Budżet osobisty, czyli wolność wyboru
Gdy mowa o niezależnym życiu, oprócz asystencji i deinstytucjonalizacji, pojawia się również kwestia budżetu osobistego osoby z niepełnosprawnością. To rozwiązanie funkcjonuje w politykach i systemach wsparcia innych krajów, w Polsce – nie. Budżet osobisty potocznie kojarzy się z przekazywaniem przez państwo środków finansowych osobom z niepełnosprawnościami i możliwością decydowania przez nie, na co zostaną wydane pieniądze. Czy jednak jest to właściwe rozumienie? Na czym polegają założenia budżetu osobistego? Jak obsługują go inne państwa i czy w ogóle jest szansa wprowadzenia tego rozwiązania w naszym kraju? Z budżetem osobistym zapozna nas Zbigniew Głąb, ekspert ds. niezależnego życia, społecznik, naukowiec i badacz – również problematyki budżetu osobistego.
Angela Greniuk: Czy mógłby Pan wyjaśnić, czym jest budżet osobisty osoby z niepełnosprawnością?
Zbigniew Głąb: Budżet osobisty (BO) to suma środków, które są przydzielane danej osobie z niepełnosprawnością, a które mają być z założenia bardzo zindywidualizowane. Środki te muszą być wydane tylko i wyłącznie na konkretnie ustalone usługi, przewidziane w zindywidualizowanym planie wsparcia, który współtworzy osoba z niepełnosprawnością.
Generalnie budżet jest obudowany pewnymi zasadami – opiera się na dwóch filarach ideowych, które możemy wywieść z Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych (choć w różnych krajach budżet osobisty funkcjonował znacznie wcześniej niż Konwencja). W praktyce budżety osobiste pojawiły się na świecie już w latach 80. Pierwszy filar to „decyzyjność i kontrola”, a drugi to „podejście skoncentrowane na osobie”.
„Decyzyjność” odnosi się do możliwości podejmowania decyzji w swojej własnej sprawie przez samą osobę z niepełnosprawnością, która kieruje budżetem. „Kontrola”, czyli kontrolowanie przez tę osobę swojego życia, ponieważ środki z budżetu z założenia podlegają dyspozycji i kontroli samej osobie zainteresowanej. Natomiast „podejście skoncentrowane na osobie” polega na tym, aby najpierw sprawdzić potrzeby tej osoby, a dopiero potem dopasować do nich odpowiednie usługi i narzędzia.
Dlatego jest to działanie odwrotne w stosunku do tego, które mamy w obecnym systemie – bo teraz mamy podany jakiś zestaw usług i do tych usług dopasowujemy osobę. Wciskamy ją w jakieś ramy. A tutaj, w idei budżetu, najpierw wychodzimy od potrzeb: precyzujemy je, budujemy indywidualny plan wsparcia, który ma określać cele, i dostajemy pieniądze, które muszą być wydane na te konkretne cele i potrzeby. Plan wsparcia opieramy na usługach, które są ujęte w katalogu głównym, oferowanym przez system.
Kto określa, jakie usługi wchodzą w ten główny katalog?
W rozwiniętych systemach budżetów osobistych, gdzie budżety działają dosyć długo, istnieją tzw. katalogi podstawowe. W nich najczęstszą usługą jest asystencja osobista, ale mogą to być: usługi opiekuńcze, zdarza się opieka wytchnieniowa, dostęp do aktywności społecznych i edukacyjnych – na przykład ktoś uprawia sport lub jest członkiem jakiegoś klubu i potrzebuje tam wsparcia. Może to być zakup sprzętu, opłacanie kosztów transportu – np. dojazd czy uczęszczanie na treningi, a więc dojazd nie tylko w celach zawodowych. Może to być również wsparcie w pracy, wsparcie trenera pracy, pokrycie kosztów utrzymania psa w przewodnika i wiele innych. To są wyspecjalizowane i zaawansowane kategorie, przewidziane dla osób z każdym rodzajem niepełnosprawności.
Katalog usług może być albo otwarty, albo zamknięty. W pierwszym przypadku jest tak, że dana osoba przychodzi i mówi, że chciałaby jakąś rzecz lub usługę, która jest poza katalogiem. Wtedy jest możliwość wyceny tej „nowej” rzeczy/usługi, a następnie dołączenia jej do tego katalogu.
Natomiast w katalogu zamkniętym mamy podaną listę usług, ale „nowych” – nie można już do niego dodawać. Tylko tego typu praktyka podaje w wątpliwość filar „podejścia skoncentrowanego na osobie” – czy aby na pewno katalog jest skoncentrowany na indywidualnych potrzebach.
Jak z budżetu osobistego mogą korzystać osoby z niepełnosprawnością intelektualną lub niepełnosprawnościami, w przypadku których osoba nie ma dostępu do narzędzi, np. alternatywnych sposobów komunikacji (AAC) czy wspieranego podejmowania decyzji?
Tutaj musielibyśmy wejść w modele zarządzania budżetem. Dzielą się na dwa sposoby: płatność bezpośrednia i płatność pośrednia.
W płatności bezpośredniej budżetu osobistego dana osoba otrzymuje przelewem na swoje konto bankowe środki finansowe, które zobowiązała się wydać na wcześniej określone potrzeby i cele. Tymi środkami osoba z niepełnosprawnością zarządza samodzielnie, czyli sama wyszukuje usługi, zawiera transakcje, rozlicza je, pokazuje faktury i umowy. To jest forma najbardziej swobodna.
Natomiast jest możliwość funkcjonowania w systemie pośrednim, czyli możemy po prostu komuś zlecić prowadzenie tego budżetu. Może być to organizacja pozarządowa, którą prosimy o techniczną obsługę środków lub może to być osoba zaufana. Tworzy się też na przykład „trusty”, czyli zespoły kilku osób obsługujących tego typu środki.
W przypadku osób z niepełnosprawnością intelektualną w grę wchodzi także wspierane podejmowanie decyzji prowadzone przez odpowiedniego asystenta (choć oczywiście należy zauważyć, że póki co takiej usługi w Polsce nie mamy). Dana osoba jest wspierana z dwóch stron: raz przez wspierane podejmowanie decyzji, dwa – przez jakąś instytucję i osobę, która fizycznie obsługuje te środki. Oczywiście może być też taki model, w którym dana osoba dostaje w formie bezpośredniej pieniądze na konto i dysponuje nimi przy wspieranym podejmowanym decyzji, przy udziale asystenta.
fot. pixabay.com
Skąd państwo ma środki na budżet osobisty i kto to finansuje?
To jest najtrudniejsze pytanie. Źródła finansowania mogą być różne. Finansowanie na poziomie centralnym oznacza, że są odgórnie przez państwo przeznaczone środki na budżet osobisty – i tak jest w Stanach Zjednoczonych (na poziomie stanowym). Inna możliwość to finansowanie przez samorządy – co jest bliższe modelowi brytyjskiemu.
Gdyby budżet miał być wprowadzany w Polsce, to bardzo trudno jest odpowiedzieć na Twoje pytanie. Obecnie mamy usługi, które są finansowane przez bardzo różne podmioty. Powstaje pytanie – czy da się z tego skomponować jakiś jeden, wspólny, wielki worek, który będzie nazywany „budżetem” czy „środkami na budżet osobisty”? Czy może będzie tak, że każda instytucja będzie chciała nadzorować swoją działkę, swój wkład finansowy? Na razie nie znamy odpowiedzi na te pytania i trudno je przewidzieć.
Wydaje się, że w polskich warunkach najprostszym rozwiązaniem byłby model samorządowy. Ale tu oczywiście też od razu pojawiają się pytania: skąd samorządy miałyby na to środki? Można domniemywać, że prawdopodobnie będą starać się o nie u instytucji finansujących. Natomiast z punktu widzenia osoby, która otrzymuje środki z budżetu jest bardzo ważne, żeby ten budżet stanowił jakąś całość – żeby nie było tak, że osoba musi poszczególne części budżetu raportować do różnych instytucji. Bo to jest dodatkowa komplikacja.
Do tego, jak można wprowadzić budżet w Polsce, jeszcze wrócimy. Na razie chciałabym zapytać, jakie są wymogi w innych krajach, by otrzymać budżet osobisty?
Wymogiem jest orzeczenie i realna potrzeba korzystania z usług, które są objęte budżetem osobistym – czyli są dostępne w katalogu usług. Jednak tutaj też pojawia się pytanie: czy przyznanie budżetu powinno być częścią orzeczenia, czy może powinno następować po otrzymaniu orzeczenia?
Jest postulat, by każda osoba, która dostaje orzeczenie – od razu automatycznie miała prawo do budżetu osobistego. By już na komisji orzeczniczej rozmawiać o budżecie. W drugim przypadku najpierw jest wydawane orzeczenie, a następnie osoba powinna złożyć wniosek o budżet i ten budżet powinien być jej przyznany. A przynajmniej rozpatrywany względem niej.
Jednocześnie pojawia się postulat, aby każda osoba mogła starać się o budżet osobisty – niezależnie od posiadanego orzeczenia o niepełnosprawności. Osoba bez orzeczenia przechodziłaby proces w oparciu o autoocenę oraz opinię zespołu zajmującego się przyznawaniem BO. To jest kusząca wersja, jednak trudna ze względu na konieczność opracowania skutecznej procedury sprawdzającej, kto do systemu może wejść, a kto nie.
Co się dzieje później, gdy osoba wnioskuje o budżet osobisty?
Jeśli dana osoba już posiada uprawnienie do budżetu, czyli: wnioskowała o niego i zostało jej to przyznane – wtedy samorząd ma obowiązek rozpatrzyć wniosek i zbudować plan wsparcia. Na tym etapie budowania planu wsparcia realnie wyjdzie, czy ta osoba faktycznie potrzebuje tego wsparcia, czy nie.
Plan wsparcia może różnie wyglądać – są kluczowe pytania, które choć mają dość ogólny poziom, to są ważne. Na przykład są pytania o potrzeby: jakie zmiany chce wprowadzić ta osoba w swoim życiu; jak to wpłynie na jej przyszłość. Pojawia się też pytanie o to, w jaki sposób wsparcie będzie otrzymywane – czyli sprawdza się realne szanse np. na znalezienie w okolicy wnioskodawcy asystenta osobistego; sprawdza się, ile dana usługa kosztuje lokalnie; czy ta osoba potrzebuje jakiegoś jeszcze dodatkowego wsparcia.
Jest też pytanie o to, jakie są możliwości kontrolowania tego wszystkiego przez daną osobę. Na podstawie dostarczonych odpowiedzi sporządza się indywidualny plan wsparcia z informacją, jakie kroki dzięki udzielonym środkom z budżetu podejmie dana osoba, by zrealizować to, co zamierza.
Plan wsparcia jest z jednej strony taką „wyceną kosztów”, ale faktycznie jest również planem, który dana osoba chce wykonać, by lepiej funkcjonować.
Czy budżet osobisty jest przyznawany na stałe?
Systemy skłaniają się do tego, żeby te budżety od czasu do czasu weryfikować. Na przykład po 10 latach może okazać się, że osoba danej rzeczy z katalogu usług nie potrzebuje, a raportuje wydatkowanie tych środków, bo np. umówiła się z kimś, że będzie udawał asystenta, którego ta osoba już nie potrzebuje. Tutaj też są potrzebne zabezpieczenia przed nadużyciami.
fot. pixabay.com
Jak wyglądają takie zabezpieczenia?
Zabezpieczeniem są minimalne standardy wykonywania usług. Na przykład, jeśli ktoś kupuje usługę asystencji, to w jakiś sposób trzeba udowodnić, że ta wybrana osoba faktycznie jest asystentem.
Wyobraźmy sobie taką sytuację nadużycia, że chcemy sobie położyć płytki w łazience, zatrudniamy fachowca, ale płacimy mu jako asystentowi z budżetu osobistego. Tutaj pojawiają się pewne minimalne standardy wykonywania usług, by asystent był po jakimś szkoleniu asystenckim, może był wpisany do ewidencji wykonawców takich usług, żeby było określone, jaki jest jego zakres obowiązków. Jest to jakieś zabezpieczenie.
Wcześniej wspomniał Pan o kontrolowaniu. Czy zna Pan przypadki, w których osoba z niepełnosprawnością niewłaściwie dysponowała tymi środkami?
Takich przypadków jest mnóstwo. Wiążą się one z wydatkowaniem środków niezgodnie z ich przeznaczeniem. Czyli niezrozumieniem tego, czym jest budżet osobisty.
Jeśli ktoś dostaje środki w formie bezpośredniej, to po prostu dostaje je na swoje konto i sam nimi dysponuje na to, co zostało uzgodnione w planie wsparcia. Przykład: jeśli w planie stwierdziliśmy, że potrzebujemy asystencji, co zostało wycenione i na co dostaliśmy pieniądze – to niestety nie możemy ich wydać na remont samochodu, piwo, orzeszki itd. A tego właśnie bardzo często ludzie nie rozumieją. W budżecie osobistym mówimy o zindywidualizowanych funduszach, wolnych środkach i tak dalej, ale one są jednak obwarowane planem wsparcia i katalogiem usług.
Kontrola polega przede wszystkim na kontroli dokumentacyjnej – trzeba pokazać fakturę, paragon, umowę z asystentem, że był wystawiony jakiś rachunek. Wtedy widać, na co te środki były przeznaczone.
A czy zdarzało się, że to samorząd lub gmina nie wywiązywały się z jakichś ustaleń z osobą z niepełnosprawnością?
Jednostkowych przypadków nie znam. Natomiast jest taka główna bolączka, która mocno wynika z badań dotyczących budżetu. Każdy budżet osobisty ma swojego tak zwanego „case managera”, czyli taką osobę, która obsługuje budżet ze strony samorządu, na przykład: zbiera raporty finansowe i podatkowe od osób z niepełnosprawnościami. Okazuje się, że także case managerowie nie do końca rozumieją swoją rolę, która ma być czysto techniczna. Tymczasem osoby z niepełnosprawnościami skarżą się, że manager próbuje „przejmować” zarządzanie budżetem. Na przykład próbuje „pokazywać” lepszą – jego zdaniem – usługę lub próbuje te środki jakoś przekierowywać według swojego uznania. Takie zachowanie bierze się stąd, że idea budżetu osobistego jest jednak inna od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Przywykliśmy, że wszystkim głównie zarządza jakaś placówka czy instytucja, my dostajemy te środki i mamy małe pole do ich wydawania lub dostajemy bezpośrednio usługi. Natomiast w budżecie osobistym jest odwrócenie: to my zarządzamy tymi środkami, a samorząd czy instytucja nam tylko i wyłącznie ich udziela lub ewentualnie pomaga w obsłudze.
Zlecenie działania case managera można porównać do zlecenia działań księgowemu. Jemu mówi się: „Wydaję na to i na to, proszę tu zaksięgować, żeby była płatność gdzieś tam”. I wykonanie tego polecenia jest rolą księgowego – tylko tyle. Jego zadaniem nie jest podpowiadanie, z jakimi innymi usługodawcami współpracować lub zachęcanie, by zakupić może jednak coś innego. Case manager powinien po prostu wykonywać decyzję osoby z niepełnosprawnością (oczywiście w granicach planu wsparcia). Przyswojenie takiej postawy stanowi jednak spory problem i barierę nawet w krajach, które mają długą tradycję budżetu, jak np. Wielka Brytania. Prawdopodobnie jest to wieloletni proces, by administracja zmieniła swoje podejście – z paternalistycznego na wspierające.
fot. sxc.hu
Jak często osoba z niepełnosprawnością podlega kontroli, czyli musi rozliczać się z wydatków z budżetu osobistego?
Kontroli podlegają dwie rzeczy: raportowanie wydatków i weryfikacja planu wsparcia. Pierwsza z nich, czyli raportowanie wydatków, polega na przedstawieniu placówce, która wypłaca nam środki budżetu osobistego, wszystkich paragonów, faktur itd. To robi się w różnych trybach: na początku może być tryb miesięczny, aby osoba się wdrożyła. Później, gdy widać, że dana osoba sobie dobrze radzi z właściwym wydatkowaniem środków, stosuje się tryb półroczny czy nawet roczny.
Z kolei przy weryfikacji planów wsparcia są dwa podejścia. Pierwsze mówi, że dobrze ten plan weryfikować co jakiś czas, np. co roku sprawdzać, czy coś się nie zmieniło, bo może dana osoba potrzebuje czegoś jeszcze, a może dostaje za dużo lub za mało tych środków. Drugi wariant mówi, że dopóki osoba sama nie chce weryfikacji, to budżet osobisty powinien jej przysługiwać bez zmian. Oczywiście, z punktu widzenia państwa czy samorządu wariant pierwszy jest lepszy, bo może akurat okazać się, że środków można przyznać mniej. To jest podobny mechanizm do ponownego procesu orzeczniczego, gdzie istnieje opcja, że komisja akurat teraz nie przedłuży orzeczenia lub je zmieni.
Jeśli jest kontrola, zakładam, że są też sankcje.
Z tego co widzę, na początku sankcje polegają raczej na upomnieniach niż np. na sankcjach finansowych. Zakłada się, że człowiek będzie uczył się operowania tym budżetem. Jeżeli jednak ktoś notorycznie łamie zasady – wydając środki na inne cele, niż te zadeklarowane w planie wsparcia – wtedy sankcje występują w postaci pozbawienia formy bezpośredniej płatności na konto. To oznacza, że osobie z niepełnosprawnością przyznawany jest operator, który sprawdza, czy wydatkowanie jest zgodne z planem wsparcia. Osoba z niepełnosprawnością przed zrobieniem przelewu bankowego musi przedstawić swój zamiar operatorowi, który sprawdza, czy jest on zgodny z planem.
Istnieją jeszcze sposoby, które polegają na przyznaniu karty prepaid zamiast bezpośredniego przelewu na konto osoby z niepełnosprawnością. I wtedy ta osoba wykonuje płatności taką kartą, a samorząd może podejrzeć wszystkie wykonane transakcje.
Karta prepaid trochę kojarzy mi się z bonami w Finlandii. Co Pan o tym myśli?
To jest trochę co innego. Finlandia ma system bonowy, bo Finowie z niepełnosprawnością nie dostają środków pieniężnych w 100 proc. Natomiast generalnie na świecie raczej się używa po prostu pieniądza.
System fiński jest trochę sztywniejszy. Był tam taki projekt, testujący budżet osobisty dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Pojawił się problem połączenia tych bonów z gotówką, bo jeśli coś kosztowało więcej i trzeba było dopłacić z własnej kieszeni, to jak połączyć formalnie bony ze środkami pieniężnymi? Takie dziwne usztywnienie systemu z tego wynikało, choć to chyba jest w pewien sposób drugorzędne. Wydaje się, że to, co jest ważne, to przekazywanie środków pieniężnych przez przelew na konto – jest to też wyraz formy zaufania państwa do obywatela. A kiedy są bony, to jednak jest przekaz: „nie damy ci pieniędzy do ręki, bo jednak ci nie ufamy”.
Gdyby budżet osobisty miał być wprowadzony w Polsce, to czy Pana zdaniem nasze władze potrafiłyby na tyle zaufać osobom z niepełnosprawnościami, by faktycznie robić przelewy, a nie wprowadzać system bonowy lub mieszany?
Wydaje mi się, że jakaś otwartość się urodzi. Natomiast jest pytanie, na ile budżet miałby być kontrolowany i przez kogo? Z punktu widzenia państwa pewnie łatwiej operuje się systemem bonowym, bo wtedy tego pieniądza na początkowym etapie realnie nie ma, choć oczywiście bony są spieniężane.
Jak więc budżet osobisty mógłby być wprowadzony w Polsce?
Mamy bardzo dużo rzeczy do uregulowania zanim budżet mógłby się pojawić. Najważniejszą i pierwszą rzeczą jest uregulowanie kwestii orzecznictwa. Prace nad tym wciąż trwają, ale też należałoby się przy tym zastanowić, jak budżet osobisty miałby być umocowany? A to sprowadza się do tego, w którym momencie mamy budować plan wsparcia, czy to ma być część systemu orzecznictwa, czy przychodzimy na komisję i tam budujemy plan wsparcia? Czy może jednak dostajemy orzeczenie, a potem występujemy do swojej gminy o zbudowanie planu wsparcia, ponieważ chcemy dostać budżet? A może orzeczenie jest tutaj niepotrzebne i wystarczająca może być sama procedura aplikacyjna o budżet osobisty? To są fundamentalne sprawy do rozstrzygnięcia.
Następna sprawa – trzeba stworzyć katalog usług, pewnie na początek wąski, ale z możliwością rozszerzenia. Obecnie mamy takie usługi, które u nas nie funkcjonują systemowo, tylko raczej okazjonalnie, np. asystent osobisty, trener pracy. Do tego trzeba byłoby ustalić faktycznie minimalne standardy wykonywania usług.
Kolejna ważna rzecz to sposób stymulowania rynku. Bo jak osoby dostaną pieniądze z budżetu, np. na asystencję, to będą musiały tych asystentów gdzieś znaleźć. O ile jest to łatwiejsze w większych miastach, o tyle na terenach wiejskich może być kłopot. Musiałyby być utworzone jakieś zachęty, by np. organizacje pozarządowe chciały wprowadzać kursy asystenckie lub same prowadzić usługi asystencji osobistej. Z drugiej strony ważne jest, żeby np. zaufany sąsiad mógł zostać asystentem – czyli aby była możliwość działania „wolnych strzelców” w usługach.
fot. Piotr Stanisławski
Dalej, trzeba byłoby ustalić mechanizmy wsparcia finansowego, czyli jak one są ustawione, kontrolowane i komunikowane. Dobrze też, gdyby był system szkoleń dla użytkowników budżetu i dla samorządów czy case menadżerów – po to, by ludzie właściwie zrozumieli swoje role i sytuacje.
Wreszcie – powinien powstać jakiś system ewaluacji budżetu na poziomie systemowym, całościowym. We wszystkich krajach, w których funkcjonuje budżet osobisty, stale się on zmienia, są wprowadzane nowe zasady, usprawnienia, łata się luki, które mogą służyć nadużyciom.
W Polsce musimy zatem budować budżet osobisty od podstaw, łącznie z systemem orzecznictwa, finansowaniem, zakresem usług – zwłaszcza tych usług, których jeszcze formalnie, ustawowo nawet nie mamy. Jest to potężna praca do wykonania.
To prawda. Dopytam o przykład, który Pan podał, o sąsiedzie-asystencie. Co z rodzicami, którzy chcieliby być asystentami dla swojego dziecka z niepełnosprawnością. Jak to wygląda w innych krajach?
To jest wielka dyskusja o tym, czy rodzina, rodzice powinni pełnić funkcje asystenckie. Są kraje, które próbują to rozwiązać. Na przykład we Francji kilka lat temu było tak, że jeśli asystentem był ktoś z zewnątrz, wtedy z budżetu było przyznawane 18 euro za godzinę. A jeżeli była to osoba z rodziny, wówczas przyznawano 4 euro. Natomiast są również kraje, które nie mają problemu z tym, by asystentem był rodzic.
Jeśli chodzi o asystencję rodziny, to podnoszony jest tutaj problem samodzielności osoby z niepełnosprawnością. Rodzina ma często podejście opiekuńcze, bo zajmuje się osobą od małego dziecka, więc później jego wejście w dorosłość bywa utrudnione. Nie zawsze tak jest, ale stosunkowo często. Nie ma tego momentu wejścia w dorosłość i dana osoba może być w sposób nieuświadomiony ograniczana brakiem samodzielności. Inną sprawą jest to, by bycie asystentem-rodzicem nie stało się jedynym źródłem utrzymania rodziny.
Czy z raportów i badań o budżecie osobistym wybrzmiewa głos osób z niepełnosprawnościami na temat tego, jak wpływa na nie budżet?
Tak, oczywiście. Ludzie zwracają uwagę raczej na rzeczy miękkie, czyli na przykład czują, że została im dana wolność wyboru, że mają pewnego rodzaju niezależność. Przykładowo mogą wybrać i ewentualnie zwolnić asystenta, z którym się nie dogadują, i wybrać kolejnego. To prowadzi do tego, że ludzie są bardziej zadowoleni z tych usług. Obecnie, jeżeli mamy asystenta, który przychodzi z instytucji (np. jest zatrudniany w ramach projektu przez samorząd), to najczęściej nie mamy możliwości manewru.
Osoby z niepełnosprawnościami zwracają też uwagę na to, że otwierają się przed nimi większe możliwości, np. mają szansę pójścia na studia, podjęcia pracy, realizowania jakichś swoich hobby. Ciekawy jest przypadek Szwecji – były tam prowadzone badania, z których wynika, że od momentu, kiedy pojawił się budżet osobisty, zaczęła spadać liczba osób w placówkach całodobowych. Budżet osobisty był w stanie sprawić, że wsparcie zaczęło być faktycznie świadczone lokalnie. Tutaj poprawa jakości życia jest głównym wyznacznikiem skuteczności budżetu.
Czyli możliwe jest, by środki z budżetu pomogły „wyjść” ludziom z placówek zamkniętych?
Tak, budżet osobisty można przełożyć na finansowanie mieszkań w celu wyciągnięcia osób np. z DPS-ów. Jednak to temat bardzo trudny i mocno zindywidualizowany w danym kraju. Słowenia zaczęła wprowadzać taką możliwość w budżecie osobistym – można zabrać „swoje” pieniądze z placówki i spróbować za nie np. wynająć mieszkanie komunalne. Ale inne kraje takiej możliwości raczej nie mają.
To mogłoby wyglądać w ten sposób, że dzięki środkom z budżetu osobistego dana osoba weszłaby na rynek mieszkań komunalnych, mogłaby wynająć mieszkanie oraz asystencję. Pytanie tylko, czy byłaby to wystarczająca kwota, bo najniższa stawka utrzymania w DPS-ie to około 3500 zł miesięcznie. Realna kwota potrzebna na opuszczenie DPS-u jest trudna do określenia i pewnie należałoby ją każdorazowo ustalać indywidualnie.
Natomiast na pewno, gdyby była taka możliwość, to środki z budżetu osobistego byłyby zachętą do opuszczania domów pomocy społecznej, szczególnie wśród osób, które okoliczności życiowe zmusiły do zamieszkania w nich, a mogłyby funkcjonować samodzielnie. Gdyby Polska chciała wprowadzić budżet osobisty w kontekście procesu „wyjścia z placówek całodobowych”, to miałaby szansę być na pewno jednym z pionierów na skalę światową w tym obszarze.
Zbigniew Głąb – pracuje w Katedrze Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego, ekspert ds. niezależnego życia osób z niepełnosprawnościami. Od wielu lat działa w organizacjach pozarządowych, wspierających osoby z niepełnosprawnościami w ich działaniach na rzecz poprawy jakości własnego życia. Jest m.in. członkiem Stowarzyszenia Instytut Niezależnego Życia – obywatelskiego think tanku działającego na rzecz wdrażania Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych.
Cykl: niezależne życie
Wspólnie z Instytutem Niezależnego Życia prowadzimy na portalu Niepelnosprawni.pl cykl artykułów. Deinstytucjonalizacja, różne rodzaje mieszkalnictwa, asystencja osobista, dostępność – to dość trudne i złożone tematy. Staramy się pokazać, że tak naprawdę oznaczają one prawa człowieka, zaspokajanie indywidualnych potrzeb i po prostu... wolność każdej osoby z niepełnosprawnością.
Napisz na adres redakcji (redakcja@niepelnosprawni.pl) o swoich potrzebach i doświadczeniach. Czy Twoje życie jest tak niezależne, jak powinno być? Co nie pozwala Ci żyć tak, jak byś chciał/-a? Czego Ci brakuje, by żyć pełnią życia?
Przeczytaj inne teksty z cyklu niezależnego życia:
- Czym jest niezależne życie? Wyjaśniamy. Krok po kroku
- Niezależność a życie. Nie bać się innych
- Monika Dubiel. Wyzwolona sztuka życia
- Niezależne życie dziecka to niezależne życie rodzica
Partnerem cyklu jest Instytut Niezależnego Życia
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Komentarz