Medyczne konopie wciąż w sferze marzeń
„Realny dostęp polskich pacjentów do preparatów z konopi jest nadal znikomy” – mówi w rozmowie z naszym portalem dr Marek Bachański, specjalista pediatrii i neurologii dziecięcej.
Agata Jabłonowska-Turkiewicz: Kiedy umawiałam się telefonicznie z Panem na wywiad, poprosił Pan, abyśmy zamiast terminu medyczna marihuana używali innego – medyczne konopie.
Dr Marek Bachański: Tak będzie lepiej. Termin medyczna marihuana budzi skojarzenia ze środkami narkotycznymi i odurzającymi, a o nich mówić nie będziemy.
Zatem w jakiej postaci leczniczej występują medyczne konopie, które wspierają różne grupy pacjentów?
Medyczne konopie występują w różnych postaciach. Dla moich dziecięcych pacjentów najdogodniejsze będą krople, które są najprostsze w podawaniu. W Ameryce jest też zarejestrowany preparat leczący bardzo trudne postaci padaczki u dzieci (co najmniej dwuletnich) w formie roztworu. Medyczne konopie mają też postać czopków lub produktów przeznaczonych do waporyzacji (odparowanie substancji aktywnych z ziół, a więc ich pozyskanie następuje poprzez podgrzanie suszu, zamiast tradycyjnego palenia). Są też już zarejestrowane leki na bazie konopi występujące w formie sprayu doustnego. Istotnym jest to, że niektóre preparaty na bazie konopi zawierają tylko kannabidiol (CBD), a inne również tetrahydrokannabinol (THC). W przypadku leczenia dzieci ta druga wymieniona przeze mnie substancja nie jest często pożądana i w procesie terapeutycznym wykorzystujemy tylko kannabidiol.
Z tej szerokiej palety produktów mogą już korzystać pacjenci w Polsce?
Niestety realna dostępność tych preparatów w Polsce jest na razie znikoma. Możemy mieć tylko nadzieję, że ze względu na powstałe niedawno w naszym kraju ramy prawne będzie się to zmieniać. Zaznaczmy również, że preparaty, które od niedawna mamy szansę otrzymać w polskich aptekach (nielicznych!), są preparatami z wysoką zawartością THC i generalnie mogą być stosowane u pacjentów dorosłych. U pacjentów pediatrycznych zasadniczo nie mają one zastosowania.
Czy istnieje możliwość sprowadzenia leków na bazie konopi zza granicy?
Istnieje taka procedura administracyjna jak import docelowy. Jej mankamentem jest to, że tą drogą lek trafia do pacjenta czasami po 6 tygodniach, ale też często dopiero po 3-4 miesiącach. Wygląda to tak, że lekarz, który widzi konieczność zastosowania terapii preparatem na bazie konopi wypełnia odpowiedni formularz, który jest dostępny na stronach Ministerstwa Zdrowia. Opisuje w nim dokładnie, jaki lek chce zastosować i w jakim celu, podaje dawkowanie wraz z ilością opakowań i taki dokument trafia do konsultanta wojewódzkiego, czyli innego lekarza, który zlecenie weryfikuje. Potem dokument trafia do Ministerstwa Zdrowia i tam zapada decyzja, czy możemy nabyć lek w ramach procedury importu docelowego. Tak wygląda to od strony formalnej.
Czy lekarz musi tę procedurę powtarzać przy każdorazowym wypisywaniu leku?
Tak. Niestety. W Niemczech ta droga jest skrócona. W przypadku leczenia pacjenta onkologicznego, często w stadium terminalnym, urzędnik ma tylko kilka dni na decyzję. W Polsce na razie jest inaczej. Mogą zdarzać się przypadki, kiedy pacjent w oczekiwaniu na lek niestety umiera. Chciałbym zaznaczyć, że mówię o tym nie po to, aby straszyć opinię publiczną, ale po to, aby naświetlić problem.
Droga administracyjna jest w Polsce długa. Dodajmy, że pacjent dodatkowo musi przejść określoną drogę terapeutyczną, aby starać się o leczenie preparatami na bazie konopi.
O preparatach z konopi zaczynamy myśleć wówczas, kiedy wyczerpaliśmy inne dostępne w Polsce formy leczenia. W przypadku dzieci chorych na padaczkę, stosuje się na ogół 3-4 leki i jeśli one nie działają, wówczas możemy pomyśleć o terapii preparatami na bazie konopi. Taką terapię stosuje się też w przypadku dzieci z zespołem Dravet czy Lennoxa-Gastauta. Są przebadane i zarejestrowane w Stanach Zjednoczonych leki zawierające kannabidiol, które miałyby zastosowanie w takich przypadkach, ale znów – w Europie ich dostępność jest znikoma. Wtedy można rozważyć dość żmudną drogę importu docelowego. W Izraelu czy Stanach Zjednoczonych sprawa jest dość prosta – neurolog zajmujący się dzieckiem, które nie reaguje na kilka klasycznych leków przeciwpadaczkowych, wypisuje po prostu receptę na preparaty z kannabidiolem, a pacjent je bez większego problemu otrzymuje.
Polskich pacjentów interesuje przede wszystkim to, co mogą otrzymać w kraju. Z naszej dotychczasowej rozmowy wynika, że niewiele lub prawie nic. Ustawa z końca 2017 r. miała umożliwić chorym stosowanie terapii z wykorzystaniem preparatów z konopi. Dlaczego realnie tak nie jest? W czym tkwi problem?
Problem jest złożony, ale według mnie tkwi w tym, że nie chcemy zastosować procedur sprawdzonych w innych regionach Europy czy na świecie. Słabo to wszystko działa organizacyjne. Idealnie byłoby, gdyby działało jak w Stanach Zjednoczonych albo w Izraelu, ale nawet bliżej nas – w Niemczech dobrze działają procedury administracyjne i chory nie musi czekać na leki tak długo jak w Polsce. Sprawa dość dobrze jest też zorganizowana w Czechach. Ustawa o dostępności produktów z konopi weszła w Polsce w życie ponad rok temu, a w nielicznych polskich aptekach preparaty są obecne dopiero teraz.
Już nie. 7 kg suszu, które trafiło do Polski na początku stycznia, zostało wykorzystane w ciągu 6 tygodni.
No właśnie. Sprawa ograniczonej dostępności do leków na bazie konopi to jedno. Drugą barierą w rozpoczęciu takiego leczenia jest kwestia niewystarczającej wiedzy lekarzy, którzy w kraju powinni być odpowiednio szkoleni. Na razie takie szkolenia odbywają się rzadko. Pozostaje mieć nadzieję, że z czasem będzie ich coraz więcej. Wówczas będzie więcej specjalistów w tej dziedzinie.
Chcąc zapisać swojego syna, który choruje na lekooporną padaczkę, do Pana na wizytę, otrzymałam odpowiedź, że do końca 2019 r. wszystkie terminy są już zajęte. Jesteśmy na 180. miejscu na liście rezerwowej! Tak więc realny czas oczekiwania pacjentów na konsultację jest bardzo długi. Czy lekarze w Polsce nie są zainteresowani zgłębianiem wiedzy na temat terapii z wykorzystaniem produktów z konopi? A może ci, którzy już taką wiedzę posiadają, niechętnie się nią dzielą?
Te wszystkie pytania trzeba na pewno stawiać, żeby dojść do źródła problemu. Kwestia specjalistów w dziedzinie, o której rozmawiamy, to akurat nie tylko nasz rodzimy problem. Tak jest też w innych regionach Europy i świata. Czy jest jakaś niechęć lekarzy w Polsce do konopi medycznych? Raczej czegoś takiego nie obserwuję. Pojawiają się pierwsze szkolenia. Większa część moich kolegów spokojnie obserwuje rozwój sytuacji i przygląda się sprawie. Na świecie rośnie zainteresowanie tematem leczniczego wykorzystania konopi i co bardzo ważne – wzrasta liczba badań klinicznych.
Dotychczas mówiliśmy głównie o pacjentach pediatrycznych, którzy potencjalnie mogą skorzystać z terapii na bazie konopi. Są to przede wszystkim dzieci chore na lekooporną padaczkę. Czy tylko one?
Preparatami na bazie konopi, zawierającymi kannabidiol, próbuje się też leczyć różnego rodzaju tiki u dzieci, kiedy działania terapeutyczne, psychologiczne i wychowawcze nie przynoszą efektów. To, co świat próbuje robić, to wykorzystanie preparatów konopnych, ale już z zawartością THC, w leczeniu dzieci autystycznych. To tyle, jeśli chodzi o neurologię dziecięcą, którą osobiście się zajmuję. Ale to tylko wycinek. Preparaty z konopi mają szerokie zastosowanie w onkologii, w leczeniu bólu i co ważne – przy ich wykorzystywaniu występuje znacznie mniej objawów niepożądanych, niż przy stosowaniu klasycznych leków opioidowych. Zastosowanie w tym przypadku preparatów z konopi znacznie poprawia komfort ostatniego etapu życia pacjentów onkologicznych – zarówno dorosłych, jak i dziecięcych. Istnieje też zarejestrowany preparat do leczenia objawów stwardnienia rozsianego.
Jest teraz w Polsce sporo punktów sprzedaży produktów na bazie konopi. Możemy otrzymać tam bez recepty oleje konopne o różnym stężeniu, zawierające CBD. Jakie jest ich zastosowanie? Osobiście odnoszę wrażenie, że skoro można kupić je „od ręki”, to też ich działanie może być znikome i że to taki produkt typu „nie zaszkodzi, a może pomoże”.
Oleje, o których Pani mówi, traktowane są jak suplementy diety. Pacjenci, którzy nie mogą otrzymać preparatów z kannabidiolem w polskich aptekach, korzystają z tych dostępnych w punktach, o których Pani mówi. Wolałbym osobiście, aby takie preparaty były sprzedawane w aptekach, a następnie podawane zgodnie z zaleceniami lekarskimi. Z drugiej jednak strony nie dziwię się rodzicom ciężko chorych dzieci, że próbują sobie radzić sami. Realia funkcjonujące obecnie w Polsce są takie, jakie są.
Powiem szczerze, że spodziewałam się, że nasza rozmowa będzie bardziej konkretna, że dzięki ustawie o dostępności preparatów z konopi będzie Pan mógł wskazać punkt po punkcie, jak powinien postępować pacjent bądź jego rodzina, kiedy chce skorzystać z tego rodzaju terapii. Tymczasem wszystko wydaje się zawiłe i niejednoznaczne. Liczyłam na to, że będzie bardziej optymistycznie.
Z czasem na pewno będzie.
Ale bywa, że tego czasu nie ma za dużo. Mój syn miał w grudniu ubiegłego roku napad drgawek, który trwał półtorej godziny i zakończył się na Oddziale Intensywnej Terapii. Wielu pacjentów może nie doczekać tej chwili, kiedy państwo polskie zorganizuje się w kwestii dostępności terapii produktami na bazie konopi.
Takie dramatyczne historie znam osobiście. Powiedzieć, że jest to smutne, to za mało. Ale musimy o nich mówić. Uważam, że droga formalna, aby rozpocząć terapię produktami z konopi powinna być ograniczona do rozsądnego minimum. Pacjenci, do których kierowana jest taka terapia nie mogą czekać w nieskończoność na lek.
Co radziłby Pan rodzicom, którzy chcieliby, aby u ich dziecka wdrożono terapię preparatami z konopi, ale napotykają na bariery, o których mówiliśmy?
Przed wdrożeniem leczenia bardzo ważna jest diagnostyka, czyli krótko mówiąc – musimy wiedzieć, co dokładnie pacjentowi dolega. Trzeba przyznać, że u większości dzieci stosowne badania są wykonywane odpowiednio wcześnie, ale znam niestety wielu chorych na padaczkę, którzy po 20 latach zmagania z chorobą wciąż nie wiedzą, jakie jest jej źródło. Tak więc należy dokonać szeregu badań – neuroobrazowych, metabolicznych, genetycznych. W przypadku padaczki warto zastanowić się, jak przebiegała ciąża, w wyniku której urodziło się chore dziecko, czy nie doszło wówczas do zakażeń np. wirusem cytomegalii. Radziłbym rodzicom, aby domagali się takich badań.
Proszę powiedzieć, czy ma Pan poczucie, że ustawa wprowadzona pod koniec 2017 r. zmieniła coś w polskiej rzeczywistości?
Zapis ustawowy to pierwszy, ważny krok, za którym muszą iść kolejne działania. Realny dostęp polskich pacjentów do leczenia preparatami na bazie konopi jest nadal znikomy. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie się to zmieniać.
Na koniec – czy zdradzi Pan swoje marzenia odnośnie pracy zawodowej, plany na przyszłość?
Mam kilka marzeń od dawna. Jedno z nich wydawało mi się proste do spełnienia – chciałem, żeby preparaty na bazie konopi były powszechnie dostępne w aptece i żeby pacjent mógł skorzystać z nich po wizycie u lekarza, który wypisałby mu stosowną receptę. Na razie to jeszcze w Polsce nie jest możliwe. Mam jeszcze kilka innych marzeń związanych z leczeniem konopiami, ale nie chciałbym ich teraz zdradzać...
Może przyjdzie czas, aby podzielić się nimi z Czytelnikami w kolejnym wywiadzie. Zwłaszcza, gdyby zaczęły się spełniać. Dziękuję za rozmowę!
W lutym 2019 doszło do ugody, z której treścią można się zapoznać na stronie CZD. Obecnie dr Bachański prowadzi praktykę prywatną w klinice Neuronek w Warszawie.
Lek. med. Marek Bachański – specjalista pediatrii i neurologii dziecięcej II stopnia. W latach 1994-2015 pracował w Klinice Neurochirurgii, a następnie Klinice Neurologii Instytutu „Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka” (CZD) w Warszawie. Jako pierwszy w Polsce zaczął stosować preparaty z konopi w terapii dzieci z padaczką lekooporną. W lipcu 2015 r. władze CZD zabroniły mu tego, a trzy miesiące później został zwolniony dyscyplinarnie. Sprawa zakończyła się w sądzie.Komentarze
-
Leczenie nie tylko przy użyciu preparatów konopii.
17.09.2019, 23:32Uważam, że to co się dzieje obecnie w Polsce, jeśli chodzi ogólnie o leczenie, to jest jeden wielki koszmar. Kto ma w tym jakiś cel, żeby było aż tak źle w tej naszej " biznesowej" Służbie Zdrowia?odpowiedz na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz