Żołnierze września 1939. Choć ciężko ranni, walczyli dalej...
1 września 1939 roku hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę. Rozpoczęła się II wojna światowa. W 80. rocznicę warto przypomnieć sześciu żołnierzy, dla których wrzesień 1939 roku był dopiero początkiem walki, a przeszkodą nie była nawet utrata pełnej sprawności...
Jerzy Bajan
Był pułkownikiem Wojska Polskiego, mistrzem akrobacji powietrznych i twórcą akrobacji zespołowej w Polsce. Pod koniec życia cierpiał na chorobę Parkinsona, w wyniku której zmarł.
Jako 17-latek wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej, w 1918 r. jako jedno z Orląt bronił Lwowa. W wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r. walczył najpierw jako kawalerzysta, a potem żołnierz piechoty. Służbę w lotnictwie rozpoczął na początku lat 20., a z ich końcem zaczął się pasjonować powietrznymi akrobacjami. Sformował Krakowską Trójkę Akrobacyjną, zwaną też Trójką Bajana, prezentującą figury akrobatyczne trzech samolotów myśliwskich PWS-A. Ich skrzydła podczas lotu były połączone parcianymi taśmami. W 1933 r. Jerzy Bajan zdobył I miejsce w zlocie gwiaździstym PRL podczas I Międzynarodowego Lotu Alpejskiego do Wiednia. Rok później z mechanikiem Gustawem Pokrzywką zwyciężył w Warszawie w Międzynarodowych Zawodach Samolotów Turystycznych Challenge.
Podczas niemieckiego nalotu na Dęblin 2 września 1939 r. został ranny i stracił władzę w lewej ręce. Po klęsce wrześniowej odbudowywał polskie siły powietrzne we Francji, a potem w Anglii, z uwagi na niepełnosprawność pełniąc funkcje sztabowe. Pragnienie latania było jednak zbyt silne. Skonstruował metalowy hak mocowany skórzanym paskiem do bezwładnej dłoni, dzięki czemu mógł operować manetką gazu. W 1942 r. rozpoczął loty w 316. Dywizjonie Myśliwskim „Warszawskim”. Rok później został polskim oficerem łącznikowym w sztabie dowództwa lotnictwa myśliwskiego RAF, czyli de facto dowódcą polskiego lotnictwa myśliwskiego na Zachodzie. Brał także udział w komisji badającej przyczyny katastrofy gibraltarskiej, w której zginął gen. Władysław Sikorski.
Więcej o Jerzym Bajanie czytaj w artykule na naszym portalu.
Roman Rożałowski
Roman Rożałowski ps. Siekiera – syn rotmistrza 4. Pułku Strzelców Konnych w Płocku i prawnuk uczestnika powstania styczniowego, kontynuował rodzinne tradycje i zapisał się w historii Wojska Polskiego patriotyzmem i aktywnym działaniem na rzecz obronności kraju. Szkołę Podchorążych ukończył w 1935 r. i już będąc oficerem 15. Pułku Ułanów Poznańskich, dał się poznać jako doskonały jeździec.
W siodle był niezrównanym zawodnikiem. W 1938 r., jako reprezentant czteroosobowej drużyny, zdobył dla swojej jednostki mistrzostwo sił zbrojnych w jeździectwie. Indywidualnie dwukrotnie sięgnął po trzecie miejsce w zawodach. Jego umiejętności w tej dziedzinie były tak imponujące, że klacz Barcelona, na której przynosił swojej jednostce laury, stała się jego własnością, on zaś awansował do stopnia porucznika.
Dla ambitnego i dobrze wyszkolonego żołnierza udział w II wojnie światowej zakończył się po siedmiu dniach od jej wybuchu. Podczas misji zwiadowczej został ciężko ranny w stopę i rozkazał ją sobie odrąbać siekierą. Tak podobno zyskał swój pseudonim. Niestety, ta decyzja miała swój ciąg dalszy w kilku szpitalach. Po amputacji nogi został zwolniony ze służby wojskowej. Niepełnosprawność nie zniechęciła Romana „Siekiery” Rożałowskiego do walki z okupantem.
Więcej o Romanie Rożałowskim ps. Siekiera przeczytasz w artykule na naszym portalu.
Kazimierz Dziedzioch
Swoją przygodę z wojskiem zaczął dość wcześnie – w 1939 r., mając zaledwie 15 lat. Wtedy to, zataiwszy wiek, zgłosił się do wojska. Przedostał się z Polski przez Węgry, Jugosławię i Włochy do Francji, gdzie zaciągnął się do tworzonej tam Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich.
W kwietniu 1940 r. wraz z jednostką został wysłany do Norwegii. Był najmłodszym uczestnikiem bitwy o Narwik. W trakcie niemieckiego ataku w okolicach Ankenes pocisk szrapnelowy niemal całkowicie oderwał mu prawą nogę powyżej kolana. W szpitalu trzeba było ją amputować po blisko dobie oczekiwania na pomoc. Po operacji Kazimierz Dziedzioch został skierowany na dalsze leczenie i rekonwalescencję, a rok później w Szkocji otrzymał protezę nogi. Za udział w walkach w Norwegii w grudniu 1940 r. otrzymał najwyższe polskie odznaczenie wojskowe, Order Virtuti Militari, a w 1942 r. z rąk norweskiego króla najważniejsze wyróżnienie norweskie, medal Krigskorset med Sverd (Krzyż Wojenny, nr 97).
Gdy przebywał w szkockim szpitalu wojskowym, jego sytuacją zainteresowała się żona gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Dzięki jej staraniom wyjechał do Kanady, a następnie w 1942 r. do Stanów Zjednoczonych. Tam, nadal pozostając w strukturach wojskowych, rozpoczął pracę w służbie rekrutacyjno-propagandowej; zajmował się agitacją Polaków znajdujących się w USA na rzecz wstąpienia do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Zaczął bywać na zebraniach, konferencjach prasowych i występować w audycjach radiowych. Został nawet zaproszony na spotkanie w Białym Domu z ówczesnym prezydentem Stanów Zjednoczonych Franklinem D. Rooseveltem.
Więcej o Kazimierzu Dziedziochu znajdziesz w artykule na naszym portalu.
Witold Sokolnicki
Był człowiekiem czynu i kawalerzystą z krwi, kości i ducha. Po maturze dostał się do Oficerskiej Szkoły Kawalerii w Grudziądzu, którą ukończył w stopniu podporucznika. Kontynuował służbę w 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Podnosząc swoje kwalifikacje, ukończył Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie i paryską École Superieure de Guerre.
Po powrocie do Polski został oficerem sztabu Krakowskiej Brygady Kawalerii. W 1939 r. miał stopień rotmistrza. Udział w kampanii wrześniowej zakończył się dla niego trzema ranami i amputacją nogi. Mimo to nie odszedł z wojska. Do 1944 r. działał w Armii Krajowej. Był uczestnikiem Powstania Warszawskiego, w trakcie którego został aresztowany. Udało mu się jednak zbiec i prawdopodobnie z ludnością cywilną opuścić Warszawę. W powstaniu stracił żonę.
Po zakończeniu wojny nie zwolnił tempa życia. Najpierw zajął się poniemieckimi gospodarstwami rolnymi na terenie Wielkopolski, a od 1950 r. prężnie działał na rzecz osób z niepełnosprawnością.
Więcej o Witoldzie Sokolnickim przeczytać moższesz w artykule na naszym portalu.
Andrzej Kowerski
Uczył się w Gimnazjum Państwowym im. Jana Zamoyskiego w Zamościu. Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1930 r. Był absolwentem Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii. Studiował rolnictwo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
Przed II wojną światową stracił nogę wskutek nieszczęśliwego postrzału na polowaniu. Nosił drewnianą protezę do wysokości kolana, co nie przeszkodziło mu walczyć we wrześniu 1939 r. Pełnił funkcję oficera zwiadowczego 1. baterii 16. Dywizjonu Artylerii Motorowej 10. Brygady Kawalerii (Zmotoryzowanej) Wojska Polskiego gen. Stanisława Maczka. Otrzymał za to Order Virtuti Militari. Po kapitulacji wraz z brygadą trafił na Węgry, gdzie został internowany. Po dwóch dniach uciekł z obozu. Gdy dopadła go policja, przekonywał, że to nieporozumienie i trudno podejrzewać kalekę o takie wyczyny. Położył przy tym na stole swoją drewnianą nogę.
W Budapeszcie pracował w polskim konsulacie, pomagając internowanym polskim żołnierzom w przedostaniu się do Francji. W węgierskiej stolicy poznał legendarną Krystynę Skarbek (ponoć pierwowzór dziewczyny Bonda z Casino Royale, pierwszej, którą agent 007 obdarzył uczuciem). Skarbek wprowadziła Andrzeja Kowerskiego do służby w brytyjskiej Secret Intelligence Service (Tajna Służba Wywiadowcza) oraz SOE (Kierownictwo Operacji Specjalnych). Polska Mata Hari wikłała się w życiu w liczne romanse, jednak to Andrzej Kowerski stał się jej najważniejszym partnerem. Tworzyli parę w życiu i pracy.
Więcej o Andrzeju Kowerskim czytaj w artykule na naszym portalu.
Stanisław Janusz Sosabowski
Był synem legendarnego gen. Stanisława Sosabowskiego, dowódcy polskich spadochroniarzy w czasie II wojny światowej. Stanisław Janusz nazywany był „człowiekiem legendą” lub „gwiazdą pierwszej jasności”.
W czasie porodu stracił lewe oko; gdy dorósł, nosił sztuczne, o czym nie wiedzieli nawet przyjaciele.
Przed wojną rozpoczął studia lekarskie i kontynuował je w czasie okupacji na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Już na początku wojny cudem uniknął śmierci (służył jako lekarz w stopniu podporucznika w kampanii wrześniowej) – ocalał jako jedyny z pociągu sanitarnego zbombardowanego przez Niemców. Pod ps. Stasinek od 1940 r. był żołnierzem ZWZ-AK, dowódcą plutonu w pułku „Baszta”, a później w Oddziale Dyspozycyjnym Kolegium „A” Kedywu. Zasłynął z wielu akcji, m.in. spalenia magazynów materiałów pędnych na Woli, zdobycia medykamentów w fabryce farmaceutycznej Spiessa, zlikwidowania zdrajcy w szeregach AK – porucznika „Lasso”, likwidacji Niemca Karla Schmalza, tzw. Panienki, który zabił ok. 200 ludzi, oswobodzenia strzeżonej przez SS w magazynach na Umschlagplatzu 50-osobowej grupy Żydów z Węgier i Grecji.
W powstaniu dowodził oddziałem Kolegium „A”. 4 sierpnia został ranny i stracił drugie oko. Uniknął masakry cudem wyprowadzony przez żonę Krystynę ze szpitala na Woli. Ewakuowano go kanałami do Śródmieścia. Jego bezpośredni przełożony Józef Rybicki pisał: „Był duszą, sercem i mózgiem tego oddziału. Rogaty, czupurny, czasami sztorcem stający, ale zawsze karny, zawsze bezgranicznie wierny idei walki; śmiałość charakteru biła zawsze od niego. Czuło się zajadłość i nienawiść wprost dziecka, gdy mówił o walce z wrogiem. Mir u chłopaków swoich miał olbrzymi, posłuch nadzwyczajny, miłość ich była do niego ogromna. Był między nimi dziwny związek braterski; Stach nie rozkazywał, ale jak kolega do kolegów, towarzysz walk, do nich mówił. Był dla nich jednak autorytetem bezmiernym. Typowy samorodny dowódca, nie narzucony, ale który sam wyrobił sobie to stanowisko, sam na nie zasłużył”.
Więcej o Stanisławie Januszu Sosabowskim przeczytasz w artykule na naszym portalu.
Sylwetki pochodzą z publikacji Integracji „Lista Mocy. Edycja specjalna. 100 wyjątkowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością, działających w latach 1918–2018” (plik PDF, 7,4 MB)
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- W 2025 roku nowe kryteria dochodowe w pomocy społecznej
- Rehabilitacja lecznicza Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O czym warto wiedzieć
- Czego szukają pod choinką paralimpijczycy?
- Gorąca zupa, odzież na zmianę – każdego dnia pomoc w „autobusie SOS”
- Bożenna Hołownia: Chcemy ograniczyć sytuacje, gdy ktoś zostaje pozbawiony prawa do samodzielnego podejmowania decyzji
Dodaj komentarz