Niewidomy Ikar. Rozmowa z reżyserem Maciejem Pieprzycą
„To film o miłości do muzyki, o pasji, która doprowadza kogoś bez najmniejszych szans, wbrew niesprzyjającym okolicznościom, do ogromnego sukcesu i życiowego spełnienia. Miałem jednak duże opory przed robieniem kolejnego filmu o osobie z niepełnosprawnością” – opowiada Maciej Pieprzyca, reżyser i scenarzysta filmu „Ikar. Legenda Mietka Kosza”.
Agata Jabłonowska-Turkiewicz: Film o niewidomym jazzowym pianiście – Mieczysławie Koszu – został uhonorowany podczas 44. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni siedmioma nagrodami. Dawid Ogrodnik otrzymał Złote Lwy za pierwszoplanową rolę męską, Leszek Możdżer za muzykę, Agata Culak za kostiumy, Witold Płóciennik za zdjęcia, Jolanta Dańda za charakteryzację. Całości przyznano Srebrne Lwy. Film otrzymał również Złotego Klakiera dla najdłużej oklaskiwanego na festiwalu filmu. Nie będę zadawać oczywistego pytania, czy takie wyróżnienia cieszą, bo na pewno tak jest. Czy jednak takie nagrody mają jakiś realny wpływ na losy tej produkcji? Czy otwierają przed Panem nowe możliwości tworzenia kolejnych filmów?
Maciej Pieprzyca: Wpływu nagród nie można przeceniać, ale bez wątpienia mają ogromne znaczenie w promocji kina artystycznego, a do takiego zalicza się film o Mietku Koszu. To nie jest kino komercyjne, na którego promocję przeznacza się duże środki finansowe. Bardzo trudno przebić się do widza z obrazem artystycznym. Nagrody są naturalną jego promocją. Nagrodzonym filmem ludzie są bardziej zainteresowani. Co do mojej sytuacji – jako twórca wyróżniony mogę wydawać się bardziej wiarygodny i niewykluczone, że kiedy będę realizował swój kolejny projekt, łatwiej będzie mi przekonać do niego osoby, które miałyby go sfinansować. Ale to wszystko jest jednak w sferze gdybania. Nagrody są przede wszystkim uznaniem dla wysiłku wielu osób, które przy filmie pracują. Osobiście na historię Mieczysława Kosza poświęciłem trzy lata swojego życia. Mam na myśli okres od momentu, kiedy zdecydowałem się na ten temat i zacząłem zbierać materiały do scenariusza, spotykać się z ludźmi, którzy znali Mietka, aż do dzisiaj – kiedy jesteśmy na kilka dni przed premierą i wejściem „Ikara” do kin. Praca reżysera nad filmem to z pewnością nie jest sprint, ale maraton.
Co było inspiracją do opowiedzenia historii tego, w gruncie rzeczy, nieznanego szerszej publiczności muzyka jazzowego, który w dzieciństwie stracił wzrok?
Mieczysław Kosz jest bardzo dobrze znany w kręgu jazzmanów, melomanów, ale przeciętny Polak raczej o nim nie słyszał. Ja też, prawdę powiedziawszy, nie słyszałem o nim do pewnego momentu. To Piotr Adamczyk jest „ojcem chrzestnym” filmu „Ikar. Legenda Mietka Kosza”. Kiedy pracowaliśmy przy mojej wcześniejszej produkcji pt. „Jestem mordercą”, Piotr zwrócił moją uwagę na postać Mietka, mówiąc, że życiorys niewidomego pianisty jazzowego to ciekawy materiał na film. Przyznam, że początkowo z dużym sceptycyzmem odniosłem się do tej propozycji. To dlatego, że wyreżyserowałem wcześniej film o osobie z niepełnosprawnością – „Chce się żyć” – i sądziłem, że ten temat dla siebie już wyczerpałem. Uważałem, że robiąc film o niewidomym bohaterze będę się w jakiś sposób powtarzał się i że mogę zostać zaszufladkowany jako reżyser jednego tematu. Nie chciałem tego. Lubię nowe wyzwania, różnorodność. Jednak wiedziony ciekawością, zacząłem szperać po internecie i szukać informacji o Mietku Koszu. Natrafiłem na film dokumentalny o nim „Esencja nastroju” i na biografię „Tylko smutek jest piękny”, napisaną jeszcze w latach 80. przez Krzysztofa Karpińskiego. Potem zacząłem docierać do osób, które znały muzyka. I tak krok po kroku przekonywałem się, że swoje obawy powinienem odsunąć na bok i jednak zrealizować ten film biograficzny.
Co Pana w Mietku Koszu zaintrygowało najbardziej?
Myślę, że jakiś niewiarygodny splot paradoksów i okoliczności życiowych, które sprawiły, że Kosz w ogóle został muzykiem i stał się wybitnym pianistą jazzowym, docenianym w kraju i za granicą. Gdyby nie to, że w dzieciństwie stracił wzrok i został odrzucony przez ojca, nigdy nie trafiłby do podwarszawskich Lasek. Gdyby nie pobyt w Laskach, prawdopodobnie nikt nie zauważyłby jego talentu. Kosz pochodził z biednej, zamojskiej wsi, jego rodzice byli analfabetami.
Obraz Lasek w Pana filmie jest surowy. Widz ogląda głównego bohatera, który ćwiczy grę na pianinie z książką na głowie, by idealnie prosto siedzieć. Ten obraz jest powtarzany w Pana filmie jako wspomnienie wielokrotnie przychodzące do bohatera.
Wspomnienia Mietka z Lasek nie były do końca dobre, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że dostęp do wiedzy o dzieciństwie i wczesnej młodości tego artysty jest niewielki, informacje czasami są sprzeczne. Prawdę mówiąc, nie wiadomo nawet do końca, kiedy stracił wzrok i z jakiego powodu. Jedne źródła mówią, że miał dziewięć lat, a inne, że dwanaście. Mietek Kosz był introwertykiem. Niewiele opowiadał o sobie, a zwłaszcza o traumach z dzieciństwa. Udało mi się jednak dotrzeć do osoby, która znała go dobrze. Była to jego narzeczona, pierwsza spełniona miłość, pani Ewa (w filmie: Marta). Od niej sporo się dowiedziałem o Mietku Koszu. Chociaż pobytu w Laskach dobrze nie wspominał, jednak faktem jest, że właśnie tam zwrócono uwagę na jego talent. W Laskach zauważono, że jest muzykalny, gra na harmonijce ustnej i zdecydowano uczyć go gry na innych instrumentach. Początkowo były to skrzypce, ale ponieważ Mietek sobie z nimi nie radził, zaczął naukę gry na pianinie. Muzyka „wybuchła w nim” właśnie w Laskach. Później kontynuował edukację w krakowskiej szkole muzycznej.
Dużo mówimy o dzieciństwie Kosza, choć film zasadniczo poświęcony jest późniejszemu okresowi jego życia, kiedy był już znanym muzykiem. Sporo jest jednak w filmie retrospekcji. I tutaj nie mogę nie dopytać o scenę, która wydaje mi się jedną z najbardziej drastycznych w kinematografii polskiej ostatnich lat. Nie mogę zdradzać szczegółów, ale powiem szczerze, że ta scena chyba zaważyła na moim całościowym odbiorze filmu. Wyszłam z projekcji podłamana. Pomyślałam nawet przez chwilę, że mógłby Pan tę scenę usunąć.
To kluczowa scena filmu i prawdziwe wydarzenie z życia Mietka Kosza. Sądzę, że jego późniejsze losy – poczucie osamotnienia czy trudności w nawiązywaniu relacji z innymi ludźmi były naznaczone tym, co wydarzyło się w dzieciństwie. Mietek potrzebował ludzi zarówno emocjonalnie, jak i ze względów praktycznych. Jako osoba niewidoma, zwłaszcza kiedy przyjechał do Warszawy, był kompletnie bezradny w przestrzeni miejskiej. Jednocześnie odrzucał atrybuty mogące świadczyć o tym, że jest osobą niewidomą – nie chciał używać białej laski czy psa przewodnika. Był zdany na innych.
Przed obejrzeniem Pana filmu byłam przekonana, że będzie to obraz pełen muzyki i radości, którą Kosz czerpał z grania. Tymczasem muzyka, owszem, jest, ale zamiast radości mamy jakiś rodzaj rozedrgania, tremy, niespełnienia. Widzowie Pana wcześniejszego filmu „Chce się żyć”, który miał dość optymistyczne przesłanie, mogą poczuć się zawiedzeni. Ten film dawał nadzieję, natomiast „Ikar. Legenda Mietka Kosza”... No cóż...
Cieszę się, że nie stworzyłem takich samych filmów. Bo po co robić dwa podobne obrazy na podobny temat? To są dwie odrębne historie. Łączy je tylko niepełnosprawność głównych bohaterów. Ale akurat nie zgadzam się, że „Ikar” ma wymowę pesymistyczną. To film o miłości do muzyki, o pasji, która doprowadza kogoś bez najmniejszych szans, wbrew niesprzyjającym okolicznościom, do ogromnego sukcesu i życiowego spełnienia. Ten sukces oczywiście okupiony jest ceną. Tak było z Mieczysławem Koszem. Ale „Ikar” oddaje radość płynącą z grania muzyki, którą się kocha, szczęście z bycia jej częścią. O tym przede wszystkim jest ten film.
Pana bohater nie jest postacią idealną. Kosz w filmie potrafi być wybuchowy, potrafi uderzyć w twarz kolegę, który mu źle akompaniował.
Opowiadanie o człowieku, w moim przekonaniu, powinno uwzględniać dwoistość natury ludzkiej. Człowiek nie jest absolutem, nie jest idealny, życie nie jest bajką. Moim zdaniem tzw. „pomnikowe biografie”, do których przyzwyczaiło nas rodzime kino, są fałszowaniem rzeczywistości. Z relacji znajomych można wywnioskować, że Kosz również miał dwa oblicza – jeden Mietek to facet sympatyczny, nieśmiały, a drugi – impulsywny. Muzycy go podziwiali, ale się też go bali.
W filmie jest też wiele momentów sięgania przez muzyka po alkohol.
Mietek Kosz miał różne okresy w swoim życiu. Miał też taki, nazwijmy go smutniejszym, kiedy sięgał po alkohol. Z pewnością samotność, zawiedziona miłość czy poczucie wyobcowania spowodowały, że się pogubił i w tym czasie alkohol odgrywał istotną rolę w jego życiu. Niemniej nie zgadzam się z tymi, którzy pisali, że był alkoholikiem. Dla Mietka Kosza najważniejsza była muzyka, stanowiła treść jego życia. Kiedy zdał sobie sprawę, że alkohol przeszkadza mu w graniu, a koncertował bardzo intensywnie, to po prostu z niego zrezygnował.
W „Ikarze” w Mietka Kosza wcielił się Dawid Ogrodnik. Czy jednak brał Pan pod uwagę obsadzenie w głównej roli osoby niewidomej? Wśród osób z niepełnosprawnością na pewno znalazłyby się osoby utalentowane.
Taki pomysł początkowo pojawił się w przypadku małego Mietka, ale ze względu na stopień trudności tej roli – nie dałoby się pogodzić zdjęć z niepełnosprawnością jej odtwórcy. Praca na planie to ciężka robota. Oprócz profesjonalizmu, wymaga cierpliwości, skupienia, dobrej kondycji. Małego Mietka ostatecznie zagrał chłopiec sprawny – Cyprian Grabowski. Niemniej, przygotowując się do roli, odwiedzał ośrodek w Laskach, miał kontakt z ociemniałymi dziećmi, podglądał je, zakolegował się nawet z nimi. W scenach z Lasek, realizowanych zresztą w tym ośrodku, jego koleżanki i kolegów grają dzieci niewidome i niedowidzące. Scenariusz filmu konsultowaliśmy z osobami pracującymi na co dzień z niewidomymi. Poznaliśmy to środowisko, będąc w Laskach. Chciałem zrobić film, który przybliża widza do tego, jak postrzega świat osoba niewidoma.
Faktycznie, film dzięki różnym zabiegom technicznym pozwala widzowi wejść w świat osoby niewidomej. Mamy ujęcia zawężającego się pola widzenia osoby tracącej wzrok i możliwość „poczucia”, jak wrażliwy jest jej słuch.
Mieczysław Kosz miał słuch absolutny, choć nie jest to właściwość każdej osoby tracącej wzrok. Potrafił policzyć osoby, które były obecne w restauracji podczas jego koncertu, bo słyszał każdą z nich jakby z osobna. Chcieliśmy, na ile to tylko możliwe, ten rodzaj wrażliwości słuchowej oddać w filmie. Podobnie jeśli chodzi o stopniową utratę wzroku głównego bohatera.
Na koniec chciałabym dopytać o sam tytuł filmu. Postać mitycznego Ikara właściwie każdy z nas zna i wie, jak się zakończyła jego historia. Co Pan chciał przekazać widzowi, porównując losy Mieczysława Kosza i mitycznego marzyciela – Ikara?
Ikar to oczywiście silna metafora. Inspirację do takiego nazwania filmu wziąłem od samego Mieczysława Kosza. Pod koniec życia skomponował utwór „Ikar”, który grał na koncertach, mówiąc, że to o nim. Moim zdaniem mit o Ikarze bardzo odpowiada krótkiej, ale też bardzo intensywnej jego biografii, łącznie z niespodziewanym tragicznym finałem.
O czym będzie Pana następny film?
Na pewno nie będzie o osobie z niepełnosprawnością, raczej nie będzie to też film biograficzny. Myślę, że muszę teraz przede wszystkim odpocząć. Metaforycznie zamknąć za sobą drzwi, niejako pożegnać się z Mietkiem Koszem, który był ze mną przez trzy lata. Oczyścić głowę, by móc ją wypełnić nową opowieścią. Jeszcze nie w tej chwili, bo kinowa premiera filmu „Ikar. Legenda Mietka Kosza” 18 października i wiele spotkań związanych z filmem jeszcze przede mną. Na pewno jednak, żeby pracować nad czymś nowym, muszę pożegnać stare.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Dziękuję.
Ikar. Legenda Mietka Kosza (Polska, 2019), scenariusz i reżyseria: Maciej Pieprzyca, zdjęcia: Witold Płóciennik, muzyka: Leszek Możdżer, obsada aktorska: Dawid Ogrodnik, Cyprian Grabowski, Piotr Adamczyk i in.
Premiera: 18.10.2019
Portal Niepelnosprawni.pl i magazyn „Integracja” są patronami medialnymi filmu
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz