Co połączyło księgowego, byłego sportowca i komandosa?
Uczestników zakończonych niedawno w Stroniu Śląskim i Dusznikach-Zdroju zawodów ParaSki4Europe łączy sport, życiowa pasja i zachwyt nad imprezą. Jednak powody, by wziąć w niej w udział, mieli zupełnie różne...
Dla śniegu
- Śnieg. To jest nasz powód – powtarzali zawodnicy z Chorwacji, którzy w tym roku nie mieli warunków, by trenować u siebie.
Nie mieli również funduszy na dłuższe zagraniczne zgrupowania. Nie spędzili na śniegu wystarczającej liczby dni, by myśleć o dobrych miejscach w zawodach pucharowych i tych o mistrzowskiej randze.
Brak śniegu był także magnesem dla Portugalczyków.
- To nie jest tak, że my w Portugalii w ogóle nie mamy śniegu. Mamy i śnieg, i kurort narciarski. Jednak w tym roku było go za mało, nie mieliśmy gdzie trenować – mówi Nuno Marques, trener snowboardu w kadrze narodowej Portugalii.
Nuno Marques z Portugalii
Swoją pracę Nuno określa jako „trenowanie Ronaldo bez boiska”. Sytuacja snowboardzistów portugalskich nie jest łatwa.
- Między surfingiem a snowboardem różnica jest niewielka, dlatego chętnych do zjeżdżania na desce nie brakuje – mówi.
Jednak wielu rzeczy brakuje. On sam pracuje za darmo. Chociaż trenuje kadrę, nie otrzymuje za to wynagrodzenia. Utrzymuje się, prowadząc swoją działalność instruktora.
- Mam też wiele innych zajęć, bywam np. ogrodnikiem – dodaje.
Nie może liczyć na ścisłą współpracę z komitetem paraolimpijskim ani ze związkami zrzeszającymi sportowców zimowych.
- Mam od nich dres, ale za bilety lotnicze zapłaciliśmy prywatnymi pieniędzmi – podkreśla.
Dla znajomych
Portugalczycy do Polski przyjechali, by przedłużyć sezon. Wykorzystać dobre warunki na stoku i spotkać się ze znajomymi.
- Środowisko snowboardzistów nie jest duże – tłumaczy Nuno. – Dobrze się znamy z polskimi zawodnikami. Chcieliśmy się więc z nimi spotkać i spędzić razem trochę czasu.
Nuno Marques nie zawsze chciał trenować sportowców. Marzył o karierze biologa morskiego. Jednak jego rodziny nie było stać na studia.
- Zostałem więc księgowym – mówi. – Robiłem to, czego robić nie chciałem, żeby zarobić na to, co robić chciałem.
Taki układ nie sprawdził się na dłuższą metę i Nuno rzucił pracę. Zamieszkał w górach i rozpoczął swoją sportową karierę. Jako 43-latek marzy, by zakwalifikować się na igrzyska. Chciałby też zobaczyć swoich zawodników na paraolimpiadzie.
- Na to jednak potrzebne są pieniądze. Nie mam ich – podsumowuje. – Wykorzystuję więc każdą okazję, taką jak ParaSki4Europe, by trenować.
By sprawdzić formę
ParaSki4Europe stało się okazją, by się sprawdzić. Janusz Wasil, trzykrotny paraolimpijczyk, na zawody przyjechał, by „zabrać się za siebie” i sprawdzić, w jakiej jest obecnie formie. Swoją sportową karierę zaczynał od igrzysk w Albertville w 1992 r. Startował także w Lillehamer (1994) i w Nagano (1998).
- Nie odniosłem tam wielkich sukcesów – mówi. – Odbiegaliśmy wtedy sprzętem i przygotowaniem od innych.
Janusz Wasil parasportowcem został po tym, gdy po wypadku na torach stracił nogę.
Janusz Wasil
- Skąd ja się na tych torach wziąłem? Miałem 13 lat – tłumaczy. – Wtedy nie mieliśmy smartfonów, więc bawiliśmy się inaczej. Skakaliśmy po wagonach. Wtedy akurat się nie udało.
Dzisiaj Janusz Wasil jest na emeryturze, ale pozostaje aktywny i sportowo, i zawodowo. Na ParaSki4Europe ukończył trudną technicznie trasę slalomu.
- Jeszcze trochę pary zostało. Zjechałem, żyję, jestem cały, i tymi zawodami po prostu zachwycony – podsumował.
Ile formy zostało, sprawdzała również Anna Kosińska-Tadej. Niedowidząca narciarka, wielokrotna mistrzyni Polski, zrobiła sobie przerwę od sportu na macierzyństwo. Dzisiaj, jako mama dwójki dzieci, odbudowuje formę.
Anna Tadej
- Przez pięć lat nie jeździłam, teraz myślę o tym, żeby wrócić – podkreśla. – ParaSki4Europe to dla mnie przełom, okazja, by zobaczyć, gdzie jestem dzisiaj i co mogę uzyskać w przyszłości.
Z kolei Joanna Mendak, paraolimpijka, pływaczka, stawiała pierwsze kroki na biegówkach. Ciekawa nowych dyscyplin i możliwości, nie wykluczyła, że z nartami zaprzyjaźni się na dłużej, chociaż marznąć nie lubi.
By szukać rywali
Z Wielkiej Brytanii przyjechało 10 zawodników współpracujących z organizacją charytatywną AFPST (Armed Forces Para-Snowsport Team). Jej misją jest wspieranie rannych żołnierzy w rehabilitacji poprzez uprawianie sportów zimowych. Na ParaSki4Europe pojawili się weterani i towarzyszący im w roli wsparcia i przewodnika czynni żołnierze.
Największe wrażenie na wszystkich zrobił Ben Jack Shaw i jego przewodnik, James Hossell. Razem trenują dwa sezony. Ben stracił wzrok podczas misji w Iraku w 2007 r. Po wybuchu ładunku jego twarz została zniekształcona. Nie ma w niej czucia. Nie miał jednak wątpliwości, że chce wrócić do snowboardu, który uprawiał na długo przed wypadkiem.
- Czerpię z tego ogromną radość, tyle że nie mam z kim rywalizować – mówi Ben.
Jest w tej chwili jedynym na świecie całkowicie niewidomym snowboardzistą. Jego kategoria nie istnieje podczas zawodów, dlatego Ben zdecydował się przyjechać na ParaSki4Europe. W Polsce mógł wystartować i sięgnąć po medal. Zakosztować atmosfery zawodów.
- Jednak przede wszystkim chcielibyśmy zainspirować innych. Pokazać, że można. Wtedy może pojawią się inni tacy zawodnicy, nowi rywale – dodaje James Hossell.
Ben Shaw i James Hossell
Przewodnikiem został bez chwili wahania.
- Po prostu lubię wyzwania – podkreśla.
James jest nadal czynnym żołnierzem Royal Marines. Jako komandos, nie może gwarantować swojej dostępności dla Bena.
- Jestem marines. To oznacza gotowość do działania. Jeśli zostanę wysłany z kolejną misją, to na nią pojadę. Tak już jest – mówi James.
Na razie obaj mają nadzieję, że ParaSki4Europe jeszcze się powtórzy i pozwoli Benowi znaleźć konkurentów. W tej kwestii wszyscy uczestnicy zawodów zgadzają się z Benem. Chcą wrócić do Polski na kolejną edycję zawodów.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz