Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Nauka zdalna. Diabeł tkwi w szczegó... lnych potrzebach edukacyjnych

06.04.2020
Autor: Beata Dązbłaż, fot. pexels.com
młoda dziewczyna siedzi nad laptopem i trzyma się za głowę

Trudny czas pandemii COVID-19 to także szczególny czas egzaminu z kreatywności dla dyrektorów i nauczycieli szkół specjalnych czy ośrodków szkolno-wychowawczych dla uczniów z niepełnosprawnościami – a także dla nich samych i ich rodziców. Sprawdziliśmy, jak sobie radzą z wirtualnymi lekcjami poza szkolną klasą, w innej rzeczywistości, niż ta, którą tak dobrze znają.

Edyta, niedosłysząca uczennica I klasy policealnej na kierunku terapia zajęciowa w placówce w Raciborzu, ma obecnie podwójną rolę w czasie domowej, zdalnej edukacji – jest też pomocnikiem nauczyciela.

- Nauczyciele z zewnątrz, których też mamy, spoza naszego ośrodka, nie umieją migać, więc praktycznie opiera się to na tym, że ja pomagam im tłumaczyć na język migowy dla moich niesłyszących kolegów – mówi Edyta. – W klasie jest nas czworo i tylko ja niedosłyszę, a pozostali w ogóle nie słyszą. Wygląda to tak, że np. nauczyciele piszą na kartkach niesłyszącym uczniom, ja tłumaczę to najprościej jak się da, mamy lekcje na tablicy multimedialnej, wysyłam informację kolegom, jak trzeba zrobić te zadania, i jakoś sobie radzimy. Nie mamy teraz praktycznych zajęć, tylko teoretyczne. Jestem cały czas zmobilizowana, pół dnia poświęcam tylko i wyłącznie na naukę i nie jest to dla mnie problemem. Nie „obijam się”.

Zaznacza, że jej niesłyszący koledzy mają problem z pisownią, układaniem zdań, ortografią.

- Dla nich język polski to jest zupełnie obcy język, teraz nagle muszą pisać na komputerze, a wcześniej nie musieli tego robić – zaznacza Edyta. – Więc wklejam im do Worda notatki, żeby mogli je wkleić do zeszytów. Jeśli nie rozumieją czegoś, tłumaczę im to na język migowy, piszę prosto.

Sama ze szkoły masowej przeszła do ośrodka szkolno-wychowawczego. Podkreśla, że jest przyzwyczajona do tego, że trzeba się dużo uczyć.

- Jest trudno, ale nie aż tak trudno, jak było w gimnazjum, materiału jest sporo, ale nie aż tak bardzo, bym nie dała rady – mówi.

Ta sama podstawa, inne potrzeby

Kadra pedagogiczna i prowadzący placówki także są przyzwyczajeni do wyzwań. O jednym z nich, wymuszonym przez epidemię koronawirusa, mówi nam Agata Tańska, dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niesłyszących i Słabosłyszących w Raciborzu. To dostęp do sprzętu i oprogramowania, który ułatwiłby kontakt nauczyciela z uczniami, ale także do internetu.

Na co dzień w ośrodku są dzieci korzystające z wczesnego wspomagania, uczące się w szkole podstawowej, aż po technikum i szkołę branżową do 24 r. ż. W sumie w całej placówce uczy się 153 dzieci, w tym ok. 30 proc. z nich ma ograniczony dostęp do internetu, pobiera go np. tylko z telefonu komórkowego rodzica.

- Nasze dzieci realizują tę samą podstawę programową, co wszystkie inne, z tym, że potrzebujemy tłumaczenia na język migowy – mówi Agata Tańska. – Pracujemy z dziećmi za pomocą Skype’a, WhatsAppa, korzystamy z materiałów dostępnych na bezpłatnych platformach. Założyliśmy także własne konto na platformie Moodle. Na pewno nie jest to proste dla nas, dobieranie materiałów jest bardzo trudne, ale staramy się, aby dzieci miały te same formy kształcenia, co wszyscy. Ta platforma jest intuicyjna i starsze dzieci chętnie z niej korzystają, natomiast jeśli chodzi o maluchy, to współpracujemy głównie z rodzicami.

Mało sprzętu, kończy się internet

Część rodziców ma problem z dostępem do szerokopasmowego internetu, który przy dużej objętości przesyłanych treści – filmów, obrazów – ma znaczenie. Częstym problemem w korzystaniu z internetu w komórce na abonament jest jego limit.

- Zauważamy, że przy końcu miesiąca dzieci mówią, że będą miały dostęp do internetu za 3-4 dni – mówi Barbara Bogacka-Galon, wicedyrektor w szkołach ponadpodstawowych w Zespole Szkół i Placówek „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących” w Krakowie.

Szkoła pożyczyła laptopy dzieciom w miarę możliwości, jednak sprzętu jest za mało. W samych szkołach ponadpodstawowych jest 160 uczniów, w szkole podstawowej 70.

Nauczyciele ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Słabowidzących nr 8 im. dr Zofii Galewskiej w Warszawie pracują głównie na sprzęcie prywatnym, nie wszyscy mają kamery, a one są kluczowe, szczególnie przy zajęciach rewalidacyjnych.

- Konieczny jest także kontakt telefoniczny dziecka z nauczycielem, a to wiąże się z przekazaniem prywatnego kontaktu całej szkole – mówi Beata Kotowska, dyrektor stołecznego ośrodka. – Nie chodzi tu już nawet o koszty, a o ochronę prywatności. I choć nasi nauczyciele to robią, jednak bardzo przydałyby nam się telefony służbowe.

Część uczniów mieszkających na wsi nie ma w ogóle dostępu do internetu, w związku z czym nauczyciele wysyłają im materiały pocztą, a to wiąże się z dużym opóźnieniem. Dlatego tak ważny jest kontakt telefoniczny. Szkoła pomaga nawet w założeniu internetu, gdzie to jest możliwe, ale są też tacy rodzice, którzy nie umieją z niego korzystać, aby zalogować się do portalu LIBRUS, dziennika elektronicznego.

- Od kiedy uczymy zdalnie, nauczycielom zdarzyły się już awarie sprzętu, dzieciom także, jednej z uczennic wysyłaliśmy laptopa pocztą. Komu możemy, pożyczamy sprzęt, ale jest go zdecydowanie za mało – dodaje Beata Kotowska.

W warszawskim ośrodku uczy się ok. 120 uczniów, począwszy od wczesnego wspomagania, podstawówkę, aż po liceum i szkołę branżową. Około 20 proc. uczniów ma także niepełnosprawność intelektualną.

Kreatywność informatyka

Jacek Jarczyk, informatyk w szkole podstawowej w Zespole Szkół i Placówek „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących” w Krakowie, korzysta z popularnej aplikacji Zoom.

- Aby uczeń mógł tam zaistnieć, musi uruchomić pocztę elektroniczną, kliknąć link, wtedy program się rozpakowuje i zaczyna się uczestniczyć w lekcji – tłumaczy. – Uczniowie mają kilka programów w domu, np. udźwiękawiający system Windows, a osoby słabowidzące program powiększający ekran, te programy są za darmo. Nagrywam filmy, jak można je pobrać, zainstalować i rozpakować, robię też instrukcję w Wordzie, zamieniam na PDF, ale też nagrywam dla uczniów film do tego, co jest w instrukcji. Jeśli uczeń sam nie da rady, proszę rodziców o pomoc.

Informatyk dodaje, że nie wszyscy uczniowie mogą uczestniczyć w lekcjach, nie wszyscy mają komputer, nie wszyscy dostęp do internetu.

- Jako szkoła pożyczaliśmy laptopy, ale to nie rozwiązuje całkiem problemu – podkreśla. – Wtedy działamy przez telefon komórkowy, WhatsAppa, Messengera. W klasach 6-8-osobowych zazwyczaj nie korzysta z lekcji jedna lub dwie osoby, i to właśnie z powodu braku komputera lub internetu. Czasami dziecko w trakcie lekcji jest z opiekunem, który nie ma dostępu do komputera. Wtedy instrukcję wysyłam rodzicom. Dużo zależy od tego, czy ktoś może dziecku pomóc. Samo wyszukanie czegoś na stronie, np. linku, wymaga od osoby niewidomej dużo więcej czasu, gdyż musi przeglądać wszystko linijka po linijce.

Można dłużej pospać

Wojciech Węgiel uczy się w trzeciej klasie szkoły zawodowej w krakowskim Zespole Szkół dla osób niewidomych i słabowidzących, sam jest słabowidzący.

- Najbardziej lubię zdalne lekcje WF-u, nauczyciel przysyła różne filmy, a ja powtarzam te ćwiczenia – opowiada. – Z zadaniami z polskiego jest różnie, najbardziej nie lubię, jak jest konkretne zadanie, bo nie umiem pisać skrótowo i zawsze się rozpisuję nie wiadomo, na ile. Z matematyką nie mam większych problemów, choć w zasadzie zawsze trafia się jedno zadanie, którego o własnych siłach nie mogę rozwiązać, ale reszta szła dobrze.

Docenia jeden plus wynikający z obecnej sytuacji – mianowicie: może dłużej pospać. Najtrudniejsza dla niego jest natomiast kumulacja materiałów przesyłanych od nauczycieli. Technicznie radzi sobie tak, że powiększa materiały za pomocą klawiszy.

- Sam portal LIBRUS jest bardzo kapryśny, czasami się zacina i trzeba długo czekać, a ja nie lubię czekać, co tu okłamywać – zaznacza. – Na pewno znajdą się perełki, które cierpliwie będą czekać, ale pewnie jest ich mało.

Brakuje mu internatu w Krakowie i relacji koleżeńskich, a także rozmów z ulubionymi nauczycielami.

Odpowiedź: nikt

Wobec trudności z dostępem do sprzętu i internetu, wszystkie szkoły ucieszyły się z możliwości przystąpienia samorządów do programu „Zdalna szkoła”, ogłoszonego przez Ministerstwo Cyfryzacji, w ramach którego można wnioskować do Centrum Projektów Polska Cyfrowa o zakup laptopów, tabletów i dostępu do internetu. Sprzęt będzie przekazywany uczniom, którzy go nie posiadają.

Beata Kotowska zgłosiła swoją placówkę i otrzymała ankietę z samorządu, gdzie m.in. pytano o to, kto z nauczycieli otrzymał służbowy sprzęt, kto z uczniów szkolny komputer, kto otrzymał dostęp do służbowego internetu.

- Odpowiedź na wszystkie pytania: nikt – podkreśla. – Nasze zapotrzebowanie to sprzęt dla ok. 120 uczniów i ok. 60 nauczycieli. Ważna jest kwestia abonamentu na internet, bo czy rodziców będzie stać na zakup, gdy np. niektórzy stracili pracę?

Podkreśla, że w przypadku jej placówki to nie tylko kwestia sprzętu, ale też specjalistycznych programów powiększających. Barbara Bogacka-Galon zauważa, że ważny jest także zakup licencji do różnych potrzebnych programów, np. udźwiękawiających, przekładających czarnodruk czy wersję elektroniczną na brajla.

- Co najmniej trójka dzieci niewidzących potrzebuje programu udźwiękawiającego – dodaje Beata Kotowska. – Ostatnio wydaliśmy ok. 100 tys. zł, cudem zdobytych, na podstawowe wyposażenie brajlowskie. Nauczyciel brajla jest obecnie w kontakcie z tymi uczniami i próbuje im pomagać, korzystając z funkcji smarfonów czy iPhone’ów. Część uczniów w domach ma powiększalniki, zakupione częściowo ze środków PFRON. W szkole mamy kilka, ale drżymy o nie, bo jest to bardzo drogi sprzęt, koszt jednego to od 7 do 15 tys. zł. Proponujemy też uczniom wypożyczenie lup, ale znowuż w tej chwili mało kto chce po nie przyjechać.

Nie tylko komputer

- Nasze kształcenie to głównie obraz, potrzebujemy dobrej przepustowości obrazu, a więc szerokopasmowego internetu i dostępu do Power Pointa, gdzie będzie można wykorzystać rysunkową formę kształcenia – mówi z kolei Agata Tańska.

Potrzebny jest więc sprzęt z pełnym pakietem Office, programem antywirusowym i bramką, by dzieci nie korzystały z niepotrzebnych stron.

- Ważne dla nas jest, aby nie ograniczać zakupu programów, bo jeśli mamy kształcić techników informatyków, to musimy zakupić porządne programy, np. do grafik komputerowych, gdyż musimy przygotować ich do egzaminów – dodaje.

Złożyła zapotrzebowanie na 110 komputerów.

„Gminy i powiaty będą się mogły starać o sfinansowanie zakupu laptopów, komputerów, niezbędnego do nich oprogramowania oraz – jeśli jest taka potrzeba – dostępu do internetu. W kategorii „niezbędne oprogramowanie” mieści się oprogramowanie umożliwiające naukę osobom niepełnosprawnym” – zapewnia nas przedstawiciel Wydziału Komunikacji w Ministerstwie Cyfryzacji.

Nieopisany obrazek i koniec współpracy

W jakiejś części nauczyciele ośrodków są w stanie korzystać z portalu „Zdalne lekcje”, przygotowanego dla szkół przez MEN.

- W przypadku uczniów słabo widzących, nauczyciele częściowo korzystają z tego portalu, realizujemy taką samą podstawę programową, jak szkoły masowe – mówi Barbara Bogacka-Galon. – Jednak w przypadku ucznia niewidomego, gdy nie ma treści, a jest nieopisany obrazek, kończy się współpraca z takim portalem, w tym przypadku jest to trudne także dla słabowidzących.

Zaznacza, że niezwykle ważne dla jej uczniów jest wsparcie, dlatego nauczyciele poświęcają dużo więcej czasu obecnie na pracę indywidualną z nimi.

- Z każdym pracuje się inaczej, dlatego nauczyciele łączą się telefonicznie czy przez internet nie z całą klasą, ale z pojedynczym uczniem – mówi.

Jacek Jarczyk także podkreśla wagę pomocy, nie tylko nauczyciela, ale też i rodzica, jeśli ma taką możliwość.

Nowy plan dnia

Patryk Dudek, widzący na jedno oko uczeń IV klasy technikum na kierunku technik prac biurowych w zespole krakowskich placówek na ul. Tynieckiej, podkreśla, że na początku zdalnej nauki najtrudniejszy był panujący chaos.

- Nie wiadomo było, jak to ma wyglądać – zaznacza. – Ale teraz to już się ułożyło. Nauczyciele przysyłają nam notatki, zadania, prace domowe, starają się wyjaśniać, jak coś należy zrobić, wrzucają filmiki, linki, przykłady. Jeśli mam pytanie czy czegoś nie rozumiem, to mam kontakt do każdego nauczyciela i możemy telefonicznie czy mailowo rozwiązać problem.

Dla niego zdalne lekcje nie są czymś wyjątkowo trudnym, jest dobrze zorganizowany.

- Czasami jest trudno z motywacją, musimy się przestawić jako osoby z niepełnosprawnością na nowy etap w życiu, musimy rozdzielić, kiedy zjemy śniadanie, pójdziemy na lekcje i na nowo poukładać sobie obowiązki – opowiada Patryk. – W pewnym sensie mamy komfort siedzenia w domu, nie możemy wielu rzeczy robić na zewnątrz. Układam sobie więc dzień tak, że np. o 15 odrabiam polski, o 18 matematykę, a na drugi dzień przesyłam to nauczycielowi. Zapisuję w kalendarzu, co kiedy mam zrobić i staram się pilnować ustaleń z nauczycielami. Możemy konsultować się z nimi według podziału godzin, choć są także dostępni poza nim. Jednak nie wyobrażam sobie, że o 22 mam dzwonić do nauczyciela, bo mi się przypomniało, że mam coś do zrobienia.

Agata Tańska podkreśla, że korzystanie z portalu „Zdalne lekcje” po części jest możliwe dla jej nauczycieli.

- Jednak dla nas materiały muszą być bardzo dostosowane – zaznacza. – Często np. zdarza się polecenie „napisz kilka zdań”. Nasze dzieci, ze względu na ograniczenia językowe, nie potrafią napisać kilku zdań w sposób płynny, musi być nauczyciel, który poinstruuje dziecko, jak ma to zrobić. Dlatego najczęściej korzystamy z możliwości wizualizacji zajęć, łącząc się przez Skype’a, WhatsAppa, migamy i tłumaczymy na język migowy lub prosty język. Mamy też dzieci z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, które realizują ten sam program, ale mają trudniej ze względu na wadę słuchu i trudności w rozumieniu treści.

Czy serwisy są całkiem dostępne?

Serwis gov.pl/zdalnelekcje jest – podobnie jak cały gov.pl – dostępny cyfrowo, dzięki czemu mogą z niego korzystać osoby z niepełnosprawnościami wzroku. Ponadto, w serwisie gov.pl dostępna jest usługa tłumacza migowego dedykowana osobom głuchym posługującym się Polskim Językiem Migowym. Musimy jednak podkreślić, że nie możemy zagwarantować pełnej dostępności cyfrowej wszystkich treści, które proponujemy w serwisie. Wynika to z faktu, że staraliśmy się zapewnić różnorodność materiałów edukacyjnych, za których dostępność cyfrową odpowiadają już ich autorzy” – informuje nas przedstawiciel Ministerstwa Cyfryzacji.

TVP uruchomiła z końcem marca w paśmie przedpołudniowym program „Szkoła z TVP”. Jednak nie do końca pomyślano o wszystkich uczniach z niepełnosprawnością.

„W tej chwili są lekcje w telewizji – pisze Czytelnik w komentarzu pod artykułem na portalu Niepelnosprawni.pl. – To bardzo potrzebne w czasach tej pandemii, przed chwilą na tv regionalnej nauczyciel tłumaczył ułamki dla uczniów niższych klas szkoły podstawowej. Wśród uczniów w domach są osoby niedosłyszące lub głuche i potrzebne są napisy w czasie tych lekcji, by także osoby z tą niepełnosprawnością mogły skorzystać z tych pomocnych form nauczania. Tłumacz języka migowego też pomocny, ale są dzieci np. niedosłyszące uczące się w zwykłych szkołach, nie znające języka migowego i wtedy napisy są bardziej uniwersalne. W przypadku, gdyby były też lekcje języka angielskiego, pomocne byłyby pod każdym wyrazem lub krótkim zdaniem napisy, jak to wygląda w transkrypcji fonetycznej” – podkreśla.

„Popieram. Nie każdy zna język migowy. Napisy KONIECZNE! Jesteśmy wykluczeni!” – wtóruje mu inny Czytelnik.

Nie wszystko można zdalnie

Jednak nie wszystkiego można nauczyć się zdalnie. Na pewno ogromną trudnością jest prowadzenie zdalnej rewalidacji.

- Na razie skupiamy się na podstawie programowej, a jeśli potrwa to dłużej niż do świąt, a myślę, że może się tak stać, to zabieramy się za rewalidację – mówi Beata Kotowska. – Na razie badamy potrzeby rodziców, ankietujemy ich, czy chcą, ile czasu są w stanie poświęcić na ćwiczenia rewalidacyjne z dzieckiem, jaka forma jest dla nich wygodniejsza. Rewalidację jest bardzo trudno realizować zdalnie.

Lucyna Zaleska, nauczycielka orientacji przestrzennej w Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie, potwierdza, że prowadzenie zajęć przez LIBRUSA nie jest możliwe.

- Wrzucam więc uczniom gotowe materiały, np. o psie przewodniku, opisy dostępnych dworców w Polsce, czyli teorię – zaznacza. – Jednak przy nauce orientacji przestrzennej musi być praktyka.

Agata Tańska ceni dobrą współpracę z rodzicami. Jednak przy prowadzeniu zdalnych zajęć z rewalidacji konieczne jest ich wsparcie, a oni także mają nadmiar obowiązków i zalew trudnych sytuacji w związku z epidemią koronawirusa. Czy są w tej sytuacji dobre rozwiązania na to, by pokazać dziecku ćwiczenie logopedyczne, przypilnować je, by dobrze je wykonało?

To pytania retoryczne.

- Podstawą w rewalidacji jest kontakt dziecka z terapeutą, ale robimy, co możemy – podkreśla Beata Kotowska. – Nie jest przecież sztuką zasypać dziecko ćwiczeniami, nauczyciel wykona swoje obowiązki, ale przecież nie o to chodzi, to musi mieć dla dziecka sens.

Kucharze bez praktyki

Podobnie jest z nauką zawodów.

Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy nr 8 dla dzieci słabowidzących w Warszawie uczy zawodu kucharza.

- Owszem, tutaj akurat można uczniom coś przekazać, ale zmieniamy program, robimy teraz teorię z późniejszych klas, żeby praktykę zrealizować potem – mówi Beata Kotowska.

- Jak nauczyć dziecko niewidome wyplatania koszyków zdalnie? – pyta Barbara Bogacka-Galon. – Zdalne przekazanie wiedzy uczniowi niewidomemu w tym obszarze jest praktycznie niemożliwe. Nawet jeśli poprosimy, by ktoś wykonał zdjęcie tego, co uczeń wykonał, to jak poprawić jego błędy, jak nauczyć unikania złych nawyków, tu nie ma dobrej rady.

Zaznacza, że nie zawsze rodzic jest w stanie przekazać dziecku informacje od nauczyciela, pomijając problemy ze sprzętem.

- Jak pokazać dziecku wykonanie splotu na koszyku, gdy nie ma wikliny w domu, we wcześniejszych klasach nie ma odpowiedniego warsztatu w domu, wiklinę gdzieś trzeba moczyć – podkreśla. – Mamy ich przecież przygotować do wejścia na rynek pracy, a sama teoria tu nie wystarczy i nie da się też tego przekazać za pomocą filmu. Ucząc zawodu ogrodnika, nie da się posadzić drzewa i powiedzieć słabowidzącemu uczniowi: „obejrzyj film”. To jest po prostu niemożliwe.

Czy matura ma sens?

Dyrektorzy ośrodków szkolno-wychowawczych z niepokojem myślą o zbliżających się egzaminach dojrzałości.

- Maturami bardzo się martwimy, bo mamy maturzystów, którym bez wsparcia nauczyciela będzie bardzo trudno – mówi Agata Tańska. – Wierzę w to, że egzaminy maturalne będą przełożone. A jeśli jednak miałyby się odbyć, to młodzież będzie musiała przyjechać do internatu wcześniej, odbyć 2-tygodniową kwarantannę. My z nimi wtedy będziemy. Zrobimy to, aby umożliwić im uzyskanie dobrych miejsc na studiach.

Agata Tańska dodaje, że jej placówka skorzystała z próbnych egzaminów ósmoklasisty w tym sensie, że pozyskano materiały, by móc przepracować formę egzaminu z uczniami.

- Nasze dzieci potrzebują trochę więcej ćwiczenia techniki, umiejętności zachowania się podczas egzaminu – zaznacza. – Egzaminy próbne zdalne, bez instruktażu nauczyciela, to bardzo trudna rzecz dla dzieci z niepełnosprawnościami. Nauczyciel dla takiego dziecka to przewodnik.

Matury w obecnej sytuacji nie wyobraża sobie także Barbara Bogacka-Galon.

- Matura brajlem, z nauczycielem wspomagającym zdalnie, dla uczniów z niepełnosprawnością wzroku jest magią – mówi. – Wielu z uczniów przystępuje do egzaminu z nauczycielem wspomagającym, męczliwość oczu jest u nich na tyle duża, że potrzebują po jakimś czasie, by ktoś im czytał albo zapisywał odpowiedzi.

Według niej najlepszym rozwiązaniem byłoby przełożenie matur.

- Ale też pozostaje pytanie, co dalej, gdyż młodzież ma swoje plany na przyszłość, na studia – dodaje. – Nie ma dobrego rozwiązania, czekamy na te systemowe, które na równi pozwoliłyby im korzystać z edukacji tak, jak do tej pory.

Przypomina, że matura czy egzamin zawodowy dla jej uczniów są takie same, jak dla innych, kluczowa jest tylko kwestia ich dostosowania.

Beata Kotowska podkreśla, że w pracy zdalnej na maturze bardzo trudno jest zapewnić samodzielną pracę ucznia.

- Nie widzę sensu jej przeprowadzania w obecnej sytuacji – kwituje.

Są też dobre strony

Beata Ingram jest niewidomą nauczycielką w Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących w Krakowie. Uczy języka niemieckiego i w tym przypadku zdalna edukacja nie jest dla niej wyzwaniem ani nowością, bo robiła to już wcześniej. Jednak przy drugim jej przedmiocie – techniki brajlowskie – wymaga to już znacznie więcej kreatywności i czasu na przygotowanie.

- To też kwestia wprawy, bo na początku poświęcałam więcej czasu na wyszukanie materiałów, teraz idzie mi to szybciej – przyznaje. – To też kwestia organizacji pracy, założyłam sobie tabelę z rodzajem kontaktu i czasem kontaktu z danym uczniem – to pozwoliło mi na usystematyzowanie pracy. Teraz już wiem, czego które dziecko potrzebuje i jest łatwiej. Najlepsze są też najprostsze metody kontaktu – przez Skype’a, WhatsAppa, Messengera, telefon. Szukam takiej formy kontaktu, która będzie wygodna dla obu stron, aby jak najmniej angażować rodziców. Przez Skype’a można połączyć się zdalnie z uczniem. Dodatkowo poprzez program udźwiękawiający możemy też widzieć, kontrolować swoje pulpity.

Beata Ingram wychodzi z założenia, że sytuacja nauki zdalnej, wymuszona epidemią koronawirusa, jest wyzwaniem, ale jak mówi, nie pierwszym w jej 23-letnim doświadczeniu pedagogicznym.

- Było trudniej, gdy straciłam wzrok, ale przecież nie żyjemy na bezludnej wyspie, zawsze można kogoś zapytać, to kwestia naszego nastawienia – zaznacza.

Zauważa też dobre strony obecnej sytuacji.

- Mamy może więcej czasu, żeby porozmawiać z uczniami na różne tematy, np. chociażby o zwyczajach świątecznych w różnych krajach, ale też o ich emocjach związanych z tym, co się teraz dzieje – mówi. – W szkolnej codzienności gonimy z podstawą programową, różnymi sprawami, których teraz jest mniej. Rodzice komunikują, że dzieci, słuchając wiadomości, siłą rzeczy boją się. Ważne jest, by je uspokoić. W zeszłym tygodniu jedna dziewczynka dzwoniła do mnie trzy razy, by porozmawiać. I ja to przyjmuję, wyszłam z założenia, że nic na siłę. Z inną uczennicą piszemy odezwę na wzór tych historycznych, do jej rówieśników, aby zostali w domu. Sprawia jej to niezwykłą frajdę. Przy tym uczy się pisać poprawnie, bo straciła wzrok, a dotychczas nie pisała i nie czytała brajlem. Z kolei mama ucznia z niepełnosprawnością intelektualną zadzwoniła do mnie z prośbą, czy mogę z nim poprowadzić zajęcia przez WhatsAppa. Zrobiłam to i on nie chciał się rozłączyć, przeciągał zajęcia i jeszcze chciał coś robić.

Beata Ingram podkreśla, że dla dzieci z niepełnosprawnością sprzężoną taka nauka jest na pewno większym wyzwaniem. Podobnie, jak dla mniejszych dzieci z niepełnosprawnością, które, tak jak ich pełnosprawni rówieśnicy, potrzebują pomocy dorosłego. Starsze dzieci samodzielnie obsługują komputer, lubią to. Nauczycielka przyznaje jednak, że taka nauka sprawia jej przyjemność i daje poczucie sensownego działania.

- Jest to wyzwanie, a to zawsze coś nowego – zaznacza.

Zauważa także, że wciąż zmienia się kwestia dostępności dla niej, jako niewidomego nauczyciela, samego dziennika elektronicznego LIBRUS, już teraz jest bardziej dostępny, niż jeszcze kilka dni temu.

Żeby syn nie zamknął się w sobie

Artur Jachimczyk jest niewidomym uczniem z umiarkowanym stopniem niepełnosprawności intelektualnej VIII klasy w krakowskim ośrodku na ul. Tynieckiej. Miał nauczanie indywidualne w internacie, teraz uczy się w domu.

- Nauczyciele dzwonią do mnie i prowadzą ze mną lekcje – tłumaczy.

Najbardziej lubi uczyć się za pomocą tabletu.

- Syn stracił wzrok dwa lata temu, wciąż jest w procesie przystosowywania się do nowej sytuacji, mało korzysta z internetu, nie pisze brajlem, dopiero się wszystkiego uczy – dodaje Dorota Jachimczyk, mama Artura. – Teraz chce być bardzo samodzielny, jeśli chodzi o kontakt z nauczycielami, sam chce odbierać wiadomości. Pomagam mu głównie przy matematyce. Nauczyciele robią wszystko, żeby odnalazł się w nowej sytuacji. Dla nas nie zmieniło się tak wiele, mieszkamy na wsi, mamy podwórko, na które można wyjść, tak żyjemy zawsze. Obawiam się jedynie, żeby syn – gdy ma teraz ograniczony kontakt z rówieśnikami – nie zamknął się w sobie, w domu, w którym bardzo lubi przebywać – dzieli się obawą, która w tych dniach towarzyszy niejednemu rodzicowi dziecka z niepełnosprawnością.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas