane od miesięcy pod brezentową płachtą. Normą jest też, że kluczyk do ich uruchomienia ma zwykle ktoś z ochrony, do kogo nie wiadomo jak się dostać. Ponadto, gdy już ktoś z ochrony zjawi się z kluczykiem w dłoni, to okazuje się, że urządzenie... akurat jest zepsute i nieczynne do odwołania. Tak zdarza się np. w przejściach podziemnych w okolicach Dworca Centralnego w Warszawie. Według relacji pracowników ochrony, podnośniki w różnych newralgicznych punktach miasta potrafią być nieczynne nawet pół roku.
Stosowanie podnośników nie wynika ze złej woli pracowników urzędów – raczej z chęci zapewnienia dostępności w sposób wydawałoby się najprostszy. Niestety, bardzo często pieniądze wydane na ich zakup i umieszczenie w obiekcie są chybioną inwestycją.
Nawierzchnia do wymiany
Zanim jednak człowiek dostanie się do danego budynku czy miejsca, musi zmierzyć się z prowadzącą do niego drogą, a ta często bywa wyboista. Z uporem wartym lepszej sprawy projektanci i inwestorzy pokrywają place i chodniki w całej Polsce kostką brukową – a w niektórych miejscach łupaną kostką granitową czy wręcz brukiem z kamienia polnego. Żadna z tych nawierzchni nie jest wygodna dla osób z niepełnosprawnością, ale także dla wszystkich korzystających z kół i kółeczek, czyli też dla rowerzystów, osób prowadzących wózki dziecięce czy walizki na kółkach. Cierpią i ryzykują też wielbicielki butów na obcasach.
Niestety, problem wynika ze specyficznego podejścia projektantów przestrzeni, którzy nierówne powierzchnie uznają za bardziej szlachetnie niż na przykład płaskie płyty chodnikowe. Popierają ich konserwatorzy zabytków, którzy te mniej przyjazne dla wózków i obcasów rodzaje podłoża traktują – słusznie zresztą – jako bliższe historycznym. Pozostaje jednak pytanie, czy upamiętnianie przeszłości i rzekoma szlachetność stoją wyżej w hierarchii wartości niż dobro współczesnych użytkowników danej przestrzeni?
Kolejnym przejawem specyficznego podejścia do estetyki są wstawiane w równe chodniki pasy z kostki granitowej. To rozwiązanie problematyczne dla osób na wózkach, mylące dla osób niewidomych, które mogą niewłaściwie zinterpretować nagłą zmianę nawierzchni. W tym wypadku specyficzny zmysł estetyczny też zwycięża nad zdrowym rozsądkiem.
Ciekawym przykładem architektonicznych rekonstrukcji może być pomysł projektantów bulwarów nadwiślańskich w Warszawie. Chcieli oni bowiem, by na pewnym odcinku część nawierzchni została usytuowana pod kątem – z jednej strony wychodziła ponad poziom chodnika, a z drugiej zapadała się. Architekci przygotowujący projekt tłumaczyli, że chcieli w taki sposób upamiętnić historyczną oś widokową. Jednak chyba mało kto oprócz nich i wytrawnych varsavianistów mógłby rozpoznać tę architektoniczną aluzję i odebrać ją jako coś pozytywnego. Raczej nie wózkowicz czy rodzic z dzieckiem, któremu nagle podczas spaceru wzdłuż Wisły wyrosłaby na drodze taka przeszkoda. Na szczęście udało się zlikwidować ten niefortunny pomnik przeszłości. Czasem bariery związane z nawierzchnią wynikają z tego, że ktoś chciał uczynić ją dostępną, ale nie wiedział, jak zrobić to właściwie.
Dotykowa ścieżka zdrowia
Coraz więcej jest w Polsce ścieżek dotykowych – specjalnie oznaczonej przestrzeni, dzięki której osoby korzystające z białej laski mogą bezpiecznie przemieszczać się po chodnikach i wewnątrz budynków. Zdarza się jednak, że ścieżki te są źle wytyczone – np. prowadzą zbyt blisko krawędzi chodnika lub zbyt blisko obiektów, takich jak: słupy, wystające ławki czy śmietniki, przez co narażają osoby niewidome na niebezpieczeństwo zderzenia się z nimi. Tak jest na przykład na ul. Elektoralnej w Warszawie.
Problemem bywa też nadmiar ścieżek dotykowych w jednym miejscu. Gdy jest ich za dużo i do tego się krzyżują, to stają się dla użytkowników nieczytelne. Osoby niewidome podkreślają, że ścieżki powinny prowadzić do najważniejszych miejsc. Na dworcu będą to perony i kasy biletowe, a nie sklepy czy kawiarnie. Tak samo w mieście – ścieżka dotykowa powinna być poprowadzona z myślą o ciągach komunikacyjnych, ważnych urzędach czy instytucjach. Układ ścieżek dotykowych powinien być możliwie najprostszy i najbardziej czytelny, gdyż pełnią one rolę drogowskazu. Zagęszczenie ścieżek dotykowych utrudnia poruszanie się osobom na wózkach. Do tego zdarzają się ścieżki dotykowe np. w przedsionkach do toalet – małych pomieszczeniach, w których nie pełnią swojej funkcji, gdyż osoba niewidoma nie jest w stanie za pomocą laski zorientować się co do właściwego kierunku ścieżki, która staje się de facto dla niej zwykłym podłożem.
Osobom niewidomym łatwiej jest korzystać ze zwykłych toalet – są mniejsze i łatwiej znaleźć w nich umywalkę czy sanitariat. Często jednak zdarza się, że ścieżka dotykowa prowadzi do toalety dostosowanej do potrzeb osób z niepełnosprawnością ruchową.
Paleta dowolności
Absurdem utrudniającym życie osobom z niepełnosprawnością narządu wzroku jest brak standardów określających, jak mają być wykonane zaprojektowane z myślą o nich udogodnienia. We Włoszech np. we wszystkich budynkach użyteczności publicznej: na dworcach, w urzędach i muzeach, ścieżki dotykowe są tak samo przygotowane. Podobnie plany tyflograficzne, dzięki którym osoby niewidome mogą za pomocą dotyku dowiedzieć się, jak obiekt wygląda i jak się po nim poruszać. To bardzo ułatwia osobom niewidomym odnajdowanie się w nowej przestrzeni, gdyż za każdym razem wiedzą, czego się spodziewać i jak korzystać z danego udogodnienia. W Polsce panuje w tym zakresie pełna dowolność. Oznaczenia dla osób niewidomych są różne w zależności od tego, która firma wygrała przetarg na ich przygotowanie. Jednym firmom wychodzi to lepiej, innym gorzej, a kolejne „korzystają” z braku wiedzy inwestora i przygotowują plany, które do niczego się nie nadają.
Szaleństwo kontrastów
Dla osób niedowidzących kluczową sprawą jest kontrastowość kolorów. To dzięki niej są w stanie bezpiecznie poruszać się po danym terenie i na przykład znaleźć drzwi albo bezpiecznie zejść po schodach. Dlatego właśnie przepisy wymagają, aby krawędzie schodów w budynkach użyteczności publicznej miały oznaczenia kontrastowe. Powstaje jednak wiele budynków, które takich oznaczeń nie mają, co wynika z różnych przyczyn.
Czasem inspektorzy nadzoru budowlanego tego nie sprawdzają, a niekiedy projektanci stosują różne triki. Oznaczają np. krawędź schodów kolorem nawierzchni albo wręcz naklejają na czas kontroli specjalne taśmy, które po tej kontroli są zrywane. Problemem są też pomieszczenia, w których... nie ma żadnych kontrastów, jak w budynkach, gdzie wszystkie powierzchnie pokryte są jednolicie białą farbą. Bywają też jeszcze bardziej szalone pomysły, gdy np. w budynkach wszystko błyszczy, bo sufit, ściany, podłoga i nawet piktogramy wykonane zostały z nierdzewnej stali.
Zdarza się również przesada w drugą stronę, gdy kontrast uzyskuje się, stosując w jednym pomieszczeniu wiele jaskrawych barw. Tak pomalowane ściany wywołują wrażenie chaosu, co utrudnia korzystanie z pomieszczenia i negatywnie wpływa na samopoczucie znajdujących się w nim osób – dotyczy to m.in. osób z autyzmem, które są bardzo czułe na bodźce wzrokowe. Najlepiej więc zachować rozsądek i dbać o kontrast dzięki spokojnym i miłym dla oka kolorom.
***
Dostępność to nie stan, ale proces, który cały czas trzeba nadzorować. Rozwiązanie, które w jednym miejscu przynosi rezultaty, nie musi sprawdzić się w innym. W każdej sytuacji trzeba zachować zdrowy rozsądek, a przede wszystkim prowadzić konsultacje z potencjalnymi użytkownikami i ekspertami dostępności. Dzięki właściwie przeprowadzonym konsultacjom i audytom można uniknąć tworzenia absurdalnych barier, a także zbędnych wydatków na poprawianie tego, co od początku można było wykonać dobrze.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz