Dlaczego wciąż skaczą „na główkę”? Oto 7 grzechów głównych
Filmik z internetu. U szczytu kilkumetrowej ściany skalnej okalającej jezioro przyczaił się półnagi mężczyzna. Nagle oderwał się od niej i przy wiwatach tłumu turystów poszybował w dół. Nie zdążył dotknąć tafli wody, jeszcze nie było wiadomo, czy z niej wypłynie, a już rozległ się okrzyk: „Skocz jeszcze raz, bo fotki nie zrobiłem!”. O 7 najczęstszych przyczynach skoków „na główkę” opowiada dr Marcin Kochanowski, psycholog sportowy, który od lat współpracuje z osobami po urazach rdzenia kręgowego.
Wojna światów
Czy pamiętasz jeszcze, że skoki do wody to jeden ze sportów? Że dzielą się na różne rodzaje: w przód, w tył, auerbacha, delfina, ze śrubą i ze stania na rękach? Że każdy z nich można wykonać w różnych pozycjach? Że zawodnicy skaczą z trampolin zawieszonych metr lub 3 metry nad taflą wody, albo z wież o wysokości 5, 7 lub 10 metrów? Albo to, że od 1904 r. skoki do wody są dyscypliną olimpijską?
O skokach do wody jako konkurencji sportowej mówi się i pisze niewiele. Popularność, którą cieszyła się chwilowo po telewizyjnym show, w którym skokami do basenu popisywali się celebryci, szybko minęła. Ze skoków do wody uczyniono tam widowisko. To, co najważniejsze w tej dyscyplinie, czyli ogromny wysiłek wkładany w wieloletnie treningi, rygor panowania nad każdą częścią ciała, siła, precyzja – umknęło. Pozostało skojarzenie – skok do wody to zabawa, i to lekka, łatwa, przyjemna a woda nie jest nieprzewidywalnym żywiołem, ale miejscem relaksu.
W mediach utworzyły się jakby dwa światy. Ten pierwszy, w kampaniach społecznych, informatorach, broszurach itp. pokazuje brutalną prawdę o skokach do wody: to ryzyko, to niebezpieczeństwo, może się skończyć urazem kręgosłupa i rdzenia kręgowego, porażeniem kończyn i życiem na wózku, a nawet śmiercią. W tym drugim świecie, pełnym kolorowych spotów reklamowych i filmików, w których skok do wody – z górskiej grani, do stawu czy z balkonu do basenu lub ogrodowego stawu, wykonany byle jak i byle gdzie – to relaks, wolność, swoboda. I to ten drugi świat wciąż wygrywa. Dlaczego tak się dzieje?
7 przyczyn skoków „na główkę”
Dr Marcin Kochanowski, psycholog sportowy, wykładowca Uniwersytetu SWPS w Poznaniu, psycholog reprezentacji narodowej siatkówki plażowej mężczyzn, który od wielu lat współpracuje z osobami z niepełnosprawnością po urazach rdzenia kręgowego, podaje listę głównych powodów, dla których ludzie decydują się na tak niebezpieczne zachowania, jak skok do wody.
-
„Pan świata” na używkach
Alkohol, narkotyki, substancje odurzające – te czynniki królują na tej niechlubnej liście. Jeden kieliszek, kufel, tabletka, „mach”... Od jednego się zaczyna. Rzadko się na jednym kończy.
- A tymczasem już jedna dawka używki powoduje obniżenie sprawności działania układu nerwowego i wywołuje zaburzenia zachowania człowieka. A im więcej kieliszków, kufli, machów, im silniejsza tabletka, tym bardziej pogarszają się jego reakcje wzrokowe, słuchowe i ruchowe, tym bardziej obniża się jego zdolność osądu sytuacji, proces myślowy staje się coraz mniej logiczny, zanika krytycyzm i precyzyjne myślenie – mówi dr Kochanowski.
Pojawiają się za to oszołomienie, zaburzenia świadomości i omamy. Co ważne, upośledzeniu ulega tzw. uczuciowość wyższa, właściwa tylko człowiekowi, która obejmuje etykę, moralność, poczucie więzi międzyludzkich. Zdrowy rozsądek, lęki, obawy, umiejętność kontroli świadomości „umierają”. Do głosu dochodzą prymitywne instynkty i popędy. Człowiek czuje się „panem świata i życia”, decyduje się na zachowania, których nigdy by się nie podjął na trzeźwo: „Co? Ja nie skoczę? No to patrzcie...!”.
fot. Beniamin Pop/Freeimages.com
-
Jak to? Ja nie umiem pływać…?
W Niemczech lub Holandii umiejętność pływania opanowało prawie 90 proc. społeczeństwa. W Polsce – ok. 60 proc. Wśród dorosłych najlepiej w wodzie radzą sobie ci, którzy w latach 70., 80. i 90. ubiegłego wieku, jako uczniowie klas I-III, zostali objęci powszechnym systemem nauki pływania w wymiarze 2 godzin tygodniowo.
Ci, którzy pływania się wtedy nie nauczyli, ale brali udział w zajęciach na basenie, w wodzie zachowują się zazwyczaj pokornie i nawet w ekstremalnych warunkach działają u nich albo obawa przed wejściem do wody (a tym bardziej skokiem), albo odruchy utrzymania się na jej powierzchni. Kolejnym etapem nauki było kiedyś zdobycie karty pływackiej, niezbędnej do pływania w wodach otwartych i do wypożyczenia kajaka.
Dziś nauka pływania w szkole nie jest obowiązkowa (choć szkoły starają się ją wprowadzić w ramach lekcji wychowania fizycznego), a karta pływacka do pływania nie jest potrzebna.
- Świetnym pływakiem czuje się więc każdy, kto choć raz utrzymał się na powierzchni wody i uważa nonszalancko, że w każdych warunkach sobie poradzi – mówi Marcin Kochanowski.
-
Popularność za wszelką cenę
W całym światowym sądownictwie jedną z najsurowszych sankcji za popełnienie przestępstwa jest osadzenie w więzieniu. Dlaczego? Bo dla człowieka, jako istoty społecznej, właśnie odcięcie od społeczności, wszystkich obszarów życia i codzienności jest jedną z najdotkliwszych kar. Bycie pośród innych, należenie do określonej grupy – „stada”, przypodobanie się innym jego członkom, ba, bycie jego liderem, kimś „popularnym”, którego inni naśladują, jest ważne dla wszystkich ludzi, szczególnie zaś dla młodych. A to właśnie pośród nich jest najwięcej ofiar skoków do wody.
- Grupa rówieśnicza jest jednym z elementów kształtujących osobowość i tożsamość młodego człowieka. Często więc decyduje się on na zachowania ryzykowne, zagrażające zdrowiu, życiu, aby zaimponować innym, aby usłyszeć, poczuć: „jesteś nasz” – tłumaczy Marcin Kochanowski.
fot. Draven/Freeimages.com
-
Ryzyko w genach?
Na ryzykowne zachowania w wodzie decydują się przede wszystkim mężczyźni. Kobieta z urazem kręgosłupa i rdzenia kręgowego po skoku do wody to prawdziwa rzadkość. Czy w takim razie w męskim łańcuchu DNA „zagnieździł się” gdzieś gen ryzyka?
- Nie jestem genetykiem, ale ja o genie ryzyka nie słyszałem – mówi dr Kochanowski. – Ale pomimo rozwoju cywilizacyjnego i uprawnienia płci, pozostał taki atawizm, że to mężczyzna jest wojownikiem, że to on przesuwa granice śmiałości, ryzyka, aby zaimponować i swojej grupie, i kobietom.
Taka ciekawostka. W opracowaniu pt. „Uwaga! Dziecko nad wodą!”, autorstwa dr Iwony Michniewicz i dr. Romualda Michniewicza, ekspertów ds. utonięć z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Prezydenta Stanisława Wojciechowskiego w Kaliszu, znajdujemy wyniki badań przeprowadzonych w Nowej Zelandii nad przyczyną utonięć dzieci. Jednym z głównych powodów był brak nadzoru rodziców. Ale badania wykazały także, że to mężczyźni częściej oceniają swoje dzieci jako świetnych pływaków i uznają za mniej prawdopodobne, że dziecko sobie w wodzie nie poradzi, że coś mu się stanie.
-
Głód adrenaliny
Adrenalina, inaczej epinefryna, to hormon produkowany przez nadnercza – gruczoły umiejscowione nad nerkami. Jego zadaniem jest mobilizowanie organizmu do działania w momencie zagrożenia. Gdy adrenalina „uderza do głowy”, jesteśmy w stanie robić rzeczy, których nie potrafilibyśmy wykonać w normalnych warunkach. Sprawia, że mamy więcej siły, szybciej biegniemy, sprawniej myślimy. Adrenalina wydziela się wtedy, gdy czujemy zdenerwowanie, stres, gniew albo musimy zebrać wszystkie zapasy energii, aby wykonać jakieś zadanie. Daje poczucie mocy, władzy nad ciałem.
fot. Alana Smith/Freeimages.com
Wysokich skoków adrenaliny doświadczają np. sportowcy przed zawodami. Przyzwyczajają się do nich tak bardzo, że po zakończeniu kariery niektórzy nie radzą sobie z powrotem do zwykłego, monotonnego życia. Ale gwałtownych wyrzutów adrenaliny doświadcza także każdy z nas, nie tylko w sytuacjach zagrożenia. Pamiętasz? Szef wyznaczył ci jakieś zadanie, miałeś na jego wykonanie tydzień, ale zrobiłeś je w ostatniej chwili, pod presją niedotrzymania terminu (adrenalina ci w tym pomogła!) i okazało się jeszcze, że zostałeś pochwalony za jego wysoką jakość. Więc przy następnym zadaniu jesteś przekonany, że jeśli zrobisz je tuż przed oddaniem szefowi, to i tak będzie świetnie.
- Podobnie jest ze skokami do wody – wyjaśnia Marcin Kochanowski. – Pamiętasz, jak wspaniale, wyjątkowo czułeś się, gdy zrobiłeś to pierwszy raz. Skok był piękny, wszyscy ci gratulowali. Wierzysz, że za drugim, trzecim, dziesiątym razem też się uda. Myśl, że za którymś razem nie wypłyniesz z wody ucieka... Na fali radości nie dopuszczasz do siebie myśli, że taki skok może być niebezpieczny, że za którymś razem może się nie udać.
-
Jest skok – nie ma kary
Obliczenie, ile osób, ile razy w ciągu choćby tygodnia skacze do wody w całej Polsce, jest niemożliwe. Podobnie jak sprawdzenie, ile z tych skoków kończy się urazem kręgosłupa i rdzenia kręgowego.
- To brutalne, ale ludzie nie skakaliby do wody „na główkę”, gdyby dosłownie każdy taki wybryk kończył się dla ryzykanta na wózku inwalidzkim – mówi dr Kochanowski. – A skoro tak tragiczny finał ma tylko co któryś skok i nie jest to za każdym razem publicznie nagłaśniane, to ludzie tym bardziej są pewni, że akurat im się uda i wyjdą z tego cało. Analogicznie jest z mandatami za przekroczenie prędkości.
fot. Felipe Skroski/Freeimages.com
-
Bezkrytyczne naśladownictwo
Rozwój nowych technologii komunikacyjnych i szybki dostęp do informacji mają swoje wady. Kiedyś, żeby się czegoś dowiedzieć, trzeba było włożyć w to pewien wysiłek, np. pójść do biblioteki, sięgnąć do encyklopedii. Dziś wystarczy kilka ruchów na tablecie lub telefonie i wchodzi się do „wielkiej informacyjnej bazy”.
- A tam młody człowiek częściej znajduje film, na którymś ktoś skoczył np. z wysokiego wzgórza do wody i z niej cało wypłynął. Nie trafi na film, na którym ktoś skoczył i się zabił. Wyzwania pokazane na filmach kończą się sukcesem. Nie pokazuje się przecież skoków nieudanych. Nie pokazuje się też treningów, ćwiczeń, prób. Więc młody człowiek bezkrytycznie sądzi, że to, co pokazuje się na filmie, może zrobić każdy, bez żadnego przygotowania i oczywiście mu się to uda – podkreśla Marcin Kochanowski.
Aby wygrał rozsądek...
Kampania Integracji „Płytka wyobraźnia” od ponad 20 lat pokazuje tragiczną prawdę o skokach do wody.
Od pewnego czasu także inni ostrzegają, jak mogą, przed nieodpowiedzialnymi skokami, a niektóre media aby poruszyć, nakłonić do refleksji i rozwagi, prezentują w okresie wakacyjnym ofiary skoków ze złamanymi kręgosłupami, leżące bez ruchu na szpitalnych oddziałach intensywnej terapii, oddychające dzięki respiratorom, nie mogące poruszyć choćby jednym palcem dłoni. Ten świat nie porywa, ale to właśnie ten świat jest prawdziwy. Co robić, aby przedarł się przez barwne filmiki, na których woda nie jest zagrożeniem, a skok nie jest tragedią?
- Ważne jest ciągłe uświadamianie młodych ludzi, że tego rodzaju materiały pokazują jedynie efekt końcowy i to ten szczęśliwy – mówi psycholog Marcin Kochanowski.
Ważne jest więc, aby do tego „prawdziwego świata” aktywnie włączyli się wszyscy ci, którzy wiedzą, jak niebezpiecznym żywiołem jest woda, a przede wszystkim sami „skoczkowie”, którzy po nieudanym skoku do wody przesiedli się na wózek inwalidzki. To oni przemawiają najdobitniej.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Spotkanie z redakcją i pisarką o 17.00 w Międzypokoleniowej
- X Ogólnopolskie Zawody Pływackie
- „Sprawdź, czy jesteś HER2-low” w Gdańsku – bezpłatne konsultacje z onkologiem dla pacjentek z rakiem piersi
- Wrocław: bezpłatne szkolenia w ramach projektu „Artysta bez granic”
- Polki z awansem do ćwierćfinału MŚ! Bezapelacyjne zwycięstwo z Brazylią
Dodaj komentarz