Agnieszka Ejsmont – wyróżnienie 2019
Choroba postawiła ją przed wyborem: żyć w błogim, ale nierealnym półśnie, czy w rzeczywistości, która choć realna, to przeraża. Chora na schizofrenię paranoidalną Agnieszka Ejsmont wybrała ten drugi świat. Od 25 lat, przy pomocy leków, terapii oraz pracy zawodowej i społecznej, każdego dnia heroicznie walczy z lękami oraz o to, aby osoby chorujące psychicznie żyły godnie i nikt się ich nie bał.
Już jako dziecko Agnieszka widziała rzeczy, których nie widzieli inni, bała się ludzi i trzymała się od nich z daleka, czuła się mniej wartościowa, dopadały ją skrajne emocje. Rodzice nie podejrzewali żadnego zagrożenia. Sądzili, że Agnieszka jest bardziej wrażliwa niż jej rówieśnicy.
Mama zaprowadziła Agnieszkę na konsultację do lekarza psychiatry dopiero w 1994 r., kiedy ta miała 20 lat i była na II roku studiów w Akademii Teologii Katolickiej (ATK; obecny Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie). Agnieszka wprowadziła się wtedy do dziadków, którzy mieszkali bliżej uczelni. Oderwana od dawnego, znanego środowiska, przeciążona nauką do wielu egzaminów, zaczęła coraz rzadziej wychodzić z domu, a coraz częściej polegiwać w łóżku, okryta po czubek głowy kocem. Babcia, zaniepokojona dziwnym zachowaniem wnuczki, zaalarmowała jej rodziców.
Od szpitala do szpitala
Agnieszka usłyszała wstępną diagnozę: zespół urojeniowo-omamowy i bardzo szybko została umieszczona w warszawskim Szpitalu Nowowiejskim. To pierwsza z jej siedmiu hospitalizacji na oddziałach psychiatrycznych różnych placówek. Ostatecznie zdiagnozowano u Agnieszki schizofrenię paranoidalną. Dwie z hospitalizacji spędziła w stanie katatonii hipoaktywnej.
- Przy pierwszej trwałam w stuporze przez sześć miesięcy – mówi Agnieszka. – Nie jadłam. Stałam w miejscu. Nie reagowałam na to, co dzieje się wokół mnie. Nie widziałam ludzi, sal i łóżek szpitalnych, nie reagowałam na sytuacje i dotyk. Widziałam przed sobą jedynie białą ścianę lub świat urojeń i halucynacji. Tak mi się wydawało...
W drugą katatonię Agnieszka wpadła niemal 20 lat temu, po śmierci ojca. Ostatni raz była w szpitalu w 2015 r. Była już tak bardzo świadoma swojej choroby, że zgłosiła się do niego sama. Mama Agnieszki chorowała wtedy na serce. Agnieszka bała się, że kolejny stresujący czas skończy się kolejną katatonią.
Przerwy na aktywne życie
Tym, co utrudnia lub okresowo czyni wręcz niemożliwym normalne życie, są występujące przy schizofrenii paranoidalnej lęki i halucynacje. W ich okiełznaniu pomagają Agnieszce leki, które przyjmuje trzy razy dziennie.
- Bez nich straciłabym kontakt z rzeczywistością – wyznaje Agnieszka.
Psychoterapię zakończyła sześć lat temu. Radzi sobie ze swoimi „demonami” sama, z pomocą bliskich.
- Nauczyłam się czegoś, czego nie potrafiłam, to znaczy odpoczywać, cieszyć się byciem sama ze sobą, nic nierobieniem. Gdy czuję, że zbliża się kryzys, czytam książki, kładę się wcześniej spać, wychodzę na wielogodzinne spacery z kijkami do nordic walking do lasu, jeżdżę na rowerze, piszę wiersze i bajki terapeutyczne albo haftuję. Na lęki, które mogą mnie dopaść w dużych skupiskach ludzi, np. w galeriach handlowych, też znalazłam sposób – robię tam zakupy rano, gdy nie ma tłoku – śmieje się Agnieszka.
Przyznaje, że nachodzą ją czasem myśli, iż jest gorsza od innych lub wręcz nic niewarta. Wtedy wylicza sobie po cichu swoje sukcesy. A jest ich niemało. Choćby te zawodowe. Ukończyła policealne studium handlowe, a w Kolegium Pracowników Służb Społecznych, podległym pod Uniwersytet Warszawski, zdobyła licencjat z pracy socjalnej. Pracowała i na rynku otwartym, i na chronionym, m.in. na stanowiskach ankietera, przedstawiciela handlowego i pracownika biurowego.
Obejrzyj filmik o Agnieszce Ejsmont na portalu Niepelnosprawni.pl.
Pomóc innym – sposób na autoterapię
- A jednak tym, co mnie najbardziej „napędza” do walki z chorobą, jest pomaganie innym ludziom – zwierza się Agnieszka.
Zależy jej na tym, aby społeczeństwo nie bało się osób chorujących psychicznie. Opowiada więc swoją historię w mediach i na konferencjach naukowych, a także przygotowuje destygmatyzacyjne programy, szkolenia i warsztaty, aktywnie biorąc w nich udział. Pokazuje, że osoby chorujące psychicznie są inteligentne, wartościowe i wykształcone, że pomimo choroby mogą żyć normalnie, spełniając swoje pragnienia i realizując swoje pasje.
Tę misję poczuła po pierwszej katatonii. Trafiła wtedy do warszawskiego Klubu Amicus, działającego na rzecz osób chorych psychicznie. Tak się w niego zaangażowała, że była jego prezesem przez sześć lat. Została za to wyróżniona przez Centrum Wolontariatu.
Od 2015 r. Agnieszka Ejsmont działa w Grupie Wsparcia Osób z Doświadczeniem Kryzysu Psychicznego TROP. Organizuje tam pracę sekcji integracyjnej, prowadzi prelekcje w szkołach średnich, na uczelniach wyższych i w organizacjach pozarządowych, uczy chorych, jak tworzyć i prowadzić grupy samopomocowe, publikuje artykuły w biuletynie „Tropiciel”, współorganizowała wystawę „Twórczość osób po kryzysie psychicznym”, a jeśli trzeba, staje się doradcą telefonicznym, wspierając rozmową samych chorych i ich bliskich. Bo bliscy osób chorych psychicznie potrzebują również pomocy. Aby się nie załamali, aby nie odeszli...
Agnieszka wie, jakie to bolesne, bo sama doświadczyła odrzucenia.
Aby nie było bariery milczenia
Szok, konsternacja, niedowierzanie, strach – co będzie z Agnieszką, czy znajdzie pracę, jak będą traktować ją ludzie? To czuła mama Agnieszki, gdy usłyszała, na co choruje córka.
- Tata przy mnie milczał, ale zaprzyjaźnieni sąsiedzi, których odwiedzał wspominali, że płakał, gdy mówił o mojej chorobie – opowiada Agnieszka. – Podczas mojej pierwszej katatonii rodzice codziennie byli u mnie w szpitalu. To było jednak dla nich takie trudne, że kiedy z niego wyszłam, wyjechali na dwa tygodnie na naszą działkę.
Rodzina matki zaakceptowała chorobę Agnieszki. Rodzina ojca – zerwała kontakty. Własnej rodziny Agnieszka nie założyła.
- To jest tak: rozum mówi mi, że nie powinnam tego robić, że mogę nie udźwignąć ciężaru codziennych obowiązków i problemów, bo bliska relacja nie polega na tym, że zawsze jest dobrze. Z drugiej strony: serce wyrywa się do uczucia, potrzebuje, aby ktoś je ogrzał. Może więc kiedyś, z kimś... – zwierza się Agnieszka.
W oczekiwaniu na „kiedyś, z kimś...” Agnieszka spełnia się jako społecznik. Skończyła kurs doradcy ds. zdrowienia w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Chce pracować zawodowo jako doradca i pomagać innym wychodzić z kryzysów psychicznych. Ale ma też inne cele...
- Kiedy mówię, że choruję na schizofrenię, nagle między mną a człowiekiem, który nie wie, na czym polega ta choroba, tworzy się jakaś dziwna przestrzeń. Rozmówca peszy się, milczy, ucieka wzrokiem, po prostu nie wie, jak mnie traktować – mówi Agnieszka.
Robi co może, aby tych „przestrzeni milczenia” nie było. Walczy także o godne traktowanie osób chorujących psychicznie w placówkach medycznych.
- Łatwiejsze do przeżycia są hospitalizacje na oddziałach dziennych, bo czas wypełniony jest zajęciami terapeutycznymi. Na oddziałach całodobowych, po dużych dawkach leków uspokajających głównie się śpi. Pobyt tam to regres w życiu. To inna, ale także forma cierpienia. Urojenia są ciężkie, otumanienie lekami jest ciężkie, ale najgorsze dla pacjentów chorujących psychicznie jest unieruchomienie – w pasach lub kaftanach. To się wciąż stosuje. A ja walczę, żeby tego nie było – podkreśla Agnieszka.
Patronat honorowy
Małżonka Prezydenta RP
Agata Kornhauser-Duda
Partner instytucjonalny
Konkurs współfinansowany ze środków PFRON
Partnerzy główni
Partnerzy
Patronat medialny
Organizator
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz