Ikony internetu
13.06.2008
Wyjątkowość naszych czasów polega na tym, że rozpoznajemy firmy działające w przestrzeni wirtualnej, której jeszcze 20 lat temu nie było. Żeby było ciekawiej, nazwy tych firm kojarzone są przez mieszkańców USA, Polski i - dajmy na to - Japonii. I nikogo to nie dziwi!
Każda epoka i każdy kraj ma swoje ikony. W każdym razie tak było do tej pory. W Polsce lat 70. ikoną z pewnością był „duży fiat" i Fiat jako firma. Z kolei we Włoszech skuter Vespa przez dziesiątki lat był tak zakorzeniony w świadomości mieszkańców, że teraz powraca moda na motor Vespa w stylu retro - co ciekawe podobną estymą cieszy się on w... Wietnamie.
Gruntowne zmiany nadeszły w latach 90., które ze względu na niesamowitą dynamikę odmieniły świadomość ludzi na całym świecie. Globalizacja spowodowała zaistnienie w powszechnej świadomości wielu marek. Najbardziej widocznymi ikonami tych wielkich zmian są międzynarodowe telekomy w rodzaju Orange i przede wszystkim firmy internetowe, a wśród nich dwa giganty: Yahoo! i Google.
Narodziny Yahoo!
Potrzeba przeszukiwania sieci w celu znalezienia konkretnych informacji jest tak stara jak sam internet. Początkowo informacje były zwykłymi plikami, które należało ściągnąć na komputer. Szukało się ich m.in. poprzez grupy dyskusyjne (jedna z pierwszych funkcji internetu). Na początku lat 90. próbowano tworzyć katalogi informacji znajdujących się w internecie.
Rewolucja nastąpiła w 1991 roku, kiedy to Tim Berners-Lee z CERN w Genewie opublikował w sieci zasady tworzenia stron w sposób, w jaki możemy je tworzyć i oglądać dziś - chodziło m.in. o hipertekst, czyli przeskakiwanie ze strony na stronę po kliknięciu w aktywne hasło lub obrazek. Dziś nie wyobrażamy sobie innej metody poruszania się między sieciowymi dokumentami, ale wcześniej nie było to wcale takie oczywiste.
Od tamtego momentu internet rozpoczął swoją nieprawdopodobną inwazję, zmieniając świat zaledwie w ciągu dekady. Z czegoś tajemniczego i znanego niewielkiej liczbie osób stał się supermedium, wciągając w orbitę także firmy.
Początkowo nie było do końca jasne, jak na internecie można zarobić. Jednymi z pierwszych milionerów byli David Filo i Jerry Yang - doktoranci fizyki na Wydziale Inżynierii Elektrycznej Uniwersytetu w Stanford. Bawiąc się siecią, układali - najpierw na użytek własny i kolegów - katalogi z posegregowanymi odnośnikami do ciekawych stron. Wkrótce wpadli na pomysł komercyjnego wykorzystania pomysłu.
I tak w 1994 roku narodził się Yahoo! - katalog stron. Rok później zdobyli poważny kapitał - około miliona dolarów, dzięki któremu mogli ruszyć z kopyta. Inwestycja okazała się trafiona. Użytkownicy internetu szalenie potrzebowali posegregowanych, łatwo dostępnych adresów stron WWW.
Ówczesne wyszukiwarki (np. po słowach) nie były specjalnie wydajne i - powiedzmy - inteligentne. Szukający dostawali mnóstwo śmieci, co z kolei zniechęcało do pracy Gotowy katalog był strzałem w dziesiątkę. Warto jednak pamiętać, że w sukcesie pomógł nieco twórca zapomnianej dziś przeglądarki Netscape - Mark Andreessen, który na serwerach firmy wskazywał właśnie Yahoo! jako bardzo przydatny katalog. A w latach 90. właściwie jedyną liczącą się przeglądarką na rynku była... Netscape. Nietrudno oszacować wartość tej przysługi...
Yahoo! Nazwa Yahoo! Oficjalnie pochodzi od angielskiej frazy: „Yet Another Hierarchical Officius Oracle” (Kolejny zhierarchizowany System Zarządzania Bazą Danych). W rzeczywistości skrót został dobrany wtórnie do istniejącego już wcześniej słowa. Źródło: pl.wikipedia.org |
Droga na szczyt
Filo i Yang zatrudnili współpracowników i w 1995 roku wprowadzili firmę na nowojorską giełdę papierów wartościowych, by jak najszybciej zdobyć kolejny zastrzyk kapitału. I znowu się udało. Po giełdowym debiucie zarobili po około 130 min dolarów. Serwis Yahoo! od połowy lat 90. rozwijał się w piorunującym tempie. Uruchamiano kolejne usługi. Podstawowe były dwie - katalog stron z wyszukiwarką oraz darmowa poczta elektroniczna. Yahoo! stał się potężnym i ważnym graczem w internecie.
Jak to zwykle bywa po szybkim sukcesie, można było odnieść wrażenie, że internauci i tak będą odwiedzać serwis, więc firma nie musi się już tak starać (ta przypadłość dotknie kilka lat później i Google). Zaczęły pojawiać się problemy z pocztą elektroniczną, osłabła nieco dynamika innowacyjnych rozwiązań. Pojawienie się pod koniec lat 90. realnej konkurencji - właśnie Google - zmobilizowało jednak Yahoo! do zmian.
Obecnie udostępnia on kilkadziesiąt wyspecjalizowanych serwisów, m.in. pocztę z interfejsami w językach narodowych (np. po polsku), wiadomości, strony startowe z dowolnie dobranymi źródłami informacji, blogi, katalogi zdjęć i filmów, komunikatory, wirtualne telekomy i wiele innych.
Jednym z ciekawszych serwisów, który świetnie ilustruje wyczucie rynku i ogromne doświadczenie firmy jest usługa „My Travel". Ten miniserwis pozwala zaplanować podróż, sprawdzić, jak wyglądają zabytki (zdjęcia) i gdzie się znajdują (interaktywne mapy), w jakich godzinach są otwarte, kto z internautów już tam był i jaka jest jego opinia. Można na bieżąco wprowadzać notatki i oczywiście pisać bloga z podróży Wszystkie wpisy możemy otworzyć dla innych lub zachować jedynie dla siebie (logowanie z hasłem). Genialny w swojej prostocie pomysł jest idealnym rozwiązaniem dla podróżników, którzy lubią pisać relacje z wojaży. Serwis uruchomiony przez Yahoo! jest po prostu o niebo wygodniejszy od tradycyjnych serwisów blogowych.
Wielka kompromitacja
Niestety wspaniałe wyczucie rynku i w konsekwencji dostęp do chyba nieograniczonych funduszy nie idą w parze z czymś, co można nazwać odpowiedzialnością społeczną. Największą wpadką, a raczej wielką kompromitacją firmy było ugięcie się przed chińskimi władzami i dostarczenie informacji umożliwiających zidentyfikowanie chińskiego opozycjonisty, który odważył się wysłać na Zachód informacje o komunistach manipulujących mediami w czasie obchodów rocznicy masakry na Placu Tiananmen.
Shi Tao w kwietniu 2005 roku został skazany na 10 lat więzienia. W internecie przetoczyła się fala krytyki pod adresem Yahoo!, który bronił się, argumentem, że działając w Chińskiej Republice Ludowej (ChRL), musi przestrzegać miejscowego prawa. Bulwersująca sprawa została rozstrzygnięta przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów wezwała w listopadzie 2007 roku na przesłuchanie Jerrego Yanga, jednego z twórcówYahoo!
To skandal! - Jesteście technologicznymi i finansowymi gigantami, ale moralnymi karłami – usłyszeli szefowie Yahoo! w amerykańskim Kongresie po zdemaskowaniu ich kontaktów z chińskim reżimem. |
Yang i jego prawnicy od 2005 roku głosili tezę, że nic o sprawie prześladowanego nie wiedzieli, a nie mogą przecież chronić przestępców. Komisja przedstawiła jednak miażdżący dowód w postaci kopii listu chińskich władz do Yahoo!, w którym wyraźnie postawione są zarzuty polityczne. Yang nie miał wyjścia i wycofał się ze swoich stwierdzeń. Publicznie przeprosił rodziny uwięzionych internautów. Rodziny oskarżanych opozycjonistów zaczęły pozywać Yahoo! przed amerykańskie sądy. Jednak już tydzień po przesłuchaniach serwis, obawiając się jeszcze większej kompromitacji na świecie, zawarł z rodzinami ofiar swego niefrasobliwego postępowania ugodę. Zobowiązał się także opłacać adwokatów skazanych internautów i powołać fundusz, który będzie wspierał prześladowanych chińskich użytkowników sieci.
Co ciekawe, wydaje się, że to karygodne zachowanie firmy nie wpłynęło specjalnie na postrzeganie Yahoo! Owszem, było nawoływanie do bojkotu, wysyłanie listów protestacyjnych, ale - paradoksalnie - globalizacja i interesy prowadzone w wirtualnej przestrzeni uchroniły serwis przed upadkiem, co może nie byłoby możliwe w przypadku tradycyjnej firmy
Google wszechmogące
Niedoskonałości w wyszukiwarkach internetowych lat 90. były powszechnie komentowane. Pomimo zalet doprowadzały internautów do szału. Szukając konkretnego hasła czy powiązań, trzeba było przebijać się przez dziesiątki odnośników-śmieci. Po kilku próbach zniechęcenie brało górę. Próbę rozwiązania m.in. tego problemu podjęli dwaj doktoranci Uniwersytetu Stanforda - Lany Page i Sergey Brin.
W 1998 roku założyli firmę o nazwie Google (choć problemem zajmowali się od trzech lat). Udało się im wymyślić skomplikowany (i do tej pory objęty tajemnicą) algorytm, który początkowo nazwali BackRub, a potem przemianowali na (słynny dziś) Page-Rank.
Mówiąc w dużym uproszczeniu, jest to metoda dokonywania ocen, analizy zależności między stronami WWW. Jej efektem jest możliwość otrzymywania sensownych wyników poszukiwanych stron. Większość stron-śmieci nie jest brana pod uwagę w trakcie wyszukiwania. Skuteczność tej metody doprowadziła do nieprawdopodobnego wzrostu zainteresowania wyszukiwarką Google. Internauci pod koniec lat 90. wreszcie otrzymali podstawowe narzędzie pracy w sieci.
Google Nazwa Gogle powstała z przekształcenia słowa „googol”. Twórcą tego terminu był Milton Sirotta, a spopularyzował go amerykański matematyk i wuj Sirotty, Edward Kasner. „Googol” oznacza liczbę zapisywaną jako 1 ze 100 zerami. |
Yahoo! zauważył rywala, ale go nie docenił. Podobno nie chcieli dołożyć się do interesu. Pieniądze na dalsze projekty wyłożył za to inny komputerowy gigant - Sun Microsystems - okrągłe 100 tys. dolarów.
Być może lekceważenie serwisu Google brało się z powodu krachu internetowego w 2000 roku. Tąpnięcie na nowojorskiej giełdzie zmiotło większość niewielkich firm internetowych. Gospodarka wirtualna zderzyła się z realną. Google przetrwał, bo właściciele mieli pomysły, jak na internecie zarobić - czego nie można było powiedzieć o większości ówczesnych firm w świecie wirtualnym. Co prawda zasada, którą się kierują: „skatalogowanie światowych zasobów informacji i uczynienie ich powszechnie dostępnymi i użytecznymi", jest światła, ale biznes musi się kręcić.
Google - podobnie jak wcześniej Yahoo! - uruchomił szereg usług, z czego dwie są najważniejsze, bo przynoszą dochody. Obie są nowatorskimi systemami zamieszczania reklam: AdSense i AdWords. Najbardziej znane usługi Google to: poczta Gmail, Google Earth i Google Maps, blogger, Picasa - odpowiednik Yahoowego serwisu Flickr, i wreszcie pakiet do redagowania dokumentów online wraz z notatnikiem, w którym można robić na bieżąco notatki z odwiedzanych stron WWW.
Są jeszcze inne serwisy i usługi, ale te wymienione (wraz z wyszukiwarką i rankingiem stron Page-Rank) decydują o postrzeganiu firmy jako nowoczesnej i umiejącej powiązać świat wirtualny z rzeczywistym.
Chiński syndrom
Serwis Google - podobnie jak Yahoo! - ma w zasadzie dobrą opinię prasy Stara się być użyteczny i nie działać arogancko. Jednak i jeden, i drugi wyłożył się „moralnie" na rynku chińskim. Yahoo! przyczynił się do uwięzienia ludzi nieposłusznych komunistycznemu reżimowi, a Google został oskarżony o wspieranie karygodnej cenzury w internecie.
Okazało się, że firma w zamian za dostęp do lukratywnego chińskiego rynku zgodziła się (wraz z innymi firmami z całego świata) do cenzurowania informacji, które mogą otrzymywać chińscy internauci. Chodziło o zablokowanie wiadomości o wydarzeniach m.in. kompromitujących dla chińskiego rządu: masakry na Placu Tiananmen (Placu Niebiańskiego Spokoju) w 1989 roku, okupacji Tybetu, ruchów narodowowyzwoleńczych na terenie Chin oraz informacji o chińskiej opozycji.
W 2007 roku po fali krytyki jeden z założycieli Google - Sergey Brin - przeprosił za zachowanie firmy. Stwierdził też, że z biznesowego punktu widzenia decyzja była błędna, bo główne rynki Google to USA i Unia Europejska, a tu cenzura spotyka się z powszechnym potępieniem.
Ciekawe, ilu jeszcze gigantów internetowych spróbuje ubić lepszy czy gorszy interes z chińskimi władzami, wystawiając na szwank dobre imię firmy i poświęcając los Chińczyków.
Żarty Google: Google w wersji językowej szwedzkiego kucharza z Mapetów: WWW.google.com/int/xx-bork/ Google w języku klingońskim (z serialu Star Trek): WWW.google.com/int/xx-klingon/ Google w świńskiej łacinie: WWW.google.com/int/xx-piglatin/ |
Komentarze
-
Sancreda
23.01.2023, 09:13
Polecamy
Co nowego
- Spotkanie z redakcją i pisarką o 17.00 w Międzypokoleniowej
- X Ogólnopolskie Zawody Pływackie
- „Sprawdź, czy jesteś HER2-low” w Gdańsku – bezpłatne konsultacje z onkologiem dla pacjentek z rakiem piersi
- Wrocław: bezpłatne szkolenia w ramach projektu „Artysta bez granic”
- Polki z awansem do ćwierćfinału MŚ! Bezapelacyjne zwycięstwo z Brazylią
Dodaj komentarz