Z archiwum Integracji. „Życie dało mi szansę”
„Życie dało mi szansę” z Piotrem Pawłowski rozmawia Zoja Mikołajczak. Tekst ukazał się magazynie Integracja nr 6/1998.
Zoja Mikołajczak: Gdybyś nie był tym, kim jesteś, kim byś był?
Piotr Pawłowski: Trudno powiedzieć kim bym był, gdybym chodził, gdybym nie zakładał pisma „Integracja". Myślę, że człowiek przez całe swoje życie wyraża to, co czuje i kim jest.
Ale przecież wypadek skorygował twoje wcześniejsze plany, marzenia.
Nieprawda, że cokolwiek skorygował — on się zdarzył. Nie był przeze mnie zaplanowany, choć to ja 16 lat temu stanąłem nad rzeką i skoczyłem. Pewnie nie skoczyłbym do tej wody, gdybym... Nie warto gdybać. Trzeba trzeźwo patrzeć na życie i pewnie stąpać po ziemi. Teraz siedzę na wózku i realizuję się, nie zwracając uwagi na ten wózek.
Jak określasz swój zawód?
Zawsze mam problem z wypełnianiem w przeróżnych ankietach rubryki „zawód". Nie potrafię się jednoznacznie określić: artysta malarz to raczej moje hobby, nie jestem też rasowym dziennikarzem, choć tworzę pismo oraz programy dla radia i telewizji. Moje wykształcenie związane jest z pedagogiką i choć spotykam się z młodzieżą, to jednak nie czuję się nauczycielem. Nie jestem też filozofem czy etykiem, choć w pracy wykorzystuję i tę wiedzę. Gdybym chciał określić w ankiecie swój zawód, napisałbym: „pasjonat”.
Należysz do grupy artystów zrzeszonych w AMUN. Jak to się stało, że odkryłeś tę pasję, hobby czy też talent?
Podczas jednego z obozów rehabilitacyjnych w Konstancinie poznałem fajnych ludzi, którzy spędzali dużo czasu w pracowni artystycznej. Przebywanie z nimi oznaczało tworzenie z nimi. Włożyłem ołówek w usta i zacząłem rysować. Było to o tyle możliwe, że wcześniej nauczyłem się pisać ustami. Malowanie stało się wielką frajdą. Na początku powstawały obrazy czarno-białe, później kolorowe, i znowu czarno-białe, w tuszu. Nie określam swojego stylu. To po prostu sprawia mi dużą radość. Co ciekawe, przed wypadkiem uważałem, że mam dwie lewe ręce do pędzla. Malowanie pomogło mi odkrywać siebie, własne możliwości. Talent? Myślę, że moi koledzy z AMUN-u są bardziej utalentowani. Traktuję to jako kolejne wyzwanie w swoim życiu.
Na którym miejscu stawiasz je wśród wielu innych wyzwań, które podejmujesz?
Jest to jeden z filarów mojego żyć. Mam ich kilka: jest to również praspołeczna na rzecz ludzi niepełnosprawny i wiele spraw z nią związanych. Malowanie przełamuje stereotyp, że ważne są zdrowe ręce. Ludzie, którzy malują trzymając pędzel w ustach, demonstrują, iż można realizować się również wtedy, gdy ręce są niesprawne.
Dużo czasu spędzasz w biurze Stwarzyszenia Przyjaciół Integracji którego jesteś prezesem, na spotkaniac przy pracy nad pismem „Integracja”. Kiedy znajdujesz czas na malowanie?
Dniem przeznaczonym na malowanie jest sobota. Wtedy jestem w domu. Rano przygotowuję się do niedzielnej audycji radiowej, a po południu najczęściej pojawia się pędzel w moich ustach.
Kto z malarzy należy do twoich mistrzów?
Inspirował mnie van Gogh, który malował wiele portretów i w twarzach doszukiwał się zarówno cech niezwykłych, jak i charakterystycznych dla człowieka. Mnie również pociągu twarz. Urzekły mnie obrazy Makowskiego, a także dzieła impresjonistów. Dla mnie, jako amatora, impresjonizm jest przyjemny i łatwy w odbiorze. Działa na wyobraźnię. Choć wiem, że niektórzy stosowali środki, które pomagały im dostrzec różne wizje, ja wykorzystuję tylko własną wyobraźnię i obserwacje.
Czy masz jakiś autorytet w życiu?
Dla mnie autorytetem jest Jezus Chrystus. Jego życie jest dla mnie przykładem. To, co się stało w związku z wypadkiem, przyjąłem jako swoją drogę w życiu. Podobnie jak Joni Eareckson zrozumiałem, że trzeba umieć przyjąć to, co Bóg ma dla nas, a nie to, czego byśmy sami chcieli. Joni stała się moim przyjacielem, pomogła mi pozbierać się po wypadku. Przestawienie się na inny tor życia, gdzie sprawność fizyczna nie jest podstawą, kosztowało dużo wysiłku, ale okazało się możliwe
Co dla ciebie jest najważniejsze w życiu?
Na dzień dzisiejszy chciałbym, żeby sytuacja ludzi niepełnosprawnych w naszym kraju uległa zmianie, żeby pismo „Integracja” było chętnie czytane, żeby prace artystów AMUN cieszyły się dużym zainteresowaniem. Chciałbym, aby osoby niepełnosprawne nie były postrzegane jako przybysze z innej planety, ale żeby wszyscy mieli szansę funkcjonować w społeczeństwie. Mnie życie dało taką szansę.
Jak przyjmujesz życiowe porażki?
Traktuję je jako znaki, że należy wybrać inną drogę. Staram się omijać niebezpieczne punkty. Nie wpadam w depresję. Po wypadku oczywiście były łzy, ale później udało mi się poukładać sobie wiele rzeczy w głowie.
Jak znosisz popularność, którą dają media?
Jest dla mnie bardzo miłe, kiedy ktoś podejdzie i powie: „Dobrą robotę pan wykonuje, popieram”. Wierzę, że im więcej takich ludzi spotkam, tym łatwiej będzie wprowadzać w życie integracyjne zasady.
Wszyscy, którzy cię znają, wiedzą, że dużo pracujesz. Czy pracoholizm uważasz za wadę czy też zaletę?
Moi rodzice twierdzą, że przychodzę do domu tylko przenocować. Ale ja lubię pracować. Uważam, że ważny jest złoty środek. Należy szukać wyzwań, choć z umiarem. Nie umiem jednak godzinami siedzieć przed telewizorem, co często mi się zdarzało tuż po wypadku. Kiedyś uczyłem się japońskiego, kiedy doszedłem do momentu, gdy trzeba było podjąć decyzję co dalej — może praca tłumacza, uświadomiłem sobie, że praca nad tekstami, w ciszy, przy komputerze to nie droga dla mnie. Chcę być wśród ludzi.
Na co dzień otacza cię dużo ludzi, czy to oznacza, że masz wielu przyjaciół?
Mam kilkoro przyjaciół. Są to osoby, na których mogę polegać. Łączą nas nie tylko sprawy zawodowe. Wiele zawdzięczam również rodzinie.
Czym się zajmiesz, kiedy znikną już wszelkie bariery ograniczające życie osób niepełnosprawnych?
Jak wynika z moich badań, obliczeń matematycznych i wszelkich prognoz nie dożyję takich czasów, więc będę miał co robić przez całe życie.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz