Gapy i bezczele. O zachowaniach w komunikacji miejskiej
Od lat jestem fanką komunikacji miejskiej. W stolicy to według mnie najszybszy, najbardziej ekologiczny i najmniej obciążający kieszeń sposób poruszania się po mieście. Dodatkowo zapewnia bardziej punktualne, niż jazda samochodem, dotarcie do celu. Bywa jednak ciężko, gdy trafi się na współpasażerów, którzy nie rozumieją, że miejsce oznaczone znaczkiem osoby z niepełnosprawnością nie jest miejscem dla... walizek!
W autobusach, tramwajach, metrze spędzam około dwóch godzin dziennie. Zawożę niepełnosprawnego syna do przedszkola, na rehabilitację, na badania, do lekarzy. Słowem – jesteśmy z Antkiem miejskimi podróżnikami. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie bezmyślność bardzo wielu współpasażerów, choć nie wiem do końca – może ich zachowanie to jednak przemyślana taktyka?
Miejsce oznaczone niebieskim znaczkiem, przedstawiającym osobę na wózku inwalidzkim, znajduje się na środku autobusu. Prawie zawsze jest zajęte przez osoby jak najbardziej sprawne. Rozumiem, że może wydawać się ciekawym zakątkiem odosobnienia, ponieważ jest ono często odgrodzone od pozostałej części autobusu przez specjalną barierkę, ale chwileczkę, Drodzy Współpasażerowie! W autobusach jest dla Was kilkadziesiąt miejsc siedzących i stojących, a dla wózków – czy to inwalidzkich, czy to dziecięcych – tylko jedno lub dwa.
Często spotykane typy pasażerów
Bywają pasażerowie gapy – zamyśleni, odgrodzeni od świata zewnętrznego muzyką, płynącą z słuchawek. Z nimi akurat można się dogadać. Poproszeni o przesunięcie się, grzecznie przeproszą i szybko to zrobią.
Bywają pasażerowie zmęczeni życiem, dla których każdy dodatkowy ruch to kłopot, gdy ich przepraszam, by się przesunęli – patrzą na mnie z wyrzutem, a ich wzrok mówi: „Kobieto z wózkiem i chorym dzieckiem! Po co w ogóle wychodzisz z domu?”. Ale i oni, wprawdzie opieszale, wycofują się z pochopnie zajętego („naszego” przecież!) miejsca.
Najgorszy rodzaj pasażera to bezczel. Ten idzie w zaparte, tak jak młody facet z dużym bagażem, który tłumaczył mi, że miejsce dla wózka inwalidzkiego TO RÓWNIEŻ MIEJSCE NA WALIZKĘ! Ja mu na to, że przecież nie zostanę na przystanku z niepełnosprawnym dzieckiem tylko dlatego, że on chce postawić w miejscu dla wózków swoją torbę. On ani drgnął, a w autobusie rozgorzała dyskusja o ogólnym chamstwie i braku kultury. I w końcu pan z walizką, naburmuszony i zły na cały świat, wysiadł. Ufff...
Uwaga na paluszki
Problem w komunikacji miejskiej zaczyna się jednak wcześniej, już w chwili wsiadania. Nie wiem dlaczego, ale praktycznie wszyscy chcą wchodzić do pojazdu środkowymi drzwiami i stawać tuż za nimi. Dodatkowo zasada, że najpierw wchodzą osoby starsze czy mamy z dziećmi w wózkach – nie obowiązuje. Pierwszeństwo mają: młodzież i pracujący.
W efekcie zostajemy często z Antkiem na szarym końcu, ale nie poddajemy się. Staję się matką walczącą: „Przepraszam bardzo! Proszę się rozejść na boki! Cały autobus jest pusty!”. I wtedy słyszę pomruk: „Jak się jest na urlopie macierzyńskim, to chyba nigdzie się nie trzeba spieszyć?”. Sęk w tym, że na konkretną godzinę muszę zdążyć z synem na rehabilitację czy do lekarza, a jeśli się nie wyrobię, to zajęcia czy badania mu przepadają. Zresztą, każdy może spieszyć się, dokąd chce. Czyż nie?
Muszę przyznać, że sympatia do komunikacji miejskiej, mimo codziennych trudności, jakoś mi nie mija. Za to cierpliwości do współpasażerów mam zdecydowanie coraz mniej. Zamiast ciągle mówić „przepraszam”, coraz częściej mam ochotę wjechać komunikacyjnym gapom wózkiem na stopę. I wtedy dopiero będzie nieprzyjemnie! A wózek z Antosiem waży ponad czterdzieści kilo, więc może być krucho ze stopami, szczególnie z paluszkami w letnich sandałkach. Ale do lata jest jeszcze trochę czasu. Na razie Wasze nogi w solidnym obuwiu zimowym są bezpieczne. Jest to też chwila, aby zmienić swoje postępowanie i nie zajmować miejsca, które należy się komuś innemu.
Agata Jabłonowska-Turkiewicz – dziennikarka i redaktorka, m.in. Dziennika Wschodniego i magazynu Wspak, mama 12-letniego Stasia i 5-letniego niepełnosprawnego Antka
Komentarz