Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Jan Arczewski: barwy jesieni życia

02.12.2019
Autor: Jan Arczewski, fot. mimiliz/Freeimages.com
Źródło: Integracja 5/2019
Czerwone i żółte liście opadające z klonów, w tle jeziorko

Za oknami jesień. Liście mienią się kolorami. Niektóre zwierzęta przygotowują się do zimy, a inne do zimowego snu. Dla części gatunków przyrody to końcowy okres życia i przetrwają tylko dzięki nasionom. To czas przemijania, często bez możliwości odwrotu. Może dlatego starość określa się niekiedy jesienią życia. A skoro jesień przybiera różne barwy, to i starość nie zawsze jest szara i smutna. Chcę się na chwilę zatrzymać nad jej odcieniami.

Najczęściej starość kojarzy się z chorobami, niepełnosprawnością, niedołężnością, potrzebą pomocy od innych, głównie dzieci i wnuków. Nierzadko słyszy się od starszych ludzi, że są ciężarem dla rodzin, że najlepiej dla wszystkich byłoby, gdyby już umarli. Cierpienie, utrata samodzielności oraz wynikające z tego niedogodności są często przyczyną myśli i zachowań rezygnacyjnych, przygnębienia, depresji, a nawet prób samobójczych i zgonów w wyniku ich podejmowania.

Ciemna strona starości to także zaburzenia pamięci, problemy z kontrolowaniem potrzeb fizjologicznych, samotność i częstsze poczucie niemożności, a co się z tym wiąże – zaburzone poczucie własnej wartości.

Kiedy obserwuję ludzi starych, dochodzę do wniosku, że najgorsze w ich życiu jest odrzucenie przez najbliższych, brak szacunku, a nawet przemoc, nie tylko słowna, ale też fizyczna. Zdarza się, że starszy człowiek jest pozbawiany środków do życia przez swoje często już niemłode dzieci czy wnuki. Bywa, że musi uciekać z domu w obawie przed pobiciem. Na dodatek nie zgłasza nigdzie przemocy, bo albo jest zastraszony, że spotka go jeszcze większa gehenna, albo najzwyczajniej w świecie wstydzi się przyznać, że wychował niewdzięcznika. Zdarza się i tak, że gdy to zgłasza, to sprawa zostaje zamieciona pod dywan. Bywają też ludzie starzy tak współuzależnieni „prawem miłości”, że nie chcą zostawić swego oprawcy, bo... sobie nie poradzi, straci ciężko zdobyte mieszkanie, zagłodzi się.

Nie możemy takich ludzi zostawić samych sobie z ich smutkiem, beznadzieją i swoistą pustką. Nie możemy uznać, że to nie nasza sprawa albo bać się reakcji prześladowcy. Musimy skłonić odpowiednie instytucje do pomocy przede wszystkim po to, aby krzywdzeni nie utracili wiary w człowieka. Zawsze bowiem na Ziemi znajdzie się miejsce, gdzie będą mogli godnie żyć.

Ci, których nie dopadają takie problemy, wiedzą, że starość nie musi być szara i smutna. I oni, i ich bliscy potrafią korzystać z ogromnej gamy doświadczeń nagromadzonych przez życie. Często na wiele spraw nie mieli czasu, bo najważniejsze było zapewnienie bytu rodzinie. Dziś mogą się spotykać z rówieśnikami np. w klubach seniora, pogłębiać zainteresowania, podróżować – jeśli pozwalają na to środki. Wielu może poświęcić więcej czasu współmałżonkowi, a także wszystkim wnukom i prawnukom. No i przede wszystkim mogą mieć czas dla siebie, dla swojego zdrowia. Dla wielu nie bez znaczenia jest fakt, że mają dużo czasu, by modlić się za siebie i najbliższych.

Kiedy osoby starsze czują wsparcie bliskich, rodziny i otoczenia, np. sąsiadów, księdza, lekarza rodzinnego, to nawet jeśli chorują i cierpią, nie odczuwają tego boleśnie, bo wiedzą, że są potrzebne i wartościowe – z pełną świadomością przemijania i wynikających z wieku ułomności.

Bardzo ważne jest, aby ci, wśród których żyją ludzie starzy, zauważali ich, dostrzegali, kim, a nie jacy są.

Przytoczę pewien epizod z własnej codzienności. Od dłuższego czasu obserwuję młodą kobietę odwiedzającą babcię w domu pomocy społecznej. Babcia ma bardzo zaawansowaną demencję, porusza się na wózku. Wnuczka odwiedza ją codziennie. Jeśli nie może, to przychodzi jej chłopak. Wnuczka poświęca starszej pani mnóstwo czasu. Zabiera ją do ogrodu i dużo rozmawia, mimo świadomości, że niewiele albo nic do babci nie dociera. Kiedyś powiedziałem wnuczce, że cudowne jest to, jak traktuje babcię. W odpowiedzi usłyszałem: „Gdy się kogoś kocha, to tak jest”.

I to najpiękniejsza barwa jesieni życia. Osoby starsze mają ogromne pokłady miłości, więc nie zostawiajmy ich w samotności. Niech obdarzają nas miłością. Nie żałujmy swojej miłości, bo one na nią zasługują. Jesteśmy im to winni, ale przede wszystkim bardzo tego potrzebują.


Jan ArczewskiJan Arczewski – od dzieciństwa choruje na rdzeniowy zanik mięśni i porusza się na wózku. W Domu Pomocy Społecznej Kalina w Lublinie, w którym od 32 lat mieszka i pracuje jako psycholog, stworzył Telefon Zaufania dla Niepełnosprawnych (81 747 98 21). Odbył tysiące rozmów. Problemy, z którymi zwracają się do niego ludzie, dotyczą wszystkich sfer życia, nie tylko psychologicznej czy egzystencjalnej. Jest finalistą konkursu „Człowiek bez barier 2004” i pierwszym laureatem Nagrody Prezydenta RP „Dla Dobra Wspólnego” (2016). W 2017 r. znalazł się w Liście Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością i w tym samym roku otrzymał Nagrodę TOTUS Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia.

Komentarz

  • By się komuś chciało chcieć...
    ola
    02.12.2019, 15:28
    "Nie możemy takich ludzi zostawić samych sobie z ich smutkiem, beznadzieją i swoistą pustką. (...) Zawsze bowiem na Ziemi znajdzie się miejsce, gdzie będą mogli godnie żyć." Gdzie??? Jak? Właśnie na forum w Kawiarence toczyła się dyskusja na temat (nie)celowości inwestowania środków z budżetu państwa na czyjeś wydumane idee, zamiast na wspomaganie najbiedniejszych instytucjonalnie. I nadal dla niektórych ważniejszy jest obiekt z dotacją 117mln niż wizja wybudowania domu opieki za te pieniądze. Kto to ma zmienić? Kogo gdy rządzi, to obchodzi. Nawet podjazdy to problem, a co dopiero aspekt psychologiczny pomocy starszym ludziom. Najwięcej się mówi o niepełnosprawności młodych, a starzy ludzie żyją ze swoimi problemami za zasłoną publicznego milczenia. Własnego milczenia i tych, którzy nie ich widzą, bo się tym po prostu nie interesują, albo nie chcą wchodzić z butami w cudze życie. Tu są potrzebne rozwiązania instytucjonalne. Dotowano świetlice pobytu dziennego. A co z ludźmi, którzy do świetlicy nie dojdą, nie dojdą z różnych względów. A dowieźć nie ma kto. Wszelka działalność najczęściej prezentuje swoje osiągnięcia w miastach, a co na zabitych deskami wsiach? Ilu ludzi byłoby szczęśliwych, gdyby im tam zwykłą łazienkę zrobić i opłacać media? Tak, żeby nie żałowali na wodę do kąpieli i pranie. To bardzo przyziemny pomysł, ale pomysł. Otacza mnie (i moją niepełnosprawność) rodzina, mam szczęście, ale inni go nie mają. Napisał Pan poruszający, potrzebny artykuł, by zwrócić uwagę na problem, ale czy znajdzie się ktoś z mocnym przebiciem społecznym na świeczniku, kto 'ruszy tę bryłę z posad świata'...Polski?

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas