Sport drugiej kategorii
Mimo przemian społecznych w naszym kraju sport osób niepełnosprawnych nie może zadomowić się w powszechnej świadomości. Sami sportowcy niepełnosprawni narzekają, że nie traktuje się ich jak prawdziwych sportowców, lecz jedynie potrzebujących rehabilitacji.
W Polsce nadal dominuje przekonanie, że uprawianie sportu przez osoby niepełnosprawne to najlepsza forma rehabilitacji. Stąd już tylko krok do wniosku, że osoby niepełnosprawne za swoje sportowe osiągnięcia otrzymują najlepszą nagrodę w postaci poprawy stanu zdrowia. W dodatku mają jakieś zajęcie i nie siedzą w domu. Reszta staje się mniej ważna.
Mitom dziękujemy
Współczesny sport osób niepełnosprawnych ma z rehabilitacją sensu stricto coraz mniej wspólnego, a coraz więcej z wyczynem. W sporcie wyczynowym liczy się wynik, zwycięstwo i bicie rekordów. Aby to osiągnąć, nie wystarczy już sam talent. Dzisiaj osoba uprawiająca taki sport, by być najlepszą, płaci za to swoim zdrowiem. Rywalizacja jest tak duża, że sportowcy wielu dyscyplin, aby stanąć na najwyższym podium, muszą trenować na granicy wytrzymałości organizmu, poddawać go coraz większym przeciążeniom, często stosować odnowę biologiczną i liczyć się z kontuzjami i urazami. Niektórzy, aby sprostać tak wysokim wymaganiom, sięgają po niedozwolone środki dopingujące. W sporcie wyczynowym osób niepełnosprawnych skala tych zjawisk nie jest jeszcze tak duża. Ale na pewno nie chodzi już tylko o rehabilitację.
Zresztą w samym ruchu sportowym osób niepełnosprawnych przestano przestrzegać zasady, zgodnie z którą, osobom chcącym uprawiać sport dobiera się dyscyplinę odpowiednią do ich schorzenia. Te czasy przeszły już do historii. Obecnie tę samą dyscyplinę uprawiają osoby o całkowicie różnych schorzeniach, co niekiedy pociąga za sobą zagrożenia i zwiększa ryzyko urazów. Biegi uprawiają osoby z porażeniem mózgowym, niewidome i po amputacjach. Osoby niedowidzące skaczą w dal, choć grozi to odklejeniem się siatkówki, uprawiają narciarstwo zjazdowe i dżudo, a osoby z porażeniem mózgowym - ciężary.
Medale są potrzebne także niepełnosprawnym, gdyż muszą się nimi wykazać przed klubem i Urzędem Kultury Fizycznej i Turystyki, aby otrzymać stypendia, a kluby z kolei przed władzami samorządowymi, aby otrzymać następne dotacje. Medale to również świadectwo dobrej pracy trenerów i działaczy kierujących klubem. Traktowanie więc wyczynowego sportu osób niepełnosprawnych wyłącznie w kategoriach rehabilitacji jest dziś już nie tylko nieporozumieniem, ale pośrednio przyczynia się do jego lekceważenia.
- Jeśli chcemy uczestniczyć w światowym sporcie osób niepełnosprawnych, to musimy godzić się z pewnymi konsekwencjami - mówi Tadeusz Nowicki, trener polskiej kadry szermierzy na wózkach. - Polscy szermierze i szabliści na wózkach zdobyli 4 lata temu w Sydney niemal połowę złotych medali. Ale od tego czasu Chińczycy i Koreańczycy zrobili ogromne postępy. Powiększyli sztab szkoleniowy, a także stworzyli w pełni profesjonalną bazę. W Hongkongu na przykład zawodnicy trenują w dużych ośrodkach 10 godzin dziennie, niczym innym się nie zajmując. I dostają za to duże wynagrodzenie. To jest wyścig o zwycięstwo.
Rzeczywistość nad Wisłą
W wyścigu o zwycięstwo polskim sportowcom niepełnosprawnym będzie zapewne coraz trudniej. W ciągu ostatnich 10 lat nasi zawodnicy odnieśli wspaniałe sukcesy, m.in. w szermierce na wózkach, w pływaniu, podnoszeniu ciężarów, lekkiej atletyce czy koszykówce. To także sukces naszych trenerów i szkoleniowców. Ale przeciwnicy nie zasypiają gruszek w popiele. W rywalizację włączają się kraje, które jeszcze niedawno uważano za outsiderów. Coraz więcej reprezentacji korzysta z profesjonalnych szkoleń nie tylko przed wielkimi imprezami, ale także przez cały sezon. Niektórzy polscy trenerzy przyznają otwarcie, że w Grecji trudno będzie naszej paraolimpijskiej drużynie powtórzyć sukces z Sydney. Jeszcze trudniej może być za 4 lata. Polskie kluby (ok. 8 tys. zawodników) mają kłopoty z utrzymaniem się. Brakuje także młodych zawodników.
Brak młodzieży to coraz większy problem polskich klubów START, z których rekrutuje się najwięcej kadrowiczów. Wystarczy pojechać na któreś z krajowych mistrzostw osób niepełnosprawnych, aby przekonać się, że średni wiek uczestników przekracza grubo ponad 30 lat. W niektórych klubach nadal przeważają zawodnicy po czterdziestce. Brak młodych ludzi można po części tłumaczyć spadkiem ogólnego zainteresowania sportem. Jak wyraził to jeden z działaczy klubu START w województwie wielkopolskim: "Sport stracił wiele z masowości, odwrócił się od środowiska niepełnosprawnych, stał się areną dla małej grupki «gladiatorów»".
Głównym jednak powodem jest brak wsparcia dla młodzieży, która chciałaby trenować wyczynowo. Istnienie kilkudziesięciu zaledwie takich klubów w całym kraju sprawia, że wielu młodych musi dojeżdżać do klubu oddalonego nawet o 100 kilometrów. Dla kilkunastoletnich chłopców i dziewcząt, z 420 zł renty socjalnej w kieszeni (z której rodzina pokrywa utrzymanie), koszty dojazdu na częste treningi stają się barierą nie do pokonania.
Znaleźć rozwiązanie
W Suwałkach sukcesy sportowe osób niepełnosprawnych są doceniane przez władze samorządowe. Tamtejsi zawodnicy mogą liczyć na stypendia sportowe Prezydenta Miasta, z których opłacają również dojazdy na treningi. Niewiele jednak klubów może liczyć na takie wsparcie. W ramach pomocy klubom samorządy opłacają niekiedy czynsz albo salę treningową (np. basen), lub niektórych szkoleniowców. Kluby sportowe natomiast zapewniają zawodnikom sprzęt. Mimo tego młodzi ludzie, dysponując niewielkimi środkami finansowymi, szybko rezygnują z treningów. Zapobiec temu mogłyby rozwiązania systemowe.
Jako przykład wskazuje się na rozporządzenie, na podstawie którego samorządy i miasta refundują koszty dojazdów uczniów niepełnosprawnych do szkół. Skoro sport jest formą edukacji (Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej ogłosiły rok 2004 Rokiem Edukacji przez Sport), to czy rząd nie powinien wesprzeć osób o niskich dochodach, pragnących przejść edukację? Rozwiązanie to dałoby tysiącom młodych niepełnosprawnych osób szansę nie tylko na edukację, ale na wyjście z traumatycznych przeżyć i podjęcie aktywności.
Dopłacanie do mistrza
Niewielkie centralne i samorządowe dotacje sprawiają, że klubów nie stać w ogóle na zapewnienie zawodnikom zajęć rehabilitacyjnych, odnowy biologicznej, odżywki, nie mówiąc o zatrudnieniu masażystów i psychologów. Na to mogą liczyć jedynie sportowcy pełnosprawni. Zawodnik niepełnosprawny, który dopiero zaczyna treningi, może się jeszcze bez tego wszystkiego obejść. Natomiast dla najlepszych i intensywnie trenujących sportowców staje się to wręcz niezbędne.
- Jeśli trenuje się wyczynowo, to dochodzi do różnych urazów i kontuzji - wyznaje Marta Wyrzykowska, czterokrotna złota medalistka z Sydney w szermierce na wózkach i wielokrotna mistrzyni Pucharu Świata, mistrzostw świata i Europy. - Przysługująca z ZUS pewna liczba zabiegów rehabilitacyjnych raz na trzy miesiące jest niewystarczająca. Trzeba prywatnie starać się w przychodniach o kolejne skierowania. Wymaga to sporych zabiegów, siły, czasu i pieniędzy. Z własnej kieszeni trzeba również wydać na uzupełnianie strat energii witaminami.
Niestety, wielu sportowców nie stać na dodatkowe zabiegi rehabilitacyjne.
Podziw bez reklamy
Przykład Marty Wyrzykowskiej, która po ogromnym sukcesie w Sydney
stała się bohaterką mediów, a także wielu decydentów, dobrze ilustruje różnicę, jaką taki sukces
daje sportowcowi niepełnosprawnemu i pełnosprawnemu. Po powrocie zapraszana była na dziesiątki
spotkań, na których wręczano jej kwiaty, wyróżnienia i kolejne medale. Gratulacje złożyli jej
osobiście Prezydent Rzeczypospolitej, Premier RP i Prezydent Warszawy. Otrzymała także specjalne
wyróżnienie od ministra spraw zagranicznych dla najlepszego niepełnosprawnego sportowca w Polsce
oraz rzeczową nagrodę w postaci kilku talonów do supermarketu Leclerc od
jednego z warszawskich burmistrzów. Na fali popularności Marta chciała wykorzystać swoje sukcesy.
Pisała listy do wielu znanych firm, wyrażając gotowość do wykorzystania jej wizerunku i
popularności. Nigdy nie otrzymała odpowiedzi.
- Największą wymierną korzyścią, jaką przyniosła Marcie popularność po Sydney, było otrzymanie raz dodatkowych zajęć z rehabilitacji - mówi Adam, chłopak Marty. - Pozostaje jeszcze satysfakcja z walki, radość ze zwycięstwa i wyjazdy za granicę na zawody. A na co dzień praca zawodowa i ciężki trening. Często kosztem innych rzeczy, bo chciałoby się czasem pojechać razem gdzieś na weekend, pójść do kina, ale szkoda opuszczać sobotni trening.
Musi upłynąć jeszcze sporo czasu, zanim będzie możliwe, aby polskie florecistki na wózkach, zdobywczynie w Sydney dwóch drużynowych złotych medali, wzbudziły takie zainteresowanie jak pełnosprawne florecistki z Gdańska, które po zdobyciu "złota" pojawiły się w telewizyjnych reklamach, na billboardach i kartach kredytowych.
Ułomny system
Większość osób niepełnosprawnych uprawiających sport nie może, niestety, liczyć na wsparcie finansowe przez długie lata treningów. Nawet wtedy, gdy co roku zdobywają mistrzostwo Polski. Dotyczy to również dobrze zapowiadających się młodych zawodników. Mogą liczyć na stypendium dopiero, gdy uzyskają wynik na mistrzowskim europejskim poziomie. Lecz jeśli nie potwierdzą go w następnym roku, stypendium jest im zabierane. Wielu stawia to w trudnej sytuacji.
- Stypendia zamiast wspomagać rozwój młodych i utalentowanych zawodników są formą nagrody dla tych, którzy już prezentu ją wysoki poziom sportowy - stwierdza jeden ze szkoleniowców. - Nie chodzi o to, by odbierać im stypendia, ale aby stworzyć system promujący również zawodników "na dorobku". Inaczej ciężka praca, siermiężne warunki szkolenia oraz brak jakichkolwiek finansowych zachęt sprawiają, że szybko rezygnują ze sportu.
W Polsce stypendia ze środków budżetowych państwa otrzymuje w zasadzie tylko kadra narodowa sportowców niepełnosprawnych. Wysokość stypendium waha się od 500 do 1000 zł brutto. Niestety, tym, którzy otrzymują rentę socjalną (420 zł), zawiesza się ją na okres otrzymywania stypendium. Stypendium traktowane jest bowiem jako dochód. Jeżeli przekracza 699 zł brutto, to osobie takiej po prostu zabiera się rentę socjalną. Zupełnie inaczej jest u sportowców pełnosprawnych. Członkowie kadry narodowej i olimpijskiej otrzymują dużo większe stypendia: medaliści mistrzostw świata do 6 tys. zł, mistrzostw Europy do 4,5 tys. zł, zaś ci, którzy weszli do finałów do 3,5 tys. zł. Nawet zawodnicy, którzy zakwalifikowali się tylko do zawodów, otrzymują do 1400 zł miesięcznie.
Medale i nagrody
Najlepsi sportowcy mogą liczyć jeszcze na nagrody pieniężne z MENiS za
zdobycie medalu na międzynarodowych zawodach mistrzowskich. Podstawa nagrody wynosi obecnie 2300 zł
brutto i mnożona jest przez ustaloną krotność tej podstawy (szczegóły: patrz ramka). Okazuje się
jednak, że zawodnicy mogą nie otrzymać nagrody pieniężnej nawet za zdobycie najważniejszego
mistrzowskiego trofeum. Dotyka to szczególnie niepełnosprawnych sportowców. Jak wiadomo, podzieleni
są na grupy ze względu na rodzaj i stopień schorzenia (w tej samej dyscyplinie może być nawet 10
odrębnych grup). Nierzadko zdarza się, że w jednej rywalizującej grupie walczy tylko kilka osób. A
przepisy określają, że aby otrzymać nagrodę za zdobycie któregokolwiek medalu, grupa musi liczyć co
najmniej 8 zawodników. Wystarczy więc, że znajdzie się w niej 7 osób, aby nikt z tej grupy nie
otrzymał nagrody za medal. Poza tym jedynie sportowcy pełnosprawni trzymują nagrody za ustanowienie
rekordów świata i Europy (14- i 11-krotność podstawy), a także nagrody Polskiego Komitetu
Olimpijskiego (PKOl) za medale zdobyte na igrzyskach olimpijskich.
Dla sportowców niepełnosprawnych jest jedna dobra wiadomość. Po paraolimpiadzie w Sydney w 2000
roku dostawali oni tylko jedną nagrodę pieniężną, nawet w razie wywalczenia kilku krążków. Obecnie,
jeśli warunek dotyczący minimalnej liczby zawodników w grupie zostanie spełniony, to zawodnik
otrzyma większą nagrodę. Jej wysokość może osiągnąć 75 proc. sumy nagród za poszczególne medale (§
5 Rozporządzenia Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu z 5 listopada 2003 r. w sprawie rodzajów
wyróżnień i wysokości nagród za osiągnięcie wysokich wyników sportowych we współzawodnictwie
międzynarodowym lub krajowym oraz szczegółowych zasad i trybu ich przyznawania).
Emeryci bez pieniędzy
Sportowcy niepełnosprawni od lat domagają się od polskich władz przyznania stałych świadczeń pieniężnych (tzw. emerytur sportowych) najlepszym zawodnikom, którzy zakończyli już karierę, tak jak przyznano je sportowcom sprawnym. Im wciąż tego się odmawia. Wiele osób postrzega to jako wyraz dyskryminacji sportowców niepełnosprawnych przez polski parlament, a także lekceważenie ich zasług, osiągnięć i wysiłku włożonego w zdobycie mistrzowskich tytułów. Przedstawiciele polskiego sportu osób niepełnosprawnych prowadzili niedawno rozmowy na ten temat w komisjach sejmowych. Gotowi byli zgodzić się na 50 proc. wysokości świadczeń, jakie otrzymują ich pełnosprawni koledzy, oraz przyznanie ich tylko 70 osobom. Obecnie takie świadczenia pieniężne otrzymuje 235 byłych sportowców pełnosprawnych, w wysokości 2200 zł brutto na osobę.
- Ale komisja i na to się nie zgodziła, argumentując, że będzie to zbyt duże obciążenie dla państwa - wyznaje Witold Dłużniak, prezes START oraz wiceprezes Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego. -
Było kilka głosów popierających nasze stanowisko i domagających się nawet 100 proc. tego, co otrzymują byli pełnosprawni sportowcy. Większość jednak się sprzeciwiła. To hańba, że wybitni niepełnosprawni sportowcy, którzy swoimi wyczynami rozsławiali Polskę w świecie, u siebie w kraju są tak lekceważeni. Dla mnie to jakaś znieczulica.
Nagrody PKOI
Nagrody PKOl dla sportowców pełnosprawnych za zdobycie medalu na igrzyskach olimpijskich w Atenach
Złoty - 120 tys. zł plus samochód osobowy marki Fiat (trener 70 tys.
zł),
Srebrny - 80 tys. zł (trener 50 tys. zł.)
Brązowy - 60 tys. zł (trener 40 tys. zl.)
Miejsce czwarte - 20 tys. zl.
Miejsce piąte - 15 tys. zł.
Miejsce szóste - 10 tys. zł.
Miejsce siódme - 8 tys. zł.
Miejsce ósme - 6 tys. zł.
Nasi siatkarze w przypadku wywalczenia -złotego medalu otrzymają do po
działu 600 tys. zł, srebrnego 400 tys. zł, a brązowego 250 tys. zł. Suma przeznaczona na nagrody
przez PKOl pozyskana od sponsorów wyniosła 1 mln USD.
Sport niemedialny
Zawody sportowe niepełnosprawnych nie istnieją w mediach. Telewizja i prasa zainteresowane są jedynie ich bohaterami, aby pokazać sukces osiągany bez rąk, oczu i nóg. Ale zawody i część dyscyplin uprawianych przez niepełnosprawnych mogą wydawać się nieatrakcyjne, a nawet niezrozumiałe. Jeśli dodać do tego niekiedy niski poziom rywalizacji, przeciąganie się zawodów w czasie, puste trybuny, to można zrozumieć opory mediów.
Organizacje sportowe osób niepełnosprawnych także nie potrafią "sprzedać" mediom sportu i w ciekawy sposób zaprezentować różnych dyscyplin, ich specyfiki i zasad. Wpadły w tę samą pułapkę co media, prezentując jedynie swych bohaterów. Same też rzadko widoczne są w mediach.
Polski Komitet Paraolimpijski pojawia się w nich dopiero przed paraolimpiadą, a przez niemal 4 lata żyje w cieniu. Jak dotąd najlepiej potrafią się reklamować Olimpiady Specjalne i Polski Związek Tenisa na Wózkach. Tuż za nimi Polski Związek Sportu Niepełnosprawnych, choć najczęściej z tańcem na wózkach i szermierką.
Niektóre organizacje same potrafią pozyskać sponsora strategicznego. Mogą się tym poszczycić m.in. tenisiści na wózkach - firma Invacare, szermierze na wózkach - firmy 3M i Whirlpool, maratończycy na wózkach - Lotos oraz Mercedes, i żeglarze - Interservis, Delphiayachts.
Winę za brak obecności sportu osób niepełnosprawnych w mediach ponoszą także same media. Zwłaszcza te największe jak telewizja publiczna, która niewiele robi, aby ten sport promować. Skoro nie wykazuje zainteresowania paraolimpiadami, trudno oczekiwać, że dostrzeże rozgrywki krajowe. Trochę lepiej ma być podczas paraolimpiady w Atenach. Polskiemu Komitetowi Paraolimpijskiemu udało się namówić Telewizję Polską, aby wysłała tam swoją ekipę. Pomógł również PFRON. Oczywiście, nie będzie relacji na żywo, ale to i tak duży sukces. Głównym sprawozdawcą zgodził się zostać Włodzimierz Szaranowicz.
Co na koniec?
Sport osób niepełnosprawnych w Polsce powoli toruje sobie drogę do pełnego uznania. Ale droga jest jeszcze daleka i wyboista.
Najlepszym rozwiązaniem włączającym młodzież niepełnosprawną w sport byłoby wprowadzenie modelu, jaki funkcjonuje w wielu krajach Unii Europejskiej. Tam dotacje z budżetu państwa i z samorządu na działalność sportową otrzymują tylko te kluby, które udostępniają je osobom niepełnosprawnym i zapewniają im odpowiednie warunki do treningu. To nie tylko najlepszy sposób wspierania sportu osób niepełnosprawnych (w kraju funkcjonuje ok. 5 tys. klubów!), ale również najtańszy. To także integracyjny model uczestnictwa sportowego. Jeśli rząd nie jest w stanie wprowadzić takiego systemu w Polsce, to powinien zrobić wszystko, aby młodzież niepełnosprawna nie rezygnowała z "edukacji przez sport" tylko dlatego, że nie stać jej na bilety.
Autor: Piotr Stanisławski
Źródło: Integracja 5/2004, str. 20-23
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz