Szczęśliwa młodość
Sprawni znajomi boją się starości. Przeraża ich osłabione ciało, mniejsza mobilność, brak samodzielności. Z lękiem mówią o korzystaniu z czyjejś pomocy i problemach w wykonywaniu najprostszych czynności. Ja się boję, czy starości dożyję. I wiem, że jeśli tak, to przyjmę ją z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. Bo starość może być kolejnym wspaniałym etapem życia.
Młodość kojarzy nam się z pięknem, lekkością, sprawnością. Z testowaniem swoich granic, z łamaniem reguł, szukaniem pomysłu na siebie. Młodość to głowa pełna pomysłów i serce wypełnione nadzieją. Nadzieją na piękną przyszłość.
Ile to razy w gimnazjum słyszałam, że ktoś chce dołączyć do klubu 27? Wiek ten wydawał się wtedy końcem, dobrym momentem na pożegnanie z życiem, nim rzeczywistość okaże się brutalniejsza od marzeń. Ja zawsze chciałam żyć długo, ale pamiętam słowa swoich przyjaciół, którym wydawało się, że śmierć w młodym wieku – niczym gwiazd rocka i bluesa: Janis Joplin, Jima Morrisona czy Kurta Cobaina – uchroni ich przed smutkiem obserwowania słabnącego ciała. Na szczęście wszyscy moi znajomi, którzy tak mówili, wciąż żyją – perspektywa zmienia się wraz z dojrzewaniem, a współcześnie na szczęście nie romantyzuje się depresji, jak to było w czasach mojej młodości.
Właśnie – młodości. Czym ona jest? Moja niewiele starsza przyjaciółka w najnowszym singlu swojego synthpopowego projektu Synth Flowers śpiewa: „drugi raz w życiu żegnam się z młodością”, nawiązując do nadchodzących 40. urodzin. Kilka wersów dalej dodaje: „coraz więcej młodych stoi za nami”.
Pamiętam, jak sama kilka lat temu „żegnałam się z młodością”, gdy obchodziłam 30. urodziny. Dziś się z tego śmieję, ale wtedy to była dla mnie prawdziwa tragedia. Czas rozliczeń z rzeczywistością, pogodzenia z tym, czego nie udało się osiągnąć „przed trzydziestką” i moment wielkich rozważań, jak powinno wyglądać to „ustatkowane, poważne życie po trzydziestce”. Trzydziestka była granicą, którą bałam się przekroczyć. Niesłusznie. Tak jak mówili mi starsi przyjaciele, po trzydziestce życie stało się fajniejsze: nauczyłam się mniej przejmować głupotami, a na świat spojrzałam bardziej łaskawym okiem.
Nie oszukuję się jednak – wiem, że kolejne dziesięciolecie też będę przeżywać. I kolejne. I jeszcze następne. W końcu nie bez powodu powstają książki Jak się starzeć bez godności (Magdalena Grzebałkowska, Ewa Winnicka), a moje i starsze pokolenia na Instagramie starają się walczyć ze stereotypem dotyczącym tego, co w pewnym wieku „wypada”. Bo gdzieś, podskórnie, oglądając kolejną fitnesssiedemdziesięciolatkę na Instagramie, a potem mierząc się z widokiem drżącej ze starości, ledwo stojącej kolejki ludzi do warzywniaka, czujemy, że starość nie musi być pożegnaniem z życiem. Choć wiemy, że nie na wszystko mamy wpływ, to jednocześnie wierzymy, że nasze wybory – żywieniowe, sportowe, psychologiczne – pozwolą nam czuć się młodo. Też w to wierzę – dlatego dbam o dietę i ćwiczę w wolnym czasie, staram się uśmiechać i suplementuję witaminy.
Jednak teraz, gdy piszę te słowa, czuję, że wpadam w kolejną pułapkę – bo kult młodości jest zakorzeniony w nas głębiej, niż chcemy się do tego przed sobą przyznać. Dlatego poprawiam się: nie chcę wiecznie czuć się młodo. Chcę się czuć na swój wiek. I mam tylko nadzieję, że dzięki zmianom społecznym, które teraz obserwuję, moja starość i moje „na swój wiek” będzie oznaczało czucie tego, czego szuka każdy z nas, niezależnie od metryczki – uczucie zadowolenia z życia.
Artykuł pochodzi z numeru 6/2024 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz